piątek, 6 lutego 2015

Epilog + nowe opowiadanie.

Proszę o przeczytanie notki pod epilogiem :)Życzę miłego czytania.
~*~

   


Marco wrócił do domu. Podczas, gdy blondyn był w szpitalu, spakowałam jego rzeczy i przeniosłam z domu przyjaciół do nas.
Uwielbiam patrzeć na mojego ukochanego, który zajmuje się naszym synkiem. Ten widok jest dla mnie rozczulający, czuję się jakby ktoś wylał miód na moje serce.Paulina urodziła synka, którego jestem chrzestną. Mario rozpiera duma.
Leo i Max są podobni do swoich ojców. Kiedy Ci wychodzą na spacer ze swoimi pociechami, są dumni jak pawie. Często śmiejemy się z mężczyzn, z narzeczoną Götzego, jednak ten widok maluje uśmiechy na naszych ustach.
Teraz w naszym życiu będzie już tylko lepiej.


~*~



*jakiś czas później*
-Chodź synku, jak wrócimy, to mama nas nie pozna - złapałem pociechę za rączkę.
-Ej, to zrobię Wam zdjęcie - zaśmiał się Mario.
     Podałem mu swój telefon, a on zrobił nam zdjęcie. Oddał mi urządzenie i skierowaliśmy się do fryzjera.
    Weszliśmy do salonu fryzjerskiego i podeszliśmy do jednej z pracownic. Usadziliśmy naszych synów, a sami usiedliśmy obok nich. Jak nigdy Leo był spokojny. Kiedy tylko dobiorą się z Maxem, to jest istny szał. Nie da się ich ogarnąć.
    Po zrobieniu nowych fryzur wróciliśmy do domu. Każdy poszedł w swoją stronę. Wieczorem mieli do nas przyjść państwo Götze. Otworzyłem drzwi i do domu wbiegł mały rozrabiaka.
-Mamo, mamo, pats - zawołał, wbiegając do salonu.
-Co to za przystojniak - zaśmiała się moja żona - a nawet dwóch.
-Dzisiaj psyjdzie Max - wdrapał się na kanapę i zapatrzył się na naszą drugą pociechę.
    Mamy kolejnego synka, który ma 14 miesięcy. Daliśmy mu na imię Javier. Natalia mnie przekonała, co do tego imienia, ponieważ ja chciałem, aby nazywał się Andreas. Wziąłem Leo na kolana i przytuliłem do siebie blondynkę. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, ale w pewnym momencie wziąłem Leosia na górę i go przebrałem, a następnie sam zmieniłem swoją garderobę. Wziąłem go na ręce i zszedłem na dół, gdzie znajdowała się moja żona.
-Iii jak? - uśmiechnąłem się.
-Mały i duży Reus - zaśmiała się - jaki on jest do Ciebie podobny - uśmiechnęła się.
    W pewnym momencie usłyszeliśmy tupot stóp, a w salonie pojawiła się rodzinka Götze.
-Max nie mógł się doczekać - westchnęła Paulina.

*Natalia*
    Siedzieliśmy w jadalni, a chłopcy bawili się w salonie.
-Jesteśmy głodni - przebiegli do nas.
-Chce kanapke - powiedziała mały Götze, siadając na kolana swojego ojca.
    Wyszłam do kuchni, aby zrobić coś do jedzenia. Kiedy wróciłam, zapytałam Leo i Maxa.
-Byliście grzeczni dzisiaj?
-Tak - odpowiedział Marco z Mario.
-Nie Was się pytam - zaśmiałam się.
-Bo chyba oczywiste jest to, że byliście - zawtórowała mi przyjaciółka.
-Tato, włącys nam baje?
-Jasne - blondyn wstał z krzesła, a za nim ruszyli mali mężczyźni - jaki bajzel. No istny...
-Buldel na kółkach - zaśmiał się Leo.
-Cooo? - zdziwiłam się, a towarzystwo się roześmiało.
-Tata tak mówi - powiedział i po raz kolejny się zaśmiał.
-No zgarszasz dziecko - powiedziałam, kiedy Marco wrócił.
-Nie - oburzył się.
-Mam nadzieję, że teraz będę mieć córeczkę - zaśmiała się brunetka.
-Będzie syn - zawołał Mario, po czym wybuchnął śmiechem.
-Moje dzieci są podobne do ojca, żadne do mnie - westchnęłam, a Mario się zakrztusił sokiem, ponieważ nadeszła jego kolejna salwa śmiechu.
-Wiesz, kotku. Potem możemy zmajstrować córeczkę - wziął mnie na kolana blondyn.
-Może, może - uśmiechnęłam się i spojrzałam na zdjęcie oprawione w ramkę, które stało na komodzie.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

To już koniec :c
Bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem, bo chyba najlepiej, pod względem artystycznym
mi tu szło.

Staram się rozwijać w tym co robię.

Gdzieś w głowie, mam kilka pomysłów na nowe opowiadania i staram się
wcielać je jakoś w życie, a różnie to bywa.
Mam wymyśloną fabułę, ale brak pomysłu na rozpoczęcie bloga :c

Chciałabym Wam bardzo podziękować za to, że czytałyście i komentowałyście rozdziały!
Gdyby nie Wy, to zapewne bym nie pisała.

Dziękuję Wam z całego moje serduszka ♥


Dziękuję Tym, którzy komentowali!
Dziękuję Tym, którzy obserwowali bloga!
Dziękuję Tym, którzy czytali!
Dziękuję Wam wszystkim! ♥

A teraz chciałabym Was zaprosić na moje nowe opowiadanie:

http://milosc-i-bol.blogspot.com

Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Pozdrawiam! ♥

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 24.

    Coraz wyraźniej do moich uszu docierał budzik. Szukając telefonu, niechętnie otworzyłam oczy. Kiedy urządzenie znalazło się w mojej ręce, wyłączyłam irytujący mnie dźwięk. Przetarłam oczy dłonią i usiadłam na łóżku. Sprawdziłam jeszcze raz, czy aby na pewno nikt nie dzwonił. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, gdzie wybrałam ubrania na dziś. Z gotowym kompletem wyszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę. Z nowym makijażem wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, aby coś zjeść. Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Zasiadłam do stołu i zabrałam się za jedzenie. Po chwili do kuchni przyszedł Mario z Pauliną. Götze zaczął robić śniadanie, a Deme usiadła obok mnie. Nikt się nie odzywał. Kilka razy brunet chciał zacząć rozmowę, ale kiedy tylko otwierał usta, to od razu je zamykał. Mój telefon zaczął wibrować i wydawać z siebie dźwięk. Wzięłam urządzenie do ręki i nie patrząc kto dzwoni, od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony doktor Koch. Wybudziliśmy Pana Reusa. Zrobiliśmy wszystkie badania i czekamy na wyniki. Jeśli pani chce, można przyjechać.
-Oczywiście, zaraz będę. Dziękuję bardzo.
    Rozłączyłam się i od razu przekazałam przyjaciołom wszystko o czym powiedział mi lekarz. Pobiegłam do sypialni po torebkę, ubrałam buty, a do reki wzięłam kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. Paulina ciągle powtarzała, że zajmowanie się Leo, to czysta przyjemność, jednak mimo wszystko czuję się niezręcznie, że pilnuje mojego dziecka.
-Co ze mnie za matka - odparłam ubierając kurtkę.
-Jesteś świetną matką, a to, że aktualnie jest taka sytuacja, to nie jest Twoja wina - przytuliła mnie brunetka.
-Gdybym wybaczyła Marco, to nie leżałby teraz w szpitalu.
-Natalia, to nie jest Twoja wina - westchnął Mario - dobra, jedziemy.
-Dziękuję Wam. Nie wiem, jak mogę się Wam odwdzięczyć - uśmiechnęłam się delikatnie.
-No przestań - zaśmiała się moja przyjaciółka - pozdrówcie go.
-Oczywiście.
    Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Niemca. Piłkarz odpalił pojazd i ruszyliśmy do szpitala. Drogę umilała nam muzyka, która wydobywała się z radia. Moje myśli ciągle były przy blondynie. Bałam się jego reakcji. Bałam się jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Czy mi wybaczy? Czy będzie jak dawniej? A może nie będzie chciał mnie znać? Z zamysłu wyrwał mnie głos Mario, który oznajmił, iż jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku głównych drzwi szpitalnych. Będąc już w środku, schodami skierowałam się na drugie piętro. Wzrokiem odszukałam pokoju numer 45. Stojąc pod drzwiami, zastanawiałam się, czy aby na pewno wejść.
-Natka, nie bój się, to Twój mąż. Kiedy wejdziesz, to on ze szczęścia, chyba wyzdrowieje - zaśmiał się - ja tu poczekam. Zaraz napiszę do chłopaków, że Marco się wybudził, a Wy sobie porozmawiajcie.
-Kocham Cię braciszku - przytuliłam go.
-Ja Ciebie też siostrzyczko - uśmiechnął się pod nosem, odwzajemniając uścisk.
    Chwyciłam klamkę i odwróciłam się ostatni raz do bruneta, który siedział już na krzesełku. Uśmiechnął się do mnie promiennie, co dodało mi otuchy. Pchnęłam drzwi i przekroczyłam próg pokoju szpitalnego. Drzwi zaskrzypiały, a Marco odwrócił głowę w moją stronę. Wpatrywał się we mnie, a po chwili na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-Hej - powiedziałam cicho - jak się czujesz? - podeszłam bliżej łóżka.
-Teraz cudownie - uśmiechnął się zniewalająco - siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
    Niepewnie zajęłam miejsce, które mi wskazał. Podniosłam głowę i popatrzyłam w oczy blondyna. Wpatrując się w siebie, trwaliśmy w ciszy, która była teraz dosyć niezręczna. Nieznacznie Niemiec zaczął się do mnie zbliżać.
-Nie podnoś się - odparłam - lekarz kazał Ci leżeć - wymyśliłam na poczekaniu. Blondyn westchnął i opadł na poduszki - chcesz coś do jedzenia? Cokolwiek?
-Nie, dziękuję.
-Marco - spuściłam głowę - przepraszam.
-Za co mnie przepraszasz? - zdziwił się.
-Za wszystko. Gdybym Ci wtedy wybaczyła, to do niczego by nie doszło i siedzielibyśmy teraz w domu.
-To nie Twoja wina - złapał mnie za dłoń - to ja jestem pieprzonym dupkiem i Cię zdradziłem. Należy mi się kara.
-Jaka kara? Przestań.
-Mógłby mnie zabić.
-Czy Ty siebie słyszysz kretynie? - zdenerwowałam się - nie poradziłabym sobie, żyjąc ze świadomością, że Ciebie już nie ma - z moich oczu popłynęły łzy - nie dałabym sobie bez Ciebie rady.
-Nie płacz. Proszę Cię, nie płacz - wstał do pozycji siedzącej.
    Popatrzyłam na niego, a on starał kciukiem moje łzy. Odległość między nami szybko malała. Dzieliły nas już teraz tylko milimetry. Po chwili poczułam delikatnie muśnięcie ust i blondyn się odsunął, jakby się bał, że będę na niego zła. Popatrzyłam mu w oczy i tym razem, to ja go pocałowałam. Z zachłannością odwzajemniał pocałunki. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta chwila, nie chciałam, żeby się ona kiedykolwiek skończyła. Oderwaliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy.
-Tęskniłem - odparł, przytulając mnie do siebie.
-Ja za Tobą też.
-Kocham Cię, nic nas nie rozdzieli - cmoknął mnie w czoło.
-Nic, a nic - zaśmiałam się.
-Wrócimy do domu i będziemy żyć długo i szczęśliwie z naszym Leo. Może jakieś rodzeństwo dostanie - zaśmiał się.
-Będzie je miał szybciej, niż Ci się to wydaje - widząc, że Marco nie rozumie, położyłam jego dłoń na moim brzuchu - będziesz drugi raz tatą.
-Będę ojcem - zaśmiał się, nie dowierzając we własne słowa.
-Będziemy wujkami? - usłyszałam radosne głosy chłopaków, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-No to trzeba to opić - zaśmiał się Mats.
-Ej, ale nie beze mnie. Musicie na mnie poczekać - oburzył się Mario - ja muszę być trzeźwy, bo moja Paulina ma niedługo termin. A teraz wybaczcie, ale do niej jadę.
    Słowa Götzego nas bardzo rozbawiły, a brunet jak gdyby nigdy nic, pożegnał się z nami i pojechał do domu. Posiedziałam jeszcze chwilę i zaczęłam się zbierać, ponieważ Paulina pilnuje Leo. Pożegnałam się z Marco i wyszłam z pokoju ze Svenem, który zaproponował, że mnie odwiezie. Po kilku minutach byłam już w domu. Wygoniłam państwa Götze, aby spędzili ze sobą czas, a sama zostałam z synkiem w domu.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Przykro mi to mówić, ale jest to ostatni rozdział :c
W epilogu dodam link do nowego opowiadania :)
Zastanawiam się także nad tym, czy zrobić kontynuację mojego pierwszego opowiadania:

http://jasnejaksloncenoca.blogspot.com


piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 23.

    Na korytarz wybiegła pielęgniarka z lekarzem. Mario wziął przyjaciółkę na ręce. Chłopcy wytłumaczyli doktorowi, co się zdarzyło, a on kiwając głową, jakby spokojniejszy, poprosił, aby brunet z kobietą na rękach, szedł za nim. Zrobili kilka kroków i weszli na salę, w której wcześniej leżał Marco. Piłkarz delikatnie położył Polkę na łóżku i stanął obok lekarza, który badał dziewczynę. Po chwili wyprosił Niemca na korytarz. Ten początkowo nie chciał się zgodzić, lecz posłusznie wyszedł na korytarz, gdzie siedziała reszta zawodników BVB.

*Mario*
    Próbowaliśmy się przysłuchać temu, co mówi lekarz do Natalii. Niestety z każdą sekundą się oddalali, więc coraz ciężej było nam zrozumieć słowa mężczyzny. Usłyszałem tylko tyle, że Marco będzie operowany. Zrobiło mi się gorąco. Bałem się o niego. Nie minęła minuta, a ujrzałem Natalię, która uderzyła o podłogę. To był moment. Jak jeden mąż pobiegliśmy do niej. Wziąłem ją na ręce i po chwili przybiegł lekarz. Ruszyłem za nim do sali segregacji. Będąc już w pomieszczeniu położyłem blondynkę na łóżku. Lekarz ją badał, ale kazał mi wyjść. Nie chciałem zostawiać jej tutaj samej, ale też nie chciałem opóźniać badań, więc wyszedłem. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, wzrok chłopaków został skierowany na moją osobę. Zawalali mnie mnóstwem pytań.
-Wyprosił mnie, a teraz ją bada. Cholera, co jej jest.
-Może wstrząsnęła ją ta wiadomość? - próbował mnie uspokoić Kuba.
    Nie dość, że Marco, to jeszcze Natalia. Co się jeszcze stanie? Paulina zacznie rodzić? Dobra, koniec tych myśli. Jeśli Marco z tego nie wyjdzie, to nie wiem co zrobię. Na korytarzu panowała cisza, nikt nic nie mówił. Letarg przerwał Mats.
-To ja może pójdę pod blok operacyjny.
-Pójdę z Tobą - odparł Łukasz - piszcie jak będziecie coś wiedzieć.
-Wy też - odparł Błaszczykowski.
    Po około trzydziestu minutach wyszedł lekarz i oznajmił, iż można wejść do Natalii. Wstaliśmy i ruszyliśmy do sali.

*Natalia*
    Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe ściany i tego samego koloru sufit. Z przerażeniem, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Od razu podszedł do mnie lekarz.
-Widzę, że się pani obudziła - uśmiechnął się.
-Co się dzieje? Pamiętam jak lekarz powiedział, że Marco ma operacje i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Co z Marco? Muszę tam iść - wstałam i ruszyłam do wyjścia, ale zatrzymał mnie doktor.
-Proszę się położyć. I tak nie mogłaby pani wejść na blok. Jeśli coś będziemy wiedzieć, to pani powiemy. Zrobiliśmy pani badania, wyniki powinny zaraz być.
    Położyłam się na łóżku, a po chwili do sali wszedł Mario i Kuba. Bałam się o Marco. Na co ta operacja? Co mu się stało? To wszystko moja wina. Gdybym mu wtedy wybaczyła, to nic by mu nie było. Poczułam łzy na policzkach.
-Ej, mała, nie płacz - przytulił mnie Götze - wszystko będzie dobrze.
-Chłopcy pytają, jak się czujesz - głos zabrał Kuba.
-Dobrze.
    Polak wstukał coś w telefonie i zaczął nowy temat, aby odwrócić moją uwagę od operacji blondyna. Moje myśli były ciągle przy nim. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć. Naszą rozmowę przerwał lekarz, który wszedł do sali.
-Mam wyniki - stanął obok łóżka - jest pani w ciąży.
-Jak to? Znaczy się, to jest pewne? - byłam w szoku.
-Pobraliśmy krew do badań, teraz zrobimy usg i wszystko pani powiem.
-Jasne.
-Zaraz przyjdzie ginekolog.
    Tak jak mówił lekarz, po chwili przyszedł specjalista. Piłkarze zeszli z łóżka i stanęli obok niego, a ginekolog usiadł na krześle i zaczął operować ultrasonografią. Podciągnęłam koszulkę, a po chwili poczułam zimny żel na brzuchu.
-To szósty tydzień - mówiąc to, odłożył sprzęt.
-Operacja się skończyła - usłyszałam szept Kuby, który kierował te słowa do bruneta.
    Jak poparzona wstałam ze szpitalnego łóżka i pobiegłam w poszukiwaniu lekarzy, którzy byli przy operacji. Przemierzałam korytarze, mijając pielęgniarki. W pewnym momencie zatrzymałam się i zapytałam oddziałowej, czy nie widziała mężczyzny. Pokierowała mnie, więc szybko ruszyłam w odpowiednie miejsce. Skręciłam w prawo, chwilę szłam prosto i skręciłam ponownie w prawą stronę. Zauważyłam drzwi i stwierdziłam, że to ten gabinet. Zapukałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. W pomieszczeniu było trzech lekarzy. Rozpoznałam ich, to oni byli przy operacji.
-Przepraszam, co z Marco Reusem?
-Jest pani z kimś z rodziny?
-Jestem żoną.
-W takim razie proszę usiąść - wskazał na krzesło, które stało naprzeciwko niego.
    Usiadłam przy biurku, a lekarz zaczął swój monolog.
-To tak. Pan Reus miał wypadek. Potrącił go samochód. W takiej sytuacji mogę śmiało powiedzieć, że miał szczęście i przy takim wypadku wszedł bez większych uszkodzeń. Jest kilka obić, zadrapań, stłuczone żebro i złamana ręka. Złamanie było otwarte, dlatego ta operacja. Zaraz będziemy wybudzać pani męża. Zostanie na obserwacji przez dwa-trzy dni, a następnie jeśli wszystko będzie dobrze, to go wypiszemy.
-Czy mogłabym do niego wejść?
-Tak, oczywiście. Sala numer 45, piętro niżej.
-Dziękuję bardzo.
    Wyszłam z gabinetu i spokojniejsza szłam do sali, w której leżał mój mąż. Schodząc po schodach, ujrzałam chłopaków. Podeszli i zadawali pytania. Opowiedziałam im wszystko i razem zmierzaliśmy do pokoju o numerze 45. Mats otworzył mi drzwi i przepuścił w nich. Weszłam i usiadłam na krześle, a chłopcy zajęli resztę miejsc. W sali leżał tylko Marco. Było jedno łóżko i kilka krzeseł. Obok łóżka stała półka.
    Złapałam blondyna za rękę i musnęłam ustami jego dłoń. Delikatnie położyłam głowę na jego brzuchu. Leżałam tak, dopóki piłkarze Borussii Dortmund nie wstali z miejsc.
-Powinnaś się przespać. Jest prawie piąta. Pojedziemy do domu, jutro tutaj przyjdziesz - pomógł mi wstać Łukasz.
    Musnęłam policzek Reusa i wyszłam z sali. Na korytarzu spotkałam lekarza, z którym chwilę temu rozmawiałam.
-Za parę godzin będziemy wybudzać pana Reusa. Proszę odpocząć - posłał mi uśmiech.
    Udałam się do wyjścia. Wsiadłam do auta Mario i odjechaliśmy do domu. Dopiero teraz do mnie dotarło, że jestem w ciąży. Będą już na miejscu, weszłam do domu, a za mną ruszył Götze. Zerknęłam do pokoiku dziecięcego. Leo smacznie spał, więc zamknęłam cicho drzwi i ruszyłam do sypialni. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Przygoda z tym blogiem niedługo się kończy, ale chyba 
zacznę pisać kolejne opowiadanie :)
Czytałby ktoś? :)

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 22.

    Siedziałam w domu. Odkąd Marco wyszedł minęły dwie godziny, a ja nadal płakałam. Jestem beznadziejna. Kocham blondyna, a odrzuciłam jego przeprosiny. Leo smacznie sobie spał. Zasnął jakieś kilka minut temu, więc zeszłam schodami na dół. Chciałabym, aby na kanapie siedział Marco. Tak jak zawsze, usiadłabym obok niego, przytuliłby mnie i pocałował w czoło. Wtuliłabym się w jego ciało i w spokoju obejrzelibyśmy jakiś film. Jestem idiotką. W salonie nikogo nie było, a na stoliku leżał dużych rozmiarów bukiet mocno czerwonych róż. Wiedziałam, że są od Niemca. Podeszłam do nich i podniosłam kwiaty, zaciągając się ich zapachem. Przymknęłam na chwilę oczy. Wyjęłam z szafki flakon i wyszłam do kuchni, aby nalać do niego wody. Wróciłam do poprzedniego pomieszczenia i postawiłam go na stole w jadalni. Wzięłam bukiet do ręki, a kiedy wkładałam go do flakonu, wypadła z niego karteczka. Z ciekawością podniosłam ją i usiadłam na krześle. Z niepewnością rozwinęłam białą karteczkę. Było to pismo Marco. Zagłębiłam się w tekście.

''Kochanie,
Wiem, że jesteś na mnie zła. Wiem, że mnie nienawidzisz, sam siebie nienawidzę za to co zrobiłem.
Nie wiem co napisać...
Kocham Cię. Kocham Cię najbardziej na świecie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi.
Wiem, że spieprzyłem.
Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła,
żebyśmy znowu tworzyli rodzinę,
a to, że nie chcesz rozwodu, daje mi nadzieję, że do mnie wrócisz.
Będę czekał ile będzie tylko trzeba.
Zawsze będę Cię kochał.
Tylko Twój ~ Marco.''

    Czytając ten list, płakałam. Nie mogłam opanować łez. Kocham go, ale jeszcze nie teraz. To wszystko były za wcześnie, rany były jeszcze świeże. Napisałam do Pauliny, aby wpadła jeśli ma czas. Już po niecałych 10. minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, a następnie kroki w korytarzu. Do salonu weszła Deme. Nie pytała, po prostu mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak jakiś czas. Zdecydowałam się przerwać tę ciszę.
-Kocham go, a nie potrafię mu wybaczyć.
    Po moich policzkach po raz kolejny płynęły łzy. Starałam się opanować. Wyszłam do kuchni, aby zrobić herbaty i po drodze wzięłam jakieś ciasteczka. Wróciłam na miejsce i tracąc poczucie czasu, nawet nie wiedziałyśmy kiedy było już po północy. Od czasu do czasu bawiłyśmy się z Leo, karmiłyśmy go i zrobiłyśmy sobie kolację. Było tak jak kiedyś. W pewnym momencie poszłyśmy do sypialni, aby przejrzeć albumy ze zdjęciami. Usłyszałam płacz dziecka, więc wyszłam z pomieszczenia, zostawiając przyjaciółkę samą. Delikatnie wzięłam synka na ręce i chodziłam z nim po pokoju, śpiewając mu cicho kołysanki. Po kilku minutach zasnął, więc spokojna, z uśmiechem na ustach włożyłam go ponownie do jego łóżka. Chwilę tak postałam, patrząc na dziecko, a po chwili wróciłam do brunetki i usiadłam na poprzednim miejscu.
-Myślałam, że zasnęłaś razem z małym - zaśmiała się - nie słyszałaś?
-Ale czego?
-No, zdaje mi się, że to Marco krzyczał. Kurde, przepraszam, mogłam Cię zawołać.
    Nadal przeglądałyśmy fotografię i rozmawiałyśmy, ale ja nie potrafiłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Marco i tego, co mógł krzyczeć. Po jakimś czasie usłyszałam gdzieś w oddali pogotowie i jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Mario. Odebrałam, a to co usłyszałam... zmroziło mnie.
-Zostaniesz z Leo? Proszę Cię - rzekłam płaczliwym głosem.
-Co jest?
-Nie denerwuj się, jasne?
-Mów!
-Ale obiecaj.
-Obiecuję, obiecuję.
-Marco potrącił samochód. Zostań z Leo, proszę.
-Biegnij tam.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, wysyłaj relacje na bieżąco.
    Zabrałam torebkę i wybiegłam z sypialni. Założyłam buty, a do ręki wzięłam płaszcz i pobiegłam do drogi. Kolana się pode mną uginały, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Ujrzałam Marco, był blady, a usta miał sine. Poczułam uścisk.
-Zakładaj ten płaszcz - usłyszałam głos Mario.
-Jak to, co z nim. Mario boję się - rozpłakałam się.
    Wyswobodziłam się z uścisku Götzego i pobiegłam do sanitariuszy.
-Mogę? Jestem żoną.
    Wsiadłam do karetki, a mężczyźni zajęli się ratowaniem blondyna. Po kilku minutach byliśmy pod szpitalem. Wbiegłam z nimi do środka. Byłam cały czas obok, dopóki nie wjechali na salę segregacji. Nie wpuścili mnie tam. Usiadłam na krzesełkach i czekałam na jakieś wieści. Po jakimś czasie obok mnie znaleźli się przyjaciele Marco. To wszystko moja wina. Gdybym mu wybaczyła, to do niczego takiego by nie doszło. Jak on tego nie przeżyje, to sobie tego nie wybaczę. Doszłam już do momentu, kiedy nie mogłam sobie wyobrazić istnienia bez niego. Jest dla mnie wszystkim. To on sprawił, że nie załamałam się po kontuzji, która wykluczyła mnie z zawodowej gry w piłkę. Za niektórych ludzi jesteśmy w stanie oddać życie, ponieważ wiemy, że nasze życie bez nich jest do niczego. Boję się o niego. Chłopcy próbowali mnie jakoś pocieszyć, ale sami się okropnie martwili. Po chwili z sali wypadł lekarz, ale się nie odezwał, nie odpowiedział na żadne nasze pytanie. Wrócił z kilkoma innymi specjalistami. Kiedy tylko weszli to wyjechali z Marco, nadal nic nie mówiąc.
-Doktorze, co z nim? Gdzie go zabieracie? W jakim jest stanie? Co mu dolega? Wyjdzie z tego, prawda? Niech pan powie, że on z tego wyjdzie - zasypałam go pytaniami.
-Jedziemy na salę operacyjną, resztę powiem po operacji.
-Jak operacja? Przeżyje, prawda?
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby z tego wyszedł.
    Zrobiło mi się gorąco i ciemno przed oczami. Słyszałam jakieś głosy, ale żadnych nie zrozumiałam.

***

    Chłopcy siedzieli z Natalią na korytarzu i czekali na kogoś, kto wyszedłby z sali i powiedział co z Reusem. Na ich nieszczęście, żaden stamtąd nie wychodził, co nie wróżyło dobrze. Mario i żona blondyna, obarczali siebie winą. Brunet sądził, iż to jego wina, ponieważ wypuścił go pijanego z domu, natomiast blondynka, dlatego, że nie zgodziła się do niego wrócić. Jednak nie była to wina, żadnego z nich. Marco, zrezygnowany wracał chłodnikiem do domu, kiedy pijany kierowca w niego wjechał. Jechał z prędkością 100km/h, stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w piłkarza. Wszystko się mogło zdarzyć, ale każdy chciał, aby z tego wyszedł. Wszyscy chcieli usłyszeć, że wszystko z nim dobrze, że jest tylko poobijany, lecz kiedy do pomieszczenia, w którym przebywał Niemiec, wbiegło jeszcze więcej lekarzy, ich nadzieję się zmniejszały, ale mimo to, nadal wierzyli, że będzie dobrze. W pewnym momencie drzwi sali się otworzyły, i chyba wszyscy przebywający tam lekarze biegli w nieznane miejsce bliskim osobom Marco. Polka wypytywała mężczyzn, co z jej mężem. Oni odjechali, jak się okazało, na blok operacyjny, ona upadła na podłogę, tracąc przytomność. Przyjaciele, którzy przebywali na korytarzu, jak na zawołanie pobiegli do blondynki, wołając o pomoc. Teraz nie tylko martwią się o stan zdrowia Marco, ale także Natalii.

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 21.

    Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem zapłakaną blondynkę. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Odepchnęła mnie od siebie i zrobiła krok do tyłu. Chciałem spróbować drugi raz, ale kiedy tylko do niej podszedłem, zaczęła się ode mnie oddalać.
-Nie dotykaj mnie.
-Natalia, kochanie, powiedz mi, co się stało.
-Jesteś pieprzonym dupkiem Reus. Uwierzyłam w Twoje słowa, myślałam, że dzisiaj się pogodzimy. Przyszłam kilka minut przed czasem. Widziałam Was. Widziałam jak całujesz się z Caroline. Gratulacje, będziesz ojcem - zrzuciła moją rękę ze swojego ramienia.
-Tylko Ciebie kocham, Ciebie i Leo. To Wy jesteście dla mnie najważniejsze. Uwierz mi, proszę Cię - nie trzymałem już łez, płakałem razem z moją ukochaną - proszę.
-Nie, nie wierzę Ci.
-Tylko Ty się liczysz - zbliżyłem się do niej i wypiłem w jej usta. Położyłem dłonie na jej biodrach i
przyciągnąłem do siebie. Polka położyła dłonie na moich policzkach, a chwilę potem wplotła palce w moje włosy. Oparłem ją o ścianę i próbowałem zmniejszyć odległość pomiędzy nami. Byłem w siódmym niebie, ponieważ matka mojego syna, odwzajemniała pocałunki. Kiedy zabrakło nam już powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Oparłem głowę o jej czoło i ciężko oddychałem.
-Kocham Cię - odezwałem się po dłuższej chwili, wpatrywania się w nią.
-Kocham Cię - wyszeptała, a łzy spływały jej po policzkach.
-Nie płacz, proszę. Teraz już wszystko będzie dobrze. Już zawsze będziemy razem.
-Nie - rozpłakała się.
-Ale...
-To był nasz pożegnalny pocałunek.
    Stałem jak wryty z kilka minut. Dziewczyna wyszła do łazienki, a ja nadal stałem i wpatrywałem się w ścianę. Zbiegłem po schodach i zabierając torbę wybiegłem z domu. Zrobiłem kilka kroków i byłem już na posesji przyjaciela. Wszedłem do domu, trzasnąłem drzwiami i wbiegłem do mojego tymczasowego pokoju. Rzuciłem torbą o ścianę, a sam opadłem na łóżko. Ryczałem. Najzwyczajniej w świecie płakałem. Zniszczyłem wszystko. Przez jeden głupi wybryk straciłem kobietę swojego życia. Powoli dławiłem się łzami. W tamtym momencie chciałem umrzeć. Zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na ulicę. Wsiadłem do auta i skierowałem się do pierwszego lepszego baru. Zaparkowałem na parkingu, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę drzwi budynku, a kiedy już byłem w środku, usiadłem przy ladzie i złożyłem zamówienie. Najpierw jeden kieliszek, drugi, trzeci, czwarty i tak dalej. Nie liczyłem już tego. Chciałem zapomnieć o tym wszystkim. Zapomnieć o tym, że wszystko spieprzyłem. Wstałem, aby wyjść z baru, ale kiedy tylko podniosłem się do pozycji siedzącej, to od razu opadłem na krzesło. Oho, coś jest nie tak.
-Jeszcze raz, to samo - powiedziałem.
-Wystarczy już panu - odpowiedział barman.
-Nie słyszy pan, jeszcze raz to samo poprosiłem.
    Barman podkręcił głową i postawił przede mną kieliszek. Podniosłem szklane naczynia i przyłożywszy do ust, przechyliłem. Czując smak alkoholu, lekko się skrzywiłem. Zapłaciłem i skierowałem się do wyjścia. Za oknem było już ciemno. Straciłem poczucie czasu. Chciałem jechać autem, ale wiem, że Natalia by mnie zabiła. Niechętnie wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer przyjaciela. Odebrał już po kilku sygnałach.
-Gdzie Ty się szlajasz? Wiesz, która jest godzina?
-Nie, która.
-Marco, nie wkurzaj mnie. Na dodatek jeszcze jesteś pijany.
-Ale ja naprawdę nie wiem, która godzina.
-Jest północ.
-Że co?
-No właśnie. Widziałem jak wyleciałeś. Natalia mi wszystko wytłumaczyła. Wiesz jak ona się o Ciebie martwi?
-Martwi się? - uśmiech zagościł na moich ustach - przyjdź po mnie.
    Porozmawiałem jeszcze chwilę i oparłem się o fotel w samochodzie. Już po kilku minutach drzwi otworzyły się, a ja ujrzałem twarz Mario. Dałem mu kluczyki i ruszyliśmy do domu. Wróciłem do domu i jako tako poszedłem do łazienki. Odkręciłem zimną wodę i obmyłem nią twarz. Wyszedłem z domu państwa Götze i poszedłem pod balkon domu, w którym jeszcze chwilę temu mieszkałem. Widziałem, że świeci się światło, więc Natalia musiała tam być. Stanąłem na środku drogi i zacząłem krzyczeć do Natalii.
-Natalia! Wiem, że tam jesteś! Kocham Cię, wybacz mi, proszę! Tylko Ciebie kocham!
    Krzyczałem tak z 15. minut, ale nic to nie dało. Chodnikiem ruszyłem do domu. Przejeżdżające auta, dawały mi oświetlenie. Usłyszałem zbliżający się samochód, lecz nic sobie z tego nie robiłem, ponieważ chodziłem po trasie tylko dla pieszych. Odgłos pojazdu był coraz głośniejszy. Usłyszałem coś w stylu 'uważaj' i momentalnie moje ciało przeszedł przeszywający ból.

*Mario*
    Siedziałem na schodach i myślałem o życiu. Mam dwadzieścia dwa lata. Gram w Borussii Dortmund, z błędnym transferem do Bayernu, ale nie chcę o tym myśleć. Już niedługo na świat przyjdzie moje pierwsze dziecko. Kocham Paulinę. Mam wspaniałych przyjaciół. Martwię się o Natalię i Marco. Kochają się, ale w ich życiu ostatnio jest sporo zamieszania. Stałem na trawie przed domem, wpatrywałem się w niebo i słuchałem jak Reus wyznaje miłość swojej żonie. Ba, on krzyczał, co do niej czuje. Po jakimś czasie wszystko ucichło. Następne co usłyszałem, to 'uważaj'. Wybiegłem przed bramę, ale było już za późno. Ujrzałem leżącego Marco i auto obok. Ten widok mnie zmroził. Biegnąc do blondyna, dzwoniłem na pogotowie.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Hej :)
Co myślicie o tym rozdziale?

Co tak mało komentarzy? :c
To Wy motywujecie mnie do pisania ♥

P.S. Już niedługo koniec tego opowiadania :c
Jeszcze nie wiem, czy historia ta będzie z happy end'em.

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 20.

    Obudził mnie dźwięk budzika. Niechętnie wyciągnęłam rękę po telefon, aby wyłączyć dzwoniące urządzenie, którego fonia doprowadzał mnie do białej gorączki. Na wyświetlaczu widniała godzina 11:00. Biorąc pod uwagę, że niewiele spałam, ponieważ Leo przez całą noc nie spał i płakał. Uspokoił się dopiero koło godziny siódmej. Prawie całą noc nosiłam go na rękach, a nawet kilka razy się z nim bawiłam. Kiedy już myślałam, że śpi, zaczynał płakać. Doszło do tego, że już chciałam dzwonić do Marco i poprosić go o pomoc. Widocznie Leo też był zmęczony, ponieważ odkąd zasnął, nadal spał. Zwlekłam się z łóżka i zabierając po drodze z szafy kilka ubrań, wyszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę, a pod prysznicem myślałam, że zasnę. Woda była tak przyjemna, że mogłabym spać. Ubrana oraz delikatnie pomalowana wyszłam z toalety i skierowałam się do pokoju dziecięcego, aby sprawdzić, czy mój synek jeszcze śpi. Cicho uchyliłam drzwi i delikatnie stawiając kolejne kroki, podeszłam do łóżeczka. Mała kopia Marco, nadal spała. Uśmiechnęłam się pod nosem i przykryłam go szczelniej kołderką. Bezszelestnie wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam do kuchni, ponieważ zrobiłam się głodna. Stanęłam przed lodówką i rozglądałam się po jej zaopatrzeniu. Miałam ochotę na coś pikantnego, więc wyjęłam pikantny sos pomidorowy, a następnie nałożyłam na dwie grzanki, które położyłam na talerzu. Zalałam herbatę i biorąc ją oraz śniadanio-obiad zniosłam do salonu. Usiadłam na kanapie i zabrałam się za jedzenie. Po kilku minutach grzanki zniknęły i została herbata. Podkuliłam nogi i wzięłam do ręki kubek, a do drugiej pilot od telewizora. Przerzucałam kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Dobrze, że mieliśmy polskie kanały, więc szybko znalazłam serial 'pamiętniki z wakacji'. Popijając ciepły napój, wgapiałam się w telewizor. Usłyszałam płacz dziecka, więc szybko odkłożyłam kubek na stolik i pobiegłam do pokoju. Wyciągnęłam go z łóżeczka i chwilę ponosiłam na rękach, następnie ubrałam malca i zeszłam z nim na dół. Nakarmiłam go i powoli zaczynałam przygotowywać nas do wyjścia na spacer. O 13:50, zamknęłam dom i pchając powoli wózek, kierowałam się do ogrodu spacerowego. Z Niemcem, miałam się spotkać w parku, ponieważ miał wracać z treningu. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Wchodząc na teren parku zauważyłam Marco w towarzystwie jakiejś blondynki. Wydawało mi się, że była to Caroline. Kobieta coś do niego mówiła. Blondyn stał do mnie odwrócony plecami, więc nie wiem, jaki był jego wyraz twarzy. Byłam już blisko nich.
-Jestem w ciąży, będziesz ojcem.
    Wypowiedziała te słowa, a pode mną ugięły się nogi. Zwieńczeniem tej sytuacji był pocałunek Marco z Caroline. Odwróciłam się i jak najszybciej starałam się dotrzeć do domu. Jaka ja jestem głupia. Uwierzyłam w jego słowa. Myślałam, że dzisiaj się pogodzimy i będzie tak jak kiedyś. Kiedy znalazłam się w domu, w pierwszej kolejności rozebrałam Leo i położyłam na dywanie, a sama płacząc, usiadłam obok niego, starając się z nim bawić.

*Marco*
    Z ogromnym uśmiechem na ustach wstałem z łóżku i poszedłem wziąć prysznic. Czuję, że dzisiaj się coś wydarzy. Nie wiem, czy będzie to dobre, czy złe, ale mam nadzieję, że będzie to coś dobrego. Ubrany, stałem już przed lustrem i układałem włosy. Gotowy wróciłem do pokoju gościnnego, który był moją dotychczasową sypialnią. Spakowałem torbę treningową i zszedłem na dół. Wszedłem do kuchni, w której byli domownicy.
-Cześć Wam - uśmiechnąłem się.
-Oho, już się będzie szczerzył - zaśmiał się Mario - jedziemy moim, czy Twoim?
-Twoim, bo ja muszę coś załatwić.
    Wziąłem kanapkę. Zrobiłem kilka gryzów i już jej nie było. Zjadłem jeszcze dwie i popiłem herbatą. Razem z Mario wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Wyjechaliśmy z posesji i skierowaliśmy się na trening. W ośrodku treningowym byliśmy już po kilku minutach. Wyszedłem z samochodu i poszedłem od razu do szatni. Przebrałem się i wyszedłem na murawę. Jakie było moje szczęście, kiedy trener powiedział nam, że dziś wszyscy idą na siłownię. Zajmując rowerek, układałem w myślach dzisiejszą rozmowę z Polką. Oczywiście miałem w głowie tylko te sytuacje, jak mnie przytuli i pocałuje. Tęsknię za nimi, za nią, za synkiem, a to, że nie żąda rozwodu daje mi nadzieję, że mnie kocha, i że mi wybaczy. Zadowolony końcem zajęć, jak strzała wpadłem pod prysznice. Szybko się odświeżyłem i w podobnym tempie się ubrałem. Poganiałem Mario, co wywołało ogromne śmiechy w szatni. Po chwili już siedzieliśmy w aucie. Koło parku, samochód zatrzymał mój przyjaciel i mogłem wysiąść z pojazdu. Pożegnałem się z Mario i ruszyłem do pobliskiej kwiaciarni. Będąc na miejscu, poprosiłem o ciemnoczerwone róże. Zapłaciłem za bukiet i wyszedłem z budynku. Chodziłem w kółko. Caroline spóźniała się już jakiś czas.
-Hej, to dla mnie?
-Cześć, nie, dla Natalii. Chciałbym to szybko załatwić.
-Ja też.
-Kocham Natalię. To ona jest dla mnie najważniejsza. Ona i Leo. Mam żonę i syna. Kocham ich, a z Tobą już nigdy nie będę.
-Jestem w ciąży, będziesz ojcem - rzuciła mi się na szyję. Od razu ją odepchnąłem.
-Co Ty gadasz. Nie kłam.
-Nie kłamię - zaśmiała się - myślę, że teraz to już Twoja żona Ci nie wybaczy - odeszła, a ja stałem jak wryty. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Była już 15:00. Mimowolnie się uśmiechnąłem, ponieważ zaraz ujrzę Natalię i Leo. Minęło już dwadzieścia minut, a ich nie ma. Myślałem, że się coś stało. Natalia nie odbierała ode mnie telefonów, nie odpisywała na SMS-y. Zniecierpliwiony, a zarazem przestraszony ruszyłem do domu. Starałem się dotrzeć na miejsce najszybciej jak to jest możliwe. Stając przed drzwiami, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Wszedłem głębiej i nie zauważyłem nikogo w salonie. Schodami skierowałem się na górę. Zajrzałem do pokoju dziecięcego i ujrzałem w nim Leo. Podszedłem do niego i pocałowałem go w główkę, ponieważ spał. Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem zapłakaną blondynkę.

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 19.

    Od dwóch tygodni mieszkamy z Marco osobno. Cholernie za nim tęsknię. Tęsknię za  jego pocałunkami, dotykiem. Tęsknię za nim całym. Odwiedza Leo. Codziennie przychodzi po treningu, zdarza się też, że jest przed. Dzisiaj Marco zabiera Leo na mecz. Może się nim zająć, ponieważ musi pauzować przez żółte kartki, które dostał w meczach ligowym. Była godzina 13:30 i właśnie kończyłam robić sałatkę.
-Cześć piękna - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko ze strachem wymalowanym na twarzy. Przestraszył mnie - co jest? Stało się coś? - zapytał zmartwiony.
-Nie, po prostu mnie przestraszyłeś.
-Przepraszam - powiedział ze skruchą.
-Nic nie szkodzi.
-Gdzie Leo?
-W salonie, w kojcu się bawi. Zjesz?
-Twoją sałatkę? Zawsze - uśmiechnął się tak, że zmiękły mi nogi.
    Wyszedł do salonu, a ja oparłam się o blat kuchenny. Marco działa na mnie, tak, że nie da się tego wyjaśnić. Jego uśmiech sprawia, że miękną mi nogi, a jego wzrok doprowadza mnie do szybszego bicia serca. Jego głos, potrafi mnie uspokoić nawet w najbardziej stresowych sytuacjach. Kocham go. Szalenie go kocham. Usłyszałam kroki, które było coraz bardziej słychać, co oznaczało, że Niemiec kierował się do pomieszczenia, w którym przebywałam. Potrząsnęłam głową i przełożyłam sałatkę do szklanej miski. Poczułam dłonie, które były mi bardzo dobrze znane, na biodrach. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Mimo, że nie chciałam, momentalnie się od niego oderwałam.
-Nałożyć Ci, czy sam sobie poradzisz? - zapytałam - pójdę przygotować Leo.
    Szybko skierowałam się do salonu, w którym przebywał malec. Wzięłam go na ręce i usiadłam z nim na kanapie.

*Marco*
    Dzisiaj miałem zabrać moje Skarby na mecz. Zadowolony wszedłem do kuchni, w której była Natalia. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie, przytulając ją. Odepchnęła mnie i wyszła z pomieszczenia. Jak zawsze musiałem wszystko spieprzyć. Gdybym nie zdradził Natalki, teraz siedzielibyśmy wszyscy razem. Miałbym ją dla siebie. Mógłbym ją pocałować, przytulić, mógłbym wszystko... a teraz? Szkoda mówić. Jestem pieprzonym dupkiem. Obiecywałem, że nigdy jej nie skrzywdzę, a zdradziłem ją z byłą dziewczyną. Oczy zaczęły mnie piec, a po policzku spłynęła łza. Tak, łza. Straciłem moją małą rodzinkę. Wyszedłem na korytarz i zauważyłem, że Natka ubiera Leo, po czym gotowego wkłada go do nosidełka. Zastanawiałem się, czy branie takiego malca na mecz jest dobrym pomysłem, w końcu będzie bardzo głośno.
-Proszę - podała mi synka - miłej zabawy.
-A Ty nie jedziesz? - zdziwiłem się, lecz nic nie odpowiedziała - proszę Cię, jedź. Pojedziemy gdzieś razem, tak rodzinnie - westchnąłem - proszę. Leo też chce, żebyś pojechała, prawda? - zaśmiałem się do małego, co odwzajemnił.
-Macie mało czasu...
-Poczekamy.
-No dobrze - westchnęła i uciekła schodami na górę. Po chwili zbiegła z torebką w dłoni. Ubrała buty, pomogłem jej założyć płaszcz i wyszliśmy z domu.
    Blondynka zamknęła drzwi na klucz i chciała otworzyć drzwi od auta. Wyprzedziłem ją i zrobiłem to za nią. Kiedy wsiadła, zamknąłem je i udałem się na miejsce kierowcy. Odpaliłem pojazd i ruszyłem w kierunku Signal Iduna Park. Po kilku minutach, dojechaliśmy na miejsce. Mieliśmy ogromne szczęście, ponieważ ominęliśmy korki. Zaparkowałem na swoim stałym miejscu i wysiadłem, aby ponownie otworzyć drzwi mojej lubej, następnie wyjąłem ostrożnie synka i zamknąłem samochód.

-Brać nosidełko?
-Weź na wszelki wypadek - odezwała się.
    Chciałem ją złapać za rękę. Biłem się w myślach i ostatecznie splotłem nasze palce. Wyjęła swoją dłoń, lecz trzymaliśmy się za najmniejsze palce. Cieszyłem się w duchu, że chociaż tyle. Przywitałem się z ochroną i weszliśmy na trybuny. Zajęliśmy nasze miejsca i rozsiedliśmy się wygodnie na krzesełkach. Zrobiło mi się zimno w dłonie, cóż pogoda nas nie rozpieszczała. Mimo, że świeciło słońce, było kilka stopni na minusie. Moja żona to zauważyła, ponieważ potarła je delikatnie swoją dłonią. Cieszyłem się w duchu jak idiota, ponieważ w tym momencie, to był duży krok.
-Przyniosę Ci ciepłą herbatę, chyba, że chcesz coś innego.
-Nie musisz - uśmiechnąłem się.
-Czyli herbata?
-Dziękuję.
    Kobieta odeszła, aby zaopatrzyć się w ciepłe napoje. Do meczu zostało jeszcze pół godziny. Trzymając Leosia na rękach, pokazywałem mu cały stadion i trybuny.
-Twój zmiennik Marco? - usłyszałem głos za sobą.
-Oczywiście - zaśmiałem się - dzień dobry Panie Watzke.
-Nie znam się, ale chyba podobny do Ciebie - uśmiechnął się życzliwie - oby talent też odziedziczył.
-Podobno, jest do mnie podobny.
-Nasza szkółka na niego czeka.
-Oczywiście, gdy tylko będzie w odpowiednim wieku, to napiszemy go do szkółki BVB. Natalia by mi nie odpuściła.
-A gdzie masz Natalię? - zaczął się rozglądać.
-Poszła po coś ciepłego do picia - odpowiedziałem - o patrz, mamusia idzie - pokazałem malcowi.
    Moja ukochana nie szła sama. Była bowiem w towarzystwie Zorca. Oboje w rękach trzymali po dwa kubki. Kiedy byli już obok nas, przywitałem się z Michaelem, a Natalia z Hansem. Kiedy mecz się rozpoczął, usiedliśmy na miejscach i patrzyliśmy na poczynania obu drużyn, od czasu do czasu popijaliśmy ciepłą herbatę.
    Po skończonym meczu, w którym Borussia wygrała z Hoffenheim 2:0, zeszliśmy na murawę, aby pogratulować piłkarzom. Porozmawialiśmy z nimi chwilę, a potem zapakowaliśmy się do auta, a jakiś czas później siedzieliśmy już w domu. Bawiłem się z synkiem na dywanie, kiedy Natalia weszła do salonu z dwoma kubkami, jak mniemam były one gorące, ponieważ unosiła się z nich para. Postawiła naczynia z napojem na stoliku i usiadła naprzeciwko mnie. Dzielił nas jakiś metr. Trzymałem na kolanach Leo. Wyciągnąłem telefon, ponieważ miałem nadzieję, że uda mu się przejść chociaż troszkę i będę mógł to uwiecznić.
-No mały, idź do mamusi - mówiłem do Leo, który stał i trzymał się moich dłoni.
-Chodź tu szkrabie - wyciągnęła ręce do niego.
    Nasz synek puścił moje dłonie i niezdarnymi kroczkami ruszył do Natalii. Polka złapała go zanim upadł i przytuliła.
-Brawo Leo. Twoje pierwsze kroczki.
    Ogromnie się cieszyliśmy. Wysłałem nagranie do przyjaciół i rodziny. Moja cudowna kobieta podała mi synka, a ja włożyłem go do kojca. Podszedłem do mojej ukochanej i przytuliłem ją, a następnie podniosłem i zakręciłem się z nią, wokół własnej osi. Z ust dziewczyny wydobył się jej melodyjny śmiech. Śmiejąc się, postawiłem ją na ziemię i staliśmy jakiś czas przytuleni do siebie.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - odpowiedziała cichutko.
-Co z nami będzie? Kocham tylko Ciebie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi. Kocham Was. Proszę wybacz mi.
-Marco, to nie jest proste. Mimo, że chcę, to nie potrafię. To nadal boli - spuściła głowę.
-Przepraszam. Spotkamy się jutro? Pójdziemy z Leo na spacer. O 14:00?
-Dobrze - zgodziła się.
    Chwilę jeszcze posiedziałem z moją rodzinką i poszedłem pochwalić się Mario. Już jutro spotkam się z Natalią. Mam nadzieję, że mi wybaczy i znowu będziemy jedną rodziną. Jesteśmy umówieni na 14:00, a trzydzieści minut przed spotkaniem z idealną kobietą, muszę załatwić pewną sprawę.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Hej! :)
Mam nadzieję, że miło spędzacie te święta! :)
Co sądzicie o rozdziale?
Jak myślicie, co Marco musi załatwić przed spotkaniem?
+ co się dzieje? Pod ostatnim rozdziałem jest zaledwie dwa komentarze, a wyświetlenia też zmalały?:c

Życzę Wam udanego sylwestra! :D