Coraz wyraźniej do moich uszu docierał budzik. Szukając telefonu, niechętnie otworzyłam oczy. Kiedy urządzenie znalazło się w mojej ręce, wyłączyłam irytujący mnie dźwięk. Przetarłam oczy dłonią i usiadłam na łóżku. Sprawdziłam jeszcze raz, czy aby na pewno nikt nie dzwonił. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, gdzie wybrałam ubrania na dziś. Z gotowym kompletem wyszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę. Z nowym makijażem wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, aby coś zjeść. Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Zasiadłam do stołu i zabrałam się za jedzenie. Po chwili do kuchni przyszedł Mario z Pauliną. Götze zaczął robić śniadanie, a Deme usiadła obok mnie. Nikt się nie odzywał. Kilka razy brunet chciał zacząć rozmowę, ale kiedy tylko otwierał usta, to od razu je zamykał. Mój telefon zaczął wibrować i wydawać z siebie dźwięk. Wzięłam urządzenie do ręki i nie patrząc kto dzwoni, od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony doktor Koch. Wybudziliśmy Pana Reusa. Zrobiliśmy wszystkie badania i czekamy na wyniki. Jeśli pani chce, można przyjechać.
-Oczywiście, zaraz będę. Dziękuję bardzo.
Rozłączyłam się i od razu przekazałam przyjaciołom wszystko o czym powiedział mi lekarz. Pobiegłam do sypialni po torebkę, ubrałam buty, a do reki wzięłam kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. Paulina ciągle powtarzała, że zajmowanie się Leo, to czysta przyjemność, jednak mimo wszystko czuję się niezręcznie, że pilnuje mojego dziecka.
-Co ze mnie za matka - odparłam ubierając kurtkę.
-Jesteś świetną matką, a to, że aktualnie jest taka sytuacja, to nie jest Twoja wina - przytuliła mnie brunetka.
-Gdybym wybaczyła Marco, to nie leżałby teraz w szpitalu.
-Natalia, to nie jest Twoja wina - westchnął Mario - dobra, jedziemy.
-Dziękuję Wam. Nie wiem, jak mogę się Wam odwdzięczyć - uśmiechnęłam się delikatnie.
-No przestań - zaśmiała się moja przyjaciółka - pozdrówcie go.
-Oczywiście.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Niemca. Piłkarz odpalił pojazd i ruszyliśmy do szpitala. Drogę umilała nam muzyka, która wydobywała się z radia. Moje myśli ciągle były przy blondynie. Bałam się jego reakcji. Bałam się jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Czy mi wybaczy? Czy będzie jak dawniej? A może nie będzie chciał mnie znać? Z zamysłu wyrwał mnie głos Mario, który oznajmił, iż jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku głównych drzwi szpitalnych. Będąc już w środku, schodami skierowałam się na drugie piętro. Wzrokiem odszukałam pokoju numer 45. Stojąc pod drzwiami, zastanawiałam się, czy aby na pewno wejść.
-Natka, nie bój się, to Twój mąż. Kiedy wejdziesz, to on ze szczęścia, chyba wyzdrowieje - zaśmiał się - ja tu poczekam. Zaraz napiszę do chłopaków, że Marco się wybudził, a Wy sobie porozmawiajcie.
-Kocham Cię braciszku - przytuliłam go.
-Ja Ciebie też siostrzyczko - uśmiechnął się pod nosem, odwzajemniając uścisk.
Chwyciłam klamkę i odwróciłam się ostatni raz do bruneta, który siedział już na krzesełku. Uśmiechnął się do mnie promiennie, co dodało mi otuchy. Pchnęłam drzwi i przekroczyłam próg pokoju szpitalnego. Drzwi zaskrzypiały, a Marco odwrócił głowę w moją stronę. Wpatrywał się we mnie, a po chwili na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-Hej - powiedziałam cicho - jak się czujesz? - podeszłam bliżej łóżka.
-Teraz cudownie - uśmiechnął się zniewalająco - siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
Niepewnie zajęłam miejsce, które mi wskazał. Podniosłam głowę i popatrzyłam w oczy blondyna. Wpatrując się w siebie, trwaliśmy w ciszy, która była teraz dosyć niezręczna. Nieznacznie Niemiec zaczął się do mnie zbliżać.
-Nie podnoś się - odparłam - lekarz kazał Ci leżeć - wymyśliłam na poczekaniu. Blondyn westchnął i opadł na poduszki - chcesz coś do jedzenia? Cokolwiek?
-Nie, dziękuję.
-Marco - spuściłam głowę - przepraszam.
-Za co mnie przepraszasz? - zdziwił się.
-Za wszystko. Gdybym Ci wtedy wybaczyła, to do niczego by nie doszło i siedzielibyśmy teraz w domu.
-To nie Twoja wina - złapał mnie za dłoń - to ja jestem pieprzonym dupkiem i Cię zdradziłem. Należy mi się kara.
-Jaka kara? Przestań.
-Mógłby mnie zabić.
-Czy Ty siebie słyszysz kretynie? - zdenerwowałam się - nie poradziłabym sobie, żyjąc ze świadomością, że Ciebie już nie ma - z moich oczu popłynęły łzy - nie dałabym sobie bez Ciebie rady.
-Nie płacz. Proszę Cię, nie płacz - wstał do pozycji siedzącej.
Popatrzyłam na niego, a on starał kciukiem moje łzy. Odległość między nami szybko malała. Dzieliły nas już teraz tylko milimetry. Po chwili poczułam delikatnie muśnięcie ust i blondyn się odsunął, jakby się bał, że będę na niego zła. Popatrzyłam mu w oczy i tym razem, to ja go pocałowałam. Z zachłannością odwzajemniał pocałunki. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta chwila, nie chciałam, żeby się ona kiedykolwiek skończyła. Oderwaliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy.
-Tęskniłem - odparł, przytulając mnie do siebie.
-Ja za Tobą też.
-Kocham Cię, nic nas nie rozdzieli - cmoknął mnie w czoło.
-Nic, a nic - zaśmiałam się.
-Wrócimy do domu i będziemy żyć długo i szczęśliwie z naszym Leo. Może jakieś rodzeństwo dostanie - zaśmiał się.
-Będzie je miał szybciej, niż Ci się to wydaje - widząc, że Marco nie rozumie, położyłam jego dłoń na moim brzuchu - będziesz drugi raz tatą.
-Będę ojcem - zaśmiał się, nie dowierzając we własne słowa.
-Będziemy wujkami? - usłyszałam radosne głosy chłopaków, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-No to trzeba to opić - zaśmiał się Mats.
-Ej, ale nie beze mnie. Musicie na mnie poczekać - oburzył się Mario - ja muszę być trzeźwy, bo moja Paulina ma niedługo termin. A teraz wybaczcie, ale do niej jadę.
Słowa Götzego nas bardzo rozbawiły, a brunet jak gdyby nigdy nic, pożegnał się z nami i pojechał do domu. Posiedziałam jeszcze chwilę i zaczęłam się zbierać, ponieważ Paulina pilnuje Leo. Pożegnałam się z Marco i wyszłam z pokoju ze Svenem, który zaproponował, że mnie odwiezie. Po kilku minutach byłam już w domu. Wygoniłam państwa Götze, aby spędzili ze sobą czas, a sama zostałam z synkiem w domu.
-Dzień dobry, z tej strony doktor Koch. Wybudziliśmy Pana Reusa. Zrobiliśmy wszystkie badania i czekamy na wyniki. Jeśli pani chce, można przyjechać.
-Oczywiście, zaraz będę. Dziękuję bardzo.
Rozłączyłam się i od razu przekazałam przyjaciołom wszystko o czym powiedział mi lekarz. Pobiegłam do sypialni po torebkę, ubrałam buty, a do reki wzięłam kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. Paulina ciągle powtarzała, że zajmowanie się Leo, to czysta przyjemność, jednak mimo wszystko czuję się niezręcznie, że pilnuje mojego dziecka.
-Co ze mnie za matka - odparłam ubierając kurtkę.
-Jesteś świetną matką, a to, że aktualnie jest taka sytuacja, to nie jest Twoja wina - przytuliła mnie brunetka.
-Gdybym wybaczyła Marco, to nie leżałby teraz w szpitalu.
-Natalia, to nie jest Twoja wina - westchnął Mario - dobra, jedziemy.
-Dziękuję Wam. Nie wiem, jak mogę się Wam odwdzięczyć - uśmiechnęłam się delikatnie.
-No przestań - zaśmiała się moja przyjaciółka - pozdrówcie go.
-Oczywiście.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Niemca. Piłkarz odpalił pojazd i ruszyliśmy do szpitala. Drogę umilała nam muzyka, która wydobywała się z radia. Moje myśli ciągle były przy blondynie. Bałam się jego reakcji. Bałam się jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Czy mi wybaczy? Czy będzie jak dawniej? A może nie będzie chciał mnie znać? Z zamysłu wyrwał mnie głos Mario, który oznajmił, iż jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku głównych drzwi szpitalnych. Będąc już w środku, schodami skierowałam się na drugie piętro. Wzrokiem odszukałam pokoju numer 45. Stojąc pod drzwiami, zastanawiałam się, czy aby na pewno wejść.
-Natka, nie bój się, to Twój mąż. Kiedy wejdziesz, to on ze szczęścia, chyba wyzdrowieje - zaśmiał się - ja tu poczekam. Zaraz napiszę do chłopaków, że Marco się wybudził, a Wy sobie porozmawiajcie.
-Kocham Cię braciszku - przytuliłam go.
-Ja Ciebie też siostrzyczko - uśmiechnął się pod nosem, odwzajemniając uścisk.
Chwyciłam klamkę i odwróciłam się ostatni raz do bruneta, który siedział już na krzesełku. Uśmiechnął się do mnie promiennie, co dodało mi otuchy. Pchnęłam drzwi i przekroczyłam próg pokoju szpitalnego. Drzwi zaskrzypiały, a Marco odwrócił głowę w moją stronę. Wpatrywał się we mnie, a po chwili na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-Hej - powiedziałam cicho - jak się czujesz? - podeszłam bliżej łóżka.
-Teraz cudownie - uśmiechnął się zniewalająco - siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
Niepewnie zajęłam miejsce, które mi wskazał. Podniosłam głowę i popatrzyłam w oczy blondyna. Wpatrując się w siebie, trwaliśmy w ciszy, która była teraz dosyć niezręczna. Nieznacznie Niemiec zaczął się do mnie zbliżać.
-Nie podnoś się - odparłam - lekarz kazał Ci leżeć - wymyśliłam na poczekaniu. Blondyn westchnął i opadł na poduszki - chcesz coś do jedzenia? Cokolwiek?
-Nie, dziękuję.
-Marco - spuściłam głowę - przepraszam.
-Za co mnie przepraszasz? - zdziwił się.
-Za wszystko. Gdybym Ci wtedy wybaczyła, to do niczego by nie doszło i siedzielibyśmy teraz w domu.
-To nie Twoja wina - złapał mnie za dłoń - to ja jestem pieprzonym dupkiem i Cię zdradziłem. Należy mi się kara.
-Jaka kara? Przestań.
-Mógłby mnie zabić.
-Czy Ty siebie słyszysz kretynie? - zdenerwowałam się - nie poradziłabym sobie, żyjąc ze świadomością, że Ciebie już nie ma - z moich oczu popłynęły łzy - nie dałabym sobie bez Ciebie rady.
-Nie płacz. Proszę Cię, nie płacz - wstał do pozycji siedzącej.
Popatrzyłam na niego, a on starał kciukiem moje łzy. Odległość między nami szybko malała. Dzieliły nas już teraz tylko milimetry. Po chwili poczułam delikatnie muśnięcie ust i blondyn się odsunął, jakby się bał, że będę na niego zła. Popatrzyłam mu w oczy i tym razem, to ja go pocałowałam. Z zachłannością odwzajemniał pocałunki. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta chwila, nie chciałam, żeby się ona kiedykolwiek skończyła. Oderwaliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy.
-Tęskniłem - odparł, przytulając mnie do siebie.
-Ja za Tobą też.
-Kocham Cię, nic nas nie rozdzieli - cmoknął mnie w czoło.
-Nic, a nic - zaśmiałam się.
-Wrócimy do domu i będziemy żyć długo i szczęśliwie z naszym Leo. Może jakieś rodzeństwo dostanie - zaśmiał się.
-Będzie je miał szybciej, niż Ci się to wydaje - widząc, że Marco nie rozumie, położyłam jego dłoń na moim brzuchu - będziesz drugi raz tatą.
-Będę ojcem - zaśmiał się, nie dowierzając we własne słowa.
-Będziemy wujkami? - usłyszałam radosne głosy chłopaków, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-No to trzeba to opić - zaśmiał się Mats.
-Ej, ale nie beze mnie. Musicie na mnie poczekać - oburzył się Mario - ja muszę być trzeźwy, bo moja Paulina ma niedługo termin. A teraz wybaczcie, ale do niej jadę.
Słowa Götzego nas bardzo rozbawiły, a brunet jak gdyby nigdy nic, pożegnał się z nami i pojechał do domu. Posiedziałam jeszcze chwilę i zaczęłam się zbierać, ponieważ Paulina pilnuje Leo. Pożegnałam się z Marco i wyszłam z pokoju ze Svenem, który zaproponował, że mnie odwiezie. Po kilku minutach byłam już w domu. Wygoniłam państwa Götze, aby spędzili ze sobą czas, a sama zostałam z synkiem w domu.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Przykro mi to mówić, ale jest to ostatni rozdział :c
W epilogu dodam link do nowego opowiadania :)
Zastanawiam się także nad tym, czy zrobić kontynuację mojego pierwszego opowiadania:
http://jasnejaksloncenoca.blogspot.com
W epilogu dodam link do nowego opowiadania :)
Zastanawiam się także nad tym, czy zrobić kontynuację mojego pierwszego opowiadania:
http://jasnejaksloncenoca.blogspot.com