piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 13.

*kilka miesiący później*
    Nasz synek rośnie jak na drożdżach. Marco jest zarówno wspaniałym ojcem jak i oczywiście mężem. Nasze życie jest niczym bajka. Każdego dnia budzę się w objęciach cudownego faceta. Śniadanie jemy we trójkę, po czym blondyn jedzie na trening, a kiedy wraca, zabiera Leo na spacer, a ja w tym czasie w spokoju mogę dokończyć obiad. Wszystko oczywiście zależy od tego, na którą godzinę Reus ma trening. Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że jesteśmy małżeństwem. Chciałabym wrócić do piłki. Poczuć ten doping, tę adrenalinę. Dużo rozmawiałam z Marco na ten temat, za każdym razem przekonuje mnie, że nie powinnam tego robić. Zaczęłam w październiku drugi rok akademicki. Chcę być masażystą sportowym. Mam nadzieję, że mi się to uda i będę mogła pracować w tym zawodzie.
-Kochanie, może byśmy zatrudnili nianię? - z zamysłu wyrwał mnie głos Niemca.
-No nie wiem.
-Mielibyśmy wtedy więcej czasu dla siebie.
-Możemy porozmawiać o tym po świętach?
-No dobrze - odparł zrezygnowany.
-Kocham Cię - pocałowałam go.
    Już niedługo święta, które mamy spędzić z rodziną Marco. Sylwestra chcemy spędzić w Dubaju, a towarzyszyć nam będzie Paulina z Mario, którym bardzo dobrze się układa. Nasz synek zostanie wtedy u dziadków, a my będziemy mogli odpocząć. Nie chodzi o to, że chcemy odpocząć od Leo, po prostu mały daje nam bardzo często w kość. Dawno nigdzie razem sami nie wychodziliśmy, zawsze zabieraliśmy ze sobą naszego szkraba. Już jutro jest Wigilia Bożego Narodzenia. Z mamą Marco, a moja teściową, umówiłyśmy się, że w dzień kolacji wigilijnej, pomogę jej przy potrawach. Pierwszy raz na stole rodziny Reus, miały pojawić się pierogi, które wraz z panią domu mamy przygotować. Pierwszy dzień świąt mamy spędzić z Pauliną i Mario, a drugi prawdopodobnie z większym gronem przyjaciół. Moja przyjaciółka święta spędza w Dortmundzie u rodziny jej chłopaka. Kilka dni temu byłyśmy na zakupach, więc prezenty mam już z głowy.
-Kotku, muszę jechać po prezenty - do kuchni ponownie wszedł Marco - postaram się wrócić jak najszybciej - pocałował mnie w policzek.
-Jasne, a mógłbyś zrobić zakupy?
-A co za to będę miał? - zabawnie poruszył brwiami.
-Kolację - zaśmiałam się i wzięłam Leo na ręce.
-Co za kobieta - powiedział teatralnie, podnosząc ręce do góry.
-Coś Ci nie pasuje? - podniosłam brew do góry.
-Nic, nic - powiedział szybko - kocham Cię - pocałował mnie, ale niestety szybko przerwaliśmy tę czułość, ponieważ Leo wywijał rączkami, którymi uderzał o twarz Marco - ej, mały, nie bądź taki zazdrosny o mamę, to Ty mi ja zabierasz - zaśmiał się do synka, któremu przez uśmiech buzia się nie zamykała.
-Oj, Skarbie - cmoknęłam go i wyszłam do salonu.
-To ja jadę - pocałował mnie w usta, a synka w główkę - pa.
   
    Zostałam sama w domu, no może nie całkiem sama, ponieważ był jeszcze Leo. Położyłam go na kocyku i usiadłam obok niego. Chwilę się z nim pobawiłam, dopóki nie zaczęły mu się kleić oczka. Nawet nie wiem, kiedy minęła nam godzina na zabawie.
-No mały, koniec zabawy, idziemy jeść i spać.
    Ze śmiejącym się synkiem weszłam do kuchni, aby przygotować mu mleko. Wzięłam butelkę, wlałam do niej przegotowaną wodę i włożyłam do mikrofalówki, aby ją podgrzać. Po kilku sekundach z szafki wyciągnęłam mleko w proszku i posługując się miarką wsypałam odpowiednią ilość do butelki. Zakręciłam i poruszałam butelką, aby wszystko wymieszać. Kierowałam się do pokoju dziecięcego, weszłam na schody i po chwili byłam już w pokoiku. Przystąpiłam do karmienia Leosia. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ na początku z zapałem pił mleko, lecz niestety długo to nie trwało i po chwili musiałam go błagać, aby więcej zjadł.
-Leoś, zjedz więcej, błagam Cię. Synku - nic to nie dało, a mały się śmiał - no pięknie, jeszcze się ze mnie nabijaj - zaśmiałam się - Widzę, że nic to nie da.
Westchnęłam i odstawiłam butelkę na stolik. Pochodziłam chwilkę po pokoju z synkiem na rękach, a kiedy byłam już pewna, że mogę go położyć do łóżeczka, delikatnie odciągnęłam go od siebie i włożyłam do miejsca, w którym miał spać. Ku mojej uciesze, szybko zasnął, więc spokojnie mogłam skierować na dół. Odłożyłam butelkę do kuchni i wróciłam do salonu, gdzie trochę posprzątałam i usiadłam w fotelu. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach w poszukiwaniu czegoś, co by mnie zaciekawiło. Po chwili znalazłam jakąś komedię, więc wygodnie się rozsiadłam i skupiłam swoją uwagę na filmie.

*Marco*
    Zabrałem klucze, dokumenty oraz portfel i wyszedłem z domu. Wcześniej pożegnałem się oczywiście z moimi skarbami. Wsiadłem do auta i ruszyłem na zakupy świąteczne. Po niecałych dziesięciu minutach byłem pod dortmundzką galerią. Wjechałem na parking, wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę windy. Wszedłem do niej i wcisnąłem przycisk z numerem zero. Kiedy z niej wyszedłem byłem obok umówionego miejsca. Na ławce obok fontanny siedział już Mario. Podszedłem do niego i przywitaliśmy się
-To gdzie idziemy? - zapytałem
-Masz już jakiś prezent, albo pomysł?
-No nic nie mam - skrzywiłem się.
-Ja też - zaśmiał się mój przyjaciel.
-Stary, co my kupimy naszym paniom?
-Ja się chce oświadczyć Paulinie przy kolacji, ale jeszcze prezent trzeba.
-No, no - zaśmiałem się - gratuluję.
-Jakąś biżuterię kupię i coś się dalej wymyśli, a Ty jak?
-Biżuteria, może jakieś perfumy? Nie mam pojęcia.
-Znajdziemy coś dla wszystkich.
-Musimy.
    Skierowaliśmy się do pierwszego sklepu. Obaj chcieliśmy szybko znaleźć prezenty. Chodziliśmy już półtorej godziny i mieliśmy tylko połowę prezentów dla bliskich. Zrobiliśmy się głodni, więc poszliśmy na pizzę. Rozdaliśmy kilka autografów, zrobiliśmy parę zdjęć z fanami i wróciliśmy do reszty zakupów. Tym razem poszło nam o wiele szybciej i już niecałą godzinę później, żegnałem się z Mario i wsiadłem do swojego auta. Wyjechałem na ulicę i włączyłem się do ruchu. Przypomniałem sobie, że miałem zrobić zakupy, więc skręciłem i ruszyłem do sklepu. Do wózka wrzucałem wszystkie potrzebne produkty. Starałem się to robić jak najszybciej, aby być już w domu z Natalią i Leo. Stałem właśnie w kolejce i już po chwili płaciłem za
zakupy. Zabrałem siatki i włożyłem do bagażnika. Po kilku minutach wjechałem na posesję i zaparkowałem w garażu. Wysiadłem, zabrałem prezenty i chciałem wejść niepostrzeżenie do domu, aby móc je schować. Przekroczyłem próg domu i kierowałem się schodami do pokoju gościnnego. Otworzyłem szafę i włożyłem je do niej. Miałem nadzieję, że nikt tego nie znajdzie, najwyżej później zmienię miejsce kryjówki. Po cichu wróciłem do auta po zakupy i na spokojnie kierowałem się do mieszkania. Odstawiłem siatki pełne produktów do kuchni i rozebrałem się w holu. Ruszyłem do salonu i zauważyłem, że moja żona śpi na fotelu. Podszedłem do kanapy i zabrałem koc, który leżał na oparciu, aby przykryć moją ukochaną. Otuliłem ją i pocałowałem w głowę. Zajrzałem do naszego synka, ale ten smacznie spał, więc poszedłem rozpakować zakupy. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu, usłyszałem płacz dziecka. Szybko skierowałem się do pokoju Leo. Wziąłem go na ręce i momentalnie się uspokoił. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami. Odwróciłem głowę w bok i ujrzałem moją miłość opartą o framugę drzwi. Podeszła i przytuliła się do nas.
-Zrobię kolację - odparła po chwili i wyszła z pomieszczenia.

*Natalia*
    Obudził mnie płacz dziecka, więc zerwałam się z fotela i ruszyłam na górę. Zobaczyłam, że Marco trzyma Leo na rękach. Podeszłam i się do nich przytuliłam. Po chwili stwierdziłam, że zrobię kolację i ruszyłam do kuchni. Nie za bardzo wiedziałam, co zrobić do jedzenia, dlatego wróciłam do pokoju Leosia. Widok jaki tam zastałam okropnie mnie rozczulił. Leo leżał na łóżku, a Marco był zaraz nad nim i go rozbawiał. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wymknęłam się cicho do kuchni i rozmyślałam nad kolacją. Po chwili przyszedł do mnie mój mąż.
-Kocham Cię - pocałowałam go i wtuliłam w jego ciało.
-Też Cię kocham - pocałował mnie w głowę - ale jestem głodny - zaśmiał się.
-Faceci - wystawiłam język.
-To co? Robimy coś do jedzenia? - zapytał i założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Jasne - uśmiechnęłam się.
    Zabraliśmy się za lekką kolację i już po chwili konsumowaliśmy to, co przyrządziliśmy.

3 komentarze:

  1. Rozdział świetny :)
    Cudowna z nich rodzinka :D
    Mam nadzieję, że tak zostanie :)
    No Mario nie źle , oświadczyny super :)
    Czekam nn :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, dopiero tutaj zajrzałam, ale blog wydaje mi się być bardzo interesujący.
    Ze względu, że nie przeczytałam całości nie będę się wypowiadała na temat fabuły. Pozwól, że najpierw nadrobię rozdziały, a następnie się wypowiem. ;)
    Ściskam! :*

    PS. Zapraszam także do siebie:
    http://footballismydope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze cudowny <3
    Marco jest super i tak bardzo pasują do siebie z Natalią <3
    Leo jak zawsze przesłodki <3
    Mario i oświadczyny :D
    Mam nadzieję, że Paulina je przyjmie :3
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń