piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 15.

    Święta, święta i po świętach. Tak jak szybko przyszły, tak szybko odeszły. Okres przygotowania bożonarodzeniowego minął i całe powietrze opadło. Mamy już nowy rok. Sylwestra spędziliśmy w Dubaju w towarzystwie Pauliny i Mario. Było cudownie. Cóż, spędziliśmy tam tylko cztery dni ze względu na Leo, ale mimo wszystko wystarczyło nam parę dni takiego odpoczynku. Każdą minutę staraliśmy się spędzać razem. Nareszcie mieliśmy więcej czasu do spędzania z przyjaciółmi. Odkąd wyjechałam do Dortmundu i zamieszkałam z Marco, tego czasu było bardzo mało. Panna Deme już niedługo zmieni swoje nazwisko na Götze. W sylwestra moja przyjaciółka powiedziała swojemu partnerowi, że jest w ciąży i już niedługo na świat przyjdzie ich pierwsze dziecko. Mario rozpiera ogromna duma i razem z Marco opijali swoje dzieci. Cudem dotarli do pokojów hotelowych, a następnego dnia umierali, ponieważ mieli kaca.
-Kochanie, zatrudnimy opiekunkę? - na kanapie usiadł Marco.
-Skarbie...
-Nie! Dlaczego nie chcesz niani? Ja mam treningi, Ty masz studia - przerwał mi.
-No dobra, niech będzie - odparłam i wyszłam do kuchni po herbatę.
-To od jutra będzie.
-Masz już kogoś?
-No, moja koleżanka ze szkoły. A, że od jutra zaczynam treningi, a Ty studia, to...
-To postanowiłeś zatrudnić swoją koleżankę, nic mi nie mówiąc. Myślę, że to zły pomysł.
-Tobie nigdy nic nie pasuje.
    Marco ubrał buty, wziął kurtkę i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Usiadłam w kuchni, a po moich policzkach spłynęły łzy. Wzięłam telefon do ręki i napisałam SMS-a do męża.

Przepraszam, kocham Cię.

    Odłożyłam aparat, lecz nie na długo, ponieważ mój telefon zaczął dzwonić. Miałam nadzieję, że to Marco. Chwyciłam urządzenie i na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Pauliny. Przeciągnęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Proszę.
-Hej, mam cudowną wiadomość - wykrzyczała zadowolona, a w tle usłyszałam śmiech Mario - przeprowadzamy się do Dortmundu i to już jutro tam będziemy. Mario znowu będzie grał w Borussii. Nie pytaj jak to możliwe, bo sama nie mam pojęcia.
-To świetnie - na mojej twarzy zagościł uśmiech.
-Mario mi powiedział tylko tyle, że gdzieś obok Was zamieszkamy. Jestem taka szczęśliwa. Już podobno wszystko jest urządzone, tylko się wprowadzać.
-Ja też się cieszę - zaśmiałam się.
-Mów, co masz taki głos. Stało się coś?
-Pokłóciłam się z Marco. Poszło o opiekunkę.
    Opowiedziałam jej wszystko.
-Wiesz, co? My już mamy wszystko spakowane, może jeszcze dzisiaj wyjedziemy. Tak, jeszcze dzisiaj. Oczekuj nas dzisiaj. -powtarzała - Pa.
-Nie musisz, przyjedźcie kiedy chcecie.
-Pa - zakończyła.
    Usłyszałam płacz dziecko, więc poszłam na górę i wzięłam Leo na ręce. Zabrałam go na dół i usiadłam z nim w foteku obok kominka. Mały wpatrywał się w mijający ogień i na mnie zerkał. Zaczęłam się z nim bawić i nawet nie wiem, kiedy zleciał ten cały czas. Usłyszałam tupot nóg i ujrzałam Marco. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Przyciągnął mnie do siebie, a ja jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ciało.
-Przepraszam.
-Nie masz za co, to ja przepraszam.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - pocałował mnie - nie umiemy się kłócić - zaśmiał się.
-To chyba dobrze - musnęłam jego usta - siadaj, zrobię Ci herbatę.
    Weszłam do kuchni i nalałam wody do czajnika. Z szafki wzięłam dwa kubki, postawiłam je na blacie kuchennym i włożyłam do nich torebki z herbatą. Kiedy wsypałam cukier, to czajnik dał znać, że woda jest zagotowana. Zalałam herbatę i odczekałam chwilę. Gotową, zniosłam do salonu, gdzie Marco bawił się z Leo. Postawiłam pracujące kubki na stoliku i usiadłam obok nich. Przytuliłam się do mężczyzny, a on objął mnie ręką.
-Państwo Götze jeszcze dzisiaj przyjdą.
-Wiem, Mario mi napisał.
-Od dawna wiesz, że będą tu mieszkać?
-Emm...
-Czyli tak?
-Od początku - zaśmiał się - ale nie krzycz. To miała być niespodzianka.
-To Ty pomogłeś mu z tym domem?
-Mhm - mruknął mi do ucha.
-Kretyni - zaśmiałam się i pocałowałam go - to, o której jutro będzie ta niania? - przewróciłam oczami.
-Ja mam trening na 10:00, a Ty masz o tej godzinę zajęcia, więc Cię odwiozę i przyjadę po Ciebie o 17:00.
-Jutro o 16:30, krócej mam.
-To o 16:30 będę, więc będzie od jakiejś 9:20 do 16:45, dopóki nie przyjedziemy.
-Dobra.
-No ej, zobaczysz, polubisz ją - pocałował mnie w głowę - co chcesz na kolację?
-A to już kolacja? - popatrzyłam na zegarek.
-Nie, jeszcze kilka godzin do kolacji.
-Paulina z Mario będą na kolacji. To co robimy?
-Robimy? Myślałem, że Ty zrobisz? - widząc mój wzrok, zaśmiał się - żartowałem? To zróbmy chińszczyznę, może być?
-No, okej.
    Czas bardzo szybko leciał i nim się obejrzeliśmy była już pora kolacji. Włożyliśmy Leo do kojca i wyszliśmy do kuchni. Razem zrobiliśmy kolację i usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, a następnie dźwięk otwieranych drzwi. Rzuciłam się na Paulinę i przytuliłam do niej, to samo zrobiłam z Mario. Poszli do salonu, a ja skończyłam kolację. Rozstawiłam naczynia w jadalni i przyniosłam przygotowane danie. Zasiedliśmy do stołu, a po zjedzonym posiłku usiedliśmy na kanapie. Paulina zabrała Leo i zaczęła się z nim bawić. Spędziliśmy ze sobą jeszcze godzinę, a następnie nasi goście wyszli do siebie, czyli dom obok. Ruszyliśmy do sypialni, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
    Obudziłam się w objęciach Marco. Wyłączyłam dzwoniący budzik i zaczęłam budzić mężczyznę obok. Codzienność powraca. Jego bardzo ciężko dobudzić, ma twardy sen. Zdenerwowana, nastawiłam budzik i położyłam mu obok głowy. Zabrałam bieliznę oraz ciuchy i skierowała się do łazienki. Zanim jeszcze do niej weszłam, to zaglądnęłam do pokoju Leosia. Szkrab słodko spał, więc po ciuchy ruszyłam we wcześniejsze miejsce. Weszłam do kabiny, odkręciłam kran i poczułam wodę na swoim ciele. Była tak przyjemna, że nawet nie chciało mi się wychodzić spod prysznica. Gotowa zeszłam do kuchni i zabrałam się za śniadanie. Była godzina 8:50, więc niedługo wychodzimy. Poszłam do sypialni, aby się upewnić, że mój mąż już nie śpi. Usłyszałam szum wody, więc pewnie się kąpał. Spakowałam do torby potrzebne materiały na uczelnię i zeszłam na dół. Dokończyłam kanapki i ułożyłam je na talerzu. Dwadzieścia minut później obok mnie znalazł się blondyn.
-Śniadanie na stole, a herbata się jeszcze parzy.
-Jesteś kochana - cmoknął mnie w usta i zabrał się za jedzenie.
-Następnym razem Cię nie obudzę, zabiorę Twoje ukochane autko i pojadę nim na uczelnię - sięgnęłam po kubek z herbatą, aby podać go Niemcowi - a i śniadania też nie zrobię - powiedziałam odwracając się do niego, a blondyn się zaśmiał.
-Kotku, a są jacyś mężczyźni na tym Twoim kierunku?
-Tak i to dużo - usłyszałam dzwonek do drzwi - otworzę, a Ty jedz.
    Otworzyłam drzwi i ujrzałam wysoką, szczupłą blondynkę.
-Kocham Cię żonko - usłyszałam krzyk Marco, który dobiegał z kuchni.
-Cześć, ja przyszłam jako niania. Marco mnie zatrudnił.
-Proszę, wejdź.
-Jestem Caroline - podała mi dłoń.
-Natalia.
-O Caro, hej - przytulił ją i pocałował w policzek. To moja żona Natalia - objął mnie - a to jest moja koleżanka Caroline.
-Poznałyśmy się właśnie - zachichotała.
-To my się będziemy zbierać - odpowiedział.
-To tak. Leo jeszcze śpi, zupki są na dole w szafce obok okna...
-Tak, wiem. Marco mi wszystko pokazał przedwczoraj - przerwała mi.
-Okej, to cześć.
    Zarzuciłam na siebie płacz. Ubrałam buty, chwyciłam torebkę, złapałam rękę Marco i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta i w ciszy odjechaliśmy. Nie polubiłam tej Caroline, coś czuję, że ona mnie też nie. Nasze relacje cudowne nie będą, obyśmy się tylko nie pozabijały. Mam co do niej złe przeczucia.
-To przyjadę po Ciebie - uśmiechnął się zniewalająco.
-Pa - chciałam wyjść.
-Ej, a gdzie buzi?
    Pocałowałam go w policzek i wyszłam z samochodu. Usłyszałam jeszcze 'pa' i odjechał, a ja weszłam do budynku.


piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 14.

-Kochanie, wstawaj - usłyszałem aksamitny głos przy prawym uchu - kotku.
    Poczułem delikatne pocałunki na szyi, które zmierzały w stronę twarzy. Uśmiechnąłem się, ale nadal nie otworzyłem oczu. Całusy dostawałem wszędzie, ale nie w usta. Zniecierpliwiony takim stanem sytuacji, przyciągnąłem moją ukochaną do siebie i przywarłem do jej ust. Całowałem ją z wielką zachłannością, tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Nasze języki tańczyły w namiętnym pocałunku. Odwróciłem nasze pozycje i teraz to ja byłem na górze. Usłyszałem cichy chichot, a następnie delikatny pomruk, kiedy składałem buziaki na jej szyi i ramionach. Ponownie wróciłem do jej kuszących ust. Moje ręce wodziły po całym ciele mojej kobiety. Mojej i tylko mojej. Pozbyłem się koszulki Natalii i zabrałem się za kolejną przeszkodę, którą był jej stanik. Po chwili już go nie było.
-Skarbie, musimy już wstawać - usłyszałem - misiu.

*Natalia*
    Obudziłam się wtulona w cudowne ciało Marco. Zaśmiałam się, ponieważ jego ręce były pod moją koszulką. Sięgnęłam po telefon i zerknęłam na wyświetlacz, na którym widniała godzina 8:20.
-Skarbie, musimy już wstawać - szepnęłam mu do ucha - misiu.
    Wyswobodziłam się z jego uścisku i wyszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystko i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i momentalnie poczułam spływające krople po moim ciele. Umyta, wyszłam z kabiny i wytarłam się do sucha, a następnie okręciłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i nałożyłam na twarz delikatnie puder, a następnie musnęłam rzęsy tuszem. Zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam ze sobą, ani bielizny, ani ubrań. Ruszyłam do sypialni, aby wybrać ciuchy na dzisiejszy dzień. Marco leżał na łóżku i chyba jeszcze spał. Podeszłam do niego, aby ponownie przystąpić do obudzenia mojego księcia. Pocałowałam go w usta. Myślałam, że śpi, lecz odwzajemnił pocałunek i poczułam na sobie ciężar ciała mojego męża. Nie przeszkadzało mi to w ogóle. Pocałunkami zjechał na moją szyję.
-Kotku - wymruczał do mojego ucha - wiesz jaki miałem sen? Śniłaś mi się, że już mieliśmy się kochać, ale mnie obudziłaś.
-Zboczeniec - zaśmiałam się.
-Przy takiej kobiecie, nie można inaczej. Mam zamiar ten sen dokończyć.
-Chyba sam ze sobą - pocałowałam go w policzek.
-Zabawne - pocałował mnie.

**

    Leżeliśmy wtuleni w siebie. Leo o dziwo jeszcze nie płakał. Z wielką niechęcią oderwałam się od ciała Marco.
-Misiu, musimy już naprawdę się zbierać, bo o 12:00 musimy być u Twoich rodziców.
-U naszych, kotku, u naszych - zaśmiał się.
    Wyswobodziłam się z jego uścisku i chciałam już wychodzić, lecz przypomniało mi się, że nie mam na sobie nic. Zerknęłam na blondyna i zwinnym ruchem zabrałam mu kołdrę, którą się od razu owinęłam, kiedy tylko wstałam. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej bieliznę, spodnie oraz biała bluzeczkę na szelkach. Odwróciłam się jeszcze, aby popatrzeć co robi mój mężczyzna. Ten jak gdyby nigdy nic, leżał na łóżku i wpatrywał się we mnie. Odsunęłam półkę, w której były bokserki Marco, wyciągnęłam czarne i rzuciłam w jego stronę.
-Po co mi? - zaśmiał się - a może powiem mamie, że przyjedziemy tylko na kolację? Mielibyśmy dużo czasu, który można spędzić w łóżku, na kanapie, gdzie tylko będziemy chcieli - argumentował.
-Zboczeniec - pocałowałam go w policzek i wyszłam z sypialni. Wiedziałam, że za mną idzie, dlatego ciągnęłam dalej - pomogę w przygotowaniach do kolacji, przecież mama nie będzie robić wszystkiego i to na dodatek sama.
-A właśnie, nie wiem, czy Mel będzie na kolacji - wszedł za mną do łazienki.
-Dlaczego? - zdziwiłam się i posmutniałam.
-Coś mówiła, że może pojadą do rodziców Toma, ale jeszcze nie wiedzą kiedy.
-Ubierz się - zaśmiałam się.
-Dlaczego? - zrobił niewinną minę.
-Bo mnie rozpraszasz - pocałowałam go. Poczułam jak kołdra, która jak na ten moment była moim jedynym odzieniem, zjeżdża z mojego ciała. Szybko ją złapałam i oderwałam się od blondyna - o nie mój drogi. Nie zapędzaj się.
-To wezmę prysznic - wyszczerzył się.
-Marco - jęknęłam.
-Tak? - ponownie ukazał swoje zęby.
-Ty seksiaku - zaśmiałam się.
-Oh, bo się zarumienię - zaśmialiśmy się.
    Mężczyzna wszedł do kabiny, a ja zaczęłam się ubierać.
-Mam najseksowniejszą kobietę na świecie - wydarł się.
-Jak obudziłeś Leo, to już nie żyjesz - zaśmiałam się.
    Wyszłam szybko z łazienki i skierowałam się w stronę pokoju dziecięcego. Podeszłam do łóżeczka i wzięłam małego na ręce. Sięgnęłam jeszcze po smoczek i schodami schodziłam do kuchni. Od razu doszedł do nas Marco i zabrał synka ode mnie, aby go nakarmić, ja natomiast robiłam jajecznicę dla mojego ukochanego. Gotowe śniadanie postawiłam przed blondynem. Nalałam mu jeszcze soku do szklanki i położyłam obok talerza. Zabrałam Leo, aby mój mąż mógł zjeść w spokoju. Pożyczyliśmy sobie smacznego i zabraliśmy się za jedzenie. Po posiłku ubraliśmy buty oraz kurtki. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, a Marco zabrał nosidełko i wyszliśmy na dwór.
-Czekaj, jeszcze garnitur i sukienka - wyszłam z auta i wróciłam do domu.
    W sypialni znalazłam szukane rzeczy i szybkim krokiem wróciłam do samochodu, ówcześnie zamykając dom na klucz. Reus odpalił pojazd i wyjechaliśmy z posesji, kierując się do domu rodzinnego ojca mojego syna. Długo nam to nie zajęło i byliśmy na miejscu już po trzydziestu minutach. Blondyn posłał mi znaczący uśmiech i wysłał buziaka w powietrzu.
-O już jesteście - przywitała nas pani domu, kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu.
    Przywitaliśmy się i od razu zabrałam się za pomoc przy daniach, które mieliśmy spożyć w czasie kolacji wigilijnej. Jak się okazało, wiele czasu nam to nie zajęło. Zostało do zrobienia ciasto makowe i udekorowanie stołu.
-Mamo może odpoczniesz, a ja zrobię resztę?
-Pomogę Ci - uśmiechnęła się - Marco ma ogromne szczęście.
-Co mnie obgadujecie - do kuchni wszedł sam zainteresowany i pocałował swoją rodzicielkę w policzek, a mnie w usta - ja pomogę Natii, a Ty odpocznij, czy co tam zrobisz - przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
-Jesteście kochani. Poradzicie sobie?
-Mamo, czy Ty wątpisz w moje zdolności kulinarne? - zapytał jej syn.
-Jak dobrze, że będzie tu Natalia - zaśmiała się kobieta i już jej nie było.
-No dzięki mamusiu - mruknął pod nosem.
-Oj, kotku - pocałowałam go - dobra, zabieramy się za to ciasto, bo potem trzeba udekorować stół.
    Miałam nadzieję, że Niemiec mi pomoże, lecz nic z tego nie wyszło. Zaczął się bawić ciastem i rozsypywać mąkę. Kiedy wylewałam masę do formy, mój 'pomocnik' wyjadał ją palcami. Nawet nie chciało mi się go upominać po raz już, chyba setny. Nastawiłam piec i posprzątałam w kuchni. Zabrałam zastawę, przeznaczoną na tę okazję i udałam się z nią do jadalni. W salonie siedzieli już wyszykowani państwo Reus. Ich syn za mną chodził i powtarzał w kółko 'kocham Cię'. Jego rodzice z wielkim uśmiechem patrzyli na poczynania swojego dziecka.
-Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Obiecuję, że już nie będę przeszkadzał w czasie gotowania.
-Kłamiesz - zaśmiałam się.
-No dobra, ale wybaczysz? - zrobił maślane oczka.
-Może...
-O Pani moja i tylko moja - pocałował mnie, a moi teście się zaśmiali.
-Z kim ja wzięłam ślub - zaśmiałam się - Lecę się przygotować, idziesz?
-Z Tobą zawsze - ożywił się.
    Weszliśmy po schodach do pokoju Marco. Wyciągnęłam z pokrowca sukienkę i odłożyłam na bok, a garnitur podałam blondynowi. Weszliśmy razem pod prysznic, ale szybko wyszliśmy, ponieważ nie moczyliśmy włosów. Ubierałam sukienkę, kiedy podszedł do mnie mąż.
-Pomożesz? - zapytał wskazując krawat.
    Najpierw zasunął mi zamek od sukienki, a następnie ja zawiązałam mu szybko krawat i poprawiłam mu kołnierz koszuli. Założyłam czarne szpilki i byłam już gotowa. Z włosami nic nie robiłam, zostawiłam je proste. Złapałam mężczyznę za rękę i zeszliśmy na dół.
-Jak Wy cudownie razem wyglądacie - przywitał nas głos Mel.
-Wy również - odpowiedziałam tym samym - a gdzie Nico?
-Tutaj - wyskoczył zza rodziców - ciocia, wujcio.
-Hej Nicoś - przytuliłam go, a następnie Marco wziął go na ręce.
-Kiedy jemy? - zapytał blondyn.
-Jak będzie pielwsa gwiazdka - zaśmiał się siostrzeniec Reusa.
-Chodź będziemy wypatrywać.
    Marco postawił Nico na podłogę, a wziął Leo na ręce. Złapałam rączkę syna Mel i podeszliśmy do drzwi, które prowadziły na taras. Kucnęliśmy i wpatrywaliśmy się w niebo.
-Jest, jest - krzyknął szczęśliwy chłopiec.
-No to jemy - ucieszył się mój mąż.
    Najpierw złożyliśmy sobie życzenia, a następnie zasiedliśmy do kolacji wigilijnej. Wszyscy chwaliliśmy potrawy. Atmosfera była wprost magiczna. Czuć było święta i rodzinną atmosferę. Każdy zrobił sobie zdjęcie przy choince, abyśmy mieli pamiątkę. Marco wstawił dwa zdjęcia na swoje fanpage. Na jednym była cała nasza mała rodzinka, a na drugim był sam w otoczeniu prezentów.
-Prezenty - krzyknął Nico.
-No dobrze - uległa mu jego mama.
    Prezentów było co niemiara. Wszyscy cieszyli się z otrzymanych podarunków. Te święta były najlepszymi, jakie mnie do tej pory spotkały.







piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 13.

*kilka miesiący później*
    Nasz synek rośnie jak na drożdżach. Marco jest zarówno wspaniałym ojcem jak i oczywiście mężem. Nasze życie jest niczym bajka. Każdego dnia budzę się w objęciach cudownego faceta. Śniadanie jemy we trójkę, po czym blondyn jedzie na trening, a kiedy wraca, zabiera Leo na spacer, a ja w tym czasie w spokoju mogę dokończyć obiad. Wszystko oczywiście zależy od tego, na którą godzinę Reus ma trening. Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że jesteśmy małżeństwem. Chciałabym wrócić do piłki. Poczuć ten doping, tę adrenalinę. Dużo rozmawiałam z Marco na ten temat, za każdym razem przekonuje mnie, że nie powinnam tego robić. Zaczęłam w październiku drugi rok akademicki. Chcę być masażystą sportowym. Mam nadzieję, że mi się to uda i będę mogła pracować w tym zawodzie.
-Kochanie, może byśmy zatrudnili nianię? - z zamysłu wyrwał mnie głos Niemca.
-No nie wiem.
-Mielibyśmy wtedy więcej czasu dla siebie.
-Możemy porozmawiać o tym po świętach?
-No dobrze - odparł zrezygnowany.
-Kocham Cię - pocałowałam go.
    Już niedługo święta, które mamy spędzić z rodziną Marco. Sylwestra chcemy spędzić w Dubaju, a towarzyszyć nam będzie Paulina z Mario, którym bardzo dobrze się układa. Nasz synek zostanie wtedy u dziadków, a my będziemy mogli odpocząć. Nie chodzi o to, że chcemy odpocząć od Leo, po prostu mały daje nam bardzo często w kość. Dawno nigdzie razem sami nie wychodziliśmy, zawsze zabieraliśmy ze sobą naszego szkraba. Już jutro jest Wigilia Bożego Narodzenia. Z mamą Marco, a moja teściową, umówiłyśmy się, że w dzień kolacji wigilijnej, pomogę jej przy potrawach. Pierwszy raz na stole rodziny Reus, miały pojawić się pierogi, które wraz z panią domu mamy przygotować. Pierwszy dzień świąt mamy spędzić z Pauliną i Mario, a drugi prawdopodobnie z większym gronem przyjaciół. Moja przyjaciółka święta spędza w Dortmundzie u rodziny jej chłopaka. Kilka dni temu byłyśmy na zakupach, więc prezenty mam już z głowy.
-Kotku, muszę jechać po prezenty - do kuchni ponownie wszedł Marco - postaram się wrócić jak najszybciej - pocałował mnie w policzek.
-Jasne, a mógłbyś zrobić zakupy?
-A co za to będę miał? - zabawnie poruszył brwiami.
-Kolację - zaśmiałam się i wzięłam Leo na ręce.
-Co za kobieta - powiedział teatralnie, podnosząc ręce do góry.
-Coś Ci nie pasuje? - podniosłam brew do góry.
-Nic, nic - powiedział szybko - kocham Cię - pocałował mnie, ale niestety szybko przerwaliśmy tę czułość, ponieważ Leo wywijał rączkami, którymi uderzał o twarz Marco - ej, mały, nie bądź taki zazdrosny o mamę, to Ty mi ja zabierasz - zaśmiał się do synka, któremu przez uśmiech buzia się nie zamykała.
-Oj, Skarbie - cmoknęłam go i wyszłam do salonu.
-To ja jadę - pocałował mnie w usta, a synka w główkę - pa.
   
    Zostałam sama w domu, no może nie całkiem sama, ponieważ był jeszcze Leo. Położyłam go na kocyku i usiadłam obok niego. Chwilę się z nim pobawiłam, dopóki nie zaczęły mu się kleić oczka. Nawet nie wiem, kiedy minęła nam godzina na zabawie.
-No mały, koniec zabawy, idziemy jeść i spać.
    Ze śmiejącym się synkiem weszłam do kuchni, aby przygotować mu mleko. Wzięłam butelkę, wlałam do niej przegotowaną wodę i włożyłam do mikrofalówki, aby ją podgrzać. Po kilku sekundach z szafki wyciągnęłam mleko w proszku i posługując się miarką wsypałam odpowiednią ilość do butelki. Zakręciłam i poruszałam butelką, aby wszystko wymieszać. Kierowałam się do pokoju dziecięcego, weszłam na schody i po chwili byłam już w pokoiku. Przystąpiłam do karmienia Leosia. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ na początku z zapałem pił mleko, lecz niestety długo to nie trwało i po chwili musiałam go błagać, aby więcej zjadł.
-Leoś, zjedz więcej, błagam Cię. Synku - nic to nie dało, a mały się śmiał - no pięknie, jeszcze się ze mnie nabijaj - zaśmiałam się - Widzę, że nic to nie da.
Westchnęłam i odstawiłam butelkę na stolik. Pochodziłam chwilkę po pokoju z synkiem na rękach, a kiedy byłam już pewna, że mogę go położyć do łóżeczka, delikatnie odciągnęłam go od siebie i włożyłam do miejsca, w którym miał spać. Ku mojej uciesze, szybko zasnął, więc spokojnie mogłam skierować na dół. Odłożyłam butelkę do kuchni i wróciłam do salonu, gdzie trochę posprzątałam i usiadłam w fotelu. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach w poszukiwaniu czegoś, co by mnie zaciekawiło. Po chwili znalazłam jakąś komedię, więc wygodnie się rozsiadłam i skupiłam swoją uwagę na filmie.

*Marco*
    Zabrałem klucze, dokumenty oraz portfel i wyszedłem z domu. Wcześniej pożegnałem się oczywiście z moimi skarbami. Wsiadłem do auta i ruszyłem na zakupy świąteczne. Po niecałych dziesięciu minutach byłem pod dortmundzką galerią. Wjechałem na parking, wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę windy. Wszedłem do niej i wcisnąłem przycisk z numerem zero. Kiedy z niej wyszedłem byłem obok umówionego miejsca. Na ławce obok fontanny siedział już Mario. Podszedłem do niego i przywitaliśmy się
-To gdzie idziemy? - zapytałem
-Masz już jakiś prezent, albo pomysł?
-No nic nie mam - skrzywiłem się.
-Ja też - zaśmiał się mój przyjaciel.
-Stary, co my kupimy naszym paniom?
-Ja się chce oświadczyć Paulinie przy kolacji, ale jeszcze prezent trzeba.
-No, no - zaśmiałem się - gratuluję.
-Jakąś biżuterię kupię i coś się dalej wymyśli, a Ty jak?
-Biżuteria, może jakieś perfumy? Nie mam pojęcia.
-Znajdziemy coś dla wszystkich.
-Musimy.
    Skierowaliśmy się do pierwszego sklepu. Obaj chcieliśmy szybko znaleźć prezenty. Chodziliśmy już półtorej godziny i mieliśmy tylko połowę prezentów dla bliskich. Zrobiliśmy się głodni, więc poszliśmy na pizzę. Rozdaliśmy kilka autografów, zrobiliśmy parę zdjęć z fanami i wróciliśmy do reszty zakupów. Tym razem poszło nam o wiele szybciej i już niecałą godzinę później, żegnałem się z Mario i wsiadłem do swojego auta. Wyjechałem na ulicę i włączyłem się do ruchu. Przypomniałem sobie, że miałem zrobić zakupy, więc skręciłem i ruszyłem do sklepu. Do wózka wrzucałem wszystkie potrzebne produkty. Starałem się to robić jak najszybciej, aby być już w domu z Natalią i Leo. Stałem właśnie w kolejce i już po chwili płaciłem za
zakupy. Zabrałem siatki i włożyłem do bagażnika. Po kilku minutach wjechałem na posesję i zaparkowałem w garażu. Wysiadłem, zabrałem prezenty i chciałem wejść niepostrzeżenie do domu, aby móc je schować. Przekroczyłem próg domu i kierowałem się schodami do pokoju gościnnego. Otworzyłem szafę i włożyłem je do niej. Miałem nadzieję, że nikt tego nie znajdzie, najwyżej później zmienię miejsce kryjówki. Po cichu wróciłem do auta po zakupy i na spokojnie kierowałem się do mieszkania. Odstawiłem siatki pełne produktów do kuchni i rozebrałem się w holu. Ruszyłem do salonu i zauważyłem, że moja żona śpi na fotelu. Podszedłem do kanapy i zabrałem koc, który leżał na oparciu, aby przykryć moją ukochaną. Otuliłem ją i pocałowałem w głowę. Zajrzałem do naszego synka, ale ten smacznie spał, więc poszedłem rozpakować zakupy. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu, usłyszałem płacz dziecka. Szybko skierowałem się do pokoju Leo. Wziąłem go na ręce i momentalnie się uspokoił. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami. Odwróciłem głowę w bok i ujrzałem moją miłość opartą o framugę drzwi. Podeszła i przytuliła się do nas.
-Zrobię kolację - odparła po chwili i wyszła z pomieszczenia.

*Natalia*
    Obudził mnie płacz dziecka, więc zerwałam się z fotela i ruszyłam na górę. Zobaczyłam, że Marco trzyma Leo na rękach. Podeszłam i się do nich przytuliłam. Po chwili stwierdziłam, że zrobię kolację i ruszyłam do kuchni. Nie za bardzo wiedziałam, co zrobić do jedzenia, dlatego wróciłam do pokoju Leosia. Widok jaki tam zastałam okropnie mnie rozczulił. Leo leżał na łóżku, a Marco był zaraz nad nim i go rozbawiał. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wymknęłam się cicho do kuchni i rozmyślałam nad kolacją. Po chwili przyszedł do mnie mój mąż.
-Kocham Cię - pocałowałam go i wtuliłam w jego ciało.
-Też Cię kocham - pocałował mnie w głowę - ale jestem głodny - zaśmiał się.
-Faceci - wystawiłam język.
-To co? Robimy coś do jedzenia? - zapytał i założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Jasne - uśmiechnęłam się.
    Zabraliśmy się za lekką kolację i już po chwili konsumowaliśmy to, co przyrządziliśmy.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 12.

    ''Sakrament małżeństwa jest znakiem związku Chrystusa i Kościoła. Udziela on małżonkom łaski miłowania się wzajemnie tą miłością, jaką Chrystus umiłował Kościół. Łaska sakramentu udoskonalona zatem ludzką miłość małżonków, umacnia ich nierozerwalną jedność i uświęca ich na drodze do życia wiecznego.''

    To już dzisiaj. Już dzisiaj zostanę żoną Marco. Już dzisiaj moje nazwisko zmieni się z Miller na Reus. W dniu dzisiejszym również odbędą się chrzciny naszego synka. Mój narzeczony jest u chłopaków, a ja zostałam w domu i czekałam na przyjście pomocy. Do drzwi zadzwonił dzwonek, a do środka weszły dziewczyny, które miały mi pomóc w przygotowaniach, a była to Paulina, Agata i Ewa. Przywitałam się z nimi i zabrałyśmy się do pracy. Usiadłam na krześle, a panna Deme bawiła się w fryzjera. Żona Łukasza oraz małżonka Kuby zajęły się Leo.
-Natalia, nie denerwujesz się? - zapytała Ewka.
-Ja się okropnie stresowałam - zaśmiała się Agata.
-Może Marco nie ucieknie jak mnie zobaczy.
-Tylko czasem Ty mu nie ucieknij.
-Oj, nie wierć się tak - zdenerwowała się Paulina.
    Kiedy moja przyjaciółka skończyła robić mi włosy, za makijaż zabrała się Ewa.
-Nie chcę Was straszyć, ale powinnyśmy się pospieszyć, bo nie zdążymy - poganiała nas Agata.
    Szybko pobiegłam do łazienki i ubrałam białą bieliznę. Dziewczyny pomogły mi założyć suknię ślubną.
Chciałam suknię, taką jak mają księżniczki. Długo szukałam tej odpowiedniej, ale było warto. Na nogi włożyłam szpilki koloru białego, a do ręki wzięłam bukiet kwiatów. Nie miałam welonu. Usłyszałyśmy płukanie do drzwi, a po chwili ujrzałyśmy Mario. Podszedł do Pauliny i powiedział jej coś do ucha, po czym zauważyłam, że pocałował ją w policzek.
-Wszystkie ślicznie wyglądacie - zaśmiał się - gotowe? Kuba i Łukasz są już na dole. Ja oddam Natalię Marco, więc mi nie uciekaj - puścił oczko Deme.
    Posłałam jej wzrok typu: wszystko mi później powiesz. Zeszłam po schodach i wsiadłam do białego auta bruneta. Jechała z nami nasza przyjaciółka. Powoli zaczynałam się denerwować. Mój żołądek wywracał się do góry nogami. Długo nie jechaliśmy i już po kilku minutach byliśmy pod kościołem. Götze oznajmił, że jesteśmy na miejscu, więc wysiadłyśmy z auta. Przygładziłam dłońmi materiał sukienki i ze zdenerwowaniem trzymałam bukiet.
-Moja Natalia już wychodzi za mąż - z oczu brunetki popłynęły łzy.
-Ej, nie płacz, bo i ja się rozmażę - zaśmiałam się i ją przytuliłam.
-Idę, bo się poryczę - zaśmiała się.
    Paulina poszła do kościoła, aby być już na miejscu, które miała zajmować. Była druhną na weselu, natomiast Götze był drużbą. Usłyszeliśmy Marsz Mendelssohna. Mario spojrzał na mnie znacząco i wystawił swoją rękę.
-A co Ty na to, żebyśmy uciekli? Weźmiemy razem ślub. Natalia Götze, lepiej niż Natalia Reus. Moje nazwisko ładniejsze - zaśmiał się.
-Oh, tak. Ucieknijmy - zawtórowałam mu.
    Mario próbował rozładować stresującą atmosferę. Musieliśmy się opanować, ponieważ już wchodziliśmy do kościoła. Na naszych twarzach gościły uśmiechy. Szłam trzymając rękę Mario, który posyłał mi uśmiechy. Stanęliśmy przed ołtarzem, przed którym był już Marco. Wyciągnął swoją dłoń, którą złapałam, a Mario powiedział mu coś na ucho i stanął za nami. Posłałam uśmiech Deme, a następnie popatrzyłam w oczy mojego - jeszcze - narzeczonego. Msza się rozpoczęła. Nadszedł czas zawarcia małżeństwa. Kapłan zwrócił się co nas, abyśmy wyrazili zgodę małżeńską.
-Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej - wygłosił ksiądz.
    Zwróciliśmy się z Marco ku sobie i podaliśmy swoje prawe dłonie. Kapłan związał je końcem stuły. Mój ukochany powtarzał za księdzem.
-Ja, Marco, biorę Ciebie Natalio, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
    Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Reus mocniej ścisnął moją dłoń.
- Ja, Natalia, biorę Ciebie Marco, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
    Po potwierdzeniu małżeństwa, nastąpiło błogosławieństwo obrączek.
-Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki.
    Marco wziął do ręki pierścionek i nałożył mi go na palec serdeczny.
-Natalio, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
    Po raz kolejny po moich policzkach popłynęły łzy. Zacisnęłam wargi, aby je uspokoić. Podniosłam obrączkę przeznaczoną dla Marco i wkładając go na ten sam palec, co on mi, wypowiadałam.
-Marco, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
    Z ust kapłana wypłynęły słowa, na które oboje z moim - już - mężem czekaliśmy.
-Możesz pocałować panią młodą.
   
    Blondyn zbliżył się do mnie i musnął moje usta. Z oczu popłynęły mi kolejne łzy. Oddawałam czułość, lecz szybko ją przerwaliśmy. Teraz mieliśmy ochrzcić naszego synka. Paulina podała mi dziecko i stanęła obok mnie, a Mario obok Marco. Kapłan przeczytał fragmenty z Pisma świętego i wygłosił krótką homilię. Po modlitwie z egzorcyzmem, ksiądz wygłosił błogosławieństwo nad wodą i przeszedł do pytań do nas i do chrzestnych, którymi byli Paulina oraz Mario. Nastąpił moment, w którym główka dziecka została polana trzykrotnie woda i kapłan wymówił formułę.
-Leonardo, ja Ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha.Świętego.
    Uroczystość w kościele się zakończyła. Marco złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Wyszliśmy przed budynek i przywitały nas płatki białych róż. Zaproszeni goście złożyli nam życzenia. Wszędzie było pełno fotoreporterów, lecz nigdzie nie było mojej rodziny. Wysłałam im zaproszenia, ale nie pojawili się. Mam jeszcze cichą nadzieję, że będą w restauracji. Gdzieś w głębi mnie coś chciało, aby się pojawili. Z zamysłu wyrwał mnie Marco, który zamruczał do mojego ucha. Jechaliśmy samochodem na miejsce, w którym miała odbyć się reszta uroczystości. Na przodzie siedziała Paulina z Mario.
-Natalia Reus. Jak to pięknie brzmi - pocałował mnie w policzek - Natalia, Leonardo i Marco Reusowie - zaśmiał się.
-Kocham Cię.
-Też Cię kocham - przytulił mnie.
    Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Restauracja była połączona z hotelem, który również zarezerwowany został dla gości. Leo odebrała ode mnie mama Marco, a teraz moja teściowa, która zaoferowała, iż zajmie się nim oraz Nico. W pewnym momencie straciłam grunt pod stopami, poczułam, że się unoszę. To Marco przenosił mnie przez próg.
-Łukasz wspominał, że tak jest w Polsce - wyszeptał mi do ucha, a następnie postawił z powrotem na ziemi.
    Pierwszy taniec. Marco wyciągnął w moją stronę dłoń, a kiedy ją ujęłam, przyciągnął mnie do siebie. Drugą rękę położyłam na ramieniu mojego męża, natomiast jego dłoń spoczywała na moich plecach. Delikatnie kołysaliśmy się w rytm muzyki.
-Gorzko! Gorzko! Gorzko!
    Krzyknęli w pewnym momencie Polacy, a po chwili wszyscy zgromadzeni goście skandowali wraz z moimi rodakami. Zbliżyłam swoją twarz do twarzy blondyna i jak to miałam w zwyczaju stanęłam na palcach, aby dotknąć jego ust. Ujął delikatnie mój podbródek i pogłębił pocałunek. Było idealnie. Przerwaliśmy czułość i razem z obecnymi ruszyliśmy do stołu. Podano nam pierwsze danie, a po nim przeszedł czas na drugie oraz na deser. Na naszej uroczystości była rodzina ze strony Marco, nasi przyjaciele oraz znajomi, a także klubowi koledzy i koleżanki. Nie zabrakło trenera BVB i trenera żeńskiej
drużyny Bayernu Monachium oraz selekcjonera reprezentacji Niemiec. Ludzi było mnóstwo. Potańczyliśmy chwilę i o 18:00 wyszliśmy, aby zrobić zdjęcia. Wraz z rodzicami, świadkami oraz przyjaciółmi wyjechaliśmy na sesję na łące przy jeziorze. Rodzice wrócili do restauracji, a my pojechaliśmy na Signal Iduna Park. Zastaliśmy tam całą drużynę z trenerem na czele. Zrobiliśmy kilka zdjęć, nie kilka a nawet może i kilkaset. Będzie co oglądać. Zmieniłam szpilki na buty do bieganie, podniosłam suknię i razem z Paulina zaczęłyśmy się bawić piłką. Mężczyźni stali z boku i obserwowali nasze poczynania. Długo nie wytrzymali i się do nas przyłączyli. Jak się później okazało, wszystko zostało nagrane. Leo już zasnął, więc wróciliśmy do restauracji i wpadliśmy w wir zabawy. Przetańczyłam, chyba z każdym kto był na weselu. O północy nadszedł czas na rzucenie bukietem i krawatem. Usiedliśmy na krzesłach, a Paulina oraz Mario zawiązali nam oczy. Kobiety ustawiły się w kółeczku i tańczyły w rytm granej muzyki. Orkiestra przestała grać, a ja wyrzuciłam za siebie bukiet i zdjęłam opaskę.         Odwróciłam się i zobaczyłam, że wiązankę kwiatów złapała Paulina. Zaśmiałam się i wróciłam na poprzednie miejsce. Panowie weszli na miejsce pań i zaczęli tańczyć... kankana. Mało się nie popłakałam ze śmiechu. Powiedziałam Marco, kto złapał kwiaty. Chciał ustawić tak, aby jego krawat złapał Mario. Ustawka, często tak jest na weselach. Muzyka ucichła, a ja szepnęłam, aby rzucił w prawo. Wszystko poszło po naszej myśli i Götze złapał kawałek materiału. Złapałam mojego męża, jak to cudownie brzmi, za rękę i zeszliśmy na bok, robiąc miejsce naszym świadkom. Ci mieli zatańczyć razem, a na koniec się pocałować. Bujali się w rytm muzyki, a na końcu Paulina chciała dać buziaka w policzek Mario. On natomiast zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Trwali w długim pocałunku, na koniec wypowiedzieli do siebie kilka zdań i zeszli wtuleni w siebie. Jeszcze się dowiem co tam do siebie mówili. W godzinach porannych wróciliśmy do domu.
-Pani Reus, kocham panią.
-Ja też pana kocham, panie Reus.
    Złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku i daliśmy upust naszej miłości.