piątek, 31 października 2014

Rozdział 11.

    Już za pięć dni zostanę żoną Marco. Nie mogę w to uwierzyć. Gdyby mi ktoś jeszcze dwa lata temu powiedział, że moim mężem będzie Reus, to bym go, chyba wyśmiała. Ktoś taki jak on może mieć każdą dziewczynę. Modelkę, tancerkę, aktorkę, piosenkarkę, a on wybrał mnie. Zwykłą Polkę, która grała w piłkę nożną. Do tej pory, to do mnie nie dociera. Kiedy Mario nas sobie przedstawił, nie mogłam oderwać od niego wzroku. I ten jego zniewalający uśmiech. Potem zapytał mnie o numer, który sobie zapisał. Byłam okropnie szczęśliwa. Pisaliśmy i rozmawialiśmy ze sobą całymi dniami. Zakochałam się w nim, ale nic mu o tym nie mówiłam. Następnie te wspólne wakacje iii... staliśmy się parą. Bajka. Wiele osób mówiło, że mnie zdradzi, najwięcej teraz, kiedy byłam w ciąży, ale jest mi wierny. Ufamy sobie. Nie mam kontaktu ze swoją rodziną. Nawet Michał się ode mnie odwrócił. Nie dzwoni, nie piszę, nie odbiera ode mnie telefonów. Smutne, ale teraz mnie to już nie rusza. Dzisiaj mieliśmy jechać do rodziców Marco. Poznałam ich dwa dni po odnalezieniu naszego synka. Przyjęli mnie bardzo miło i ciepło. Mama blondyna to wspaniała kobieta, jego ojciec również jest świetnym człowiekiem. Na dzisiejszym obiedzie miałam poznać siostrę mojego narzeczonego.
    Wyswobodziłam się z uścisku mężczyzny i zeszłam do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia dla mojego partnera. Dosyć długo śpi, ponieważ jest godzina 11:40. Do rodziców umówieni jesteśmy na godzinę 14:00, więc około 12:40 będziemy musieli wyjechać, aby jeszcze im pomóc. Kiedy wszystko było przygotowane, skierowałam się do pokoiku dziecięcego. Wyszłam po schodach i weszłam do pomieszczenia. W łóżeczku leżał nasz szkrab, ale nie spał. Był nadzwyczaj za cicho.
-Hej malutki. Co Ty nie śpisz i jesteś tak cicho? Dziwne - zaśmiałam się - chodź, obudzimy tatusia.
    Wzięłam małego na ręce i poszłam z nim do sypialni. Lecz zanim wyszliśmy, nakarmiłam go i odczekałam chwilkę. Marco spał, tak jak zanim wyszłam. Położyłam Leo obok niego, a sama usiadłam na łóżku. Patrzyłam jak Reus się przebudza. Zasypanym wzrokiem na nas popatrzył i posłał jeden ze swoich firmowych uśmiechów. Przygarnął do siebie synka i położył go na swoim torsie. Poklepał ręka miejsce obok siebie, dając mi znak, że chce, abym się położyła, ale musiałam odmówić. Uprzedziłam go, która godzina oraz, że ma już przygotowane śniadanie. Udawał obrażonego. Ja jedynie pokręciłam głową ze śmiechem i zeszłam do kuchni. Do szklanki nalałam soku pomarańczowego i postawiłam obok talerza ze śniadaniem.
Zerknęłam do salonu i zobaczyłam, że blondyn idzie w moim kierunku. Usiadł na krześle i posadził dziecko na swoich kolanach. Zjadł śniadanie i ani słowem się do mnie nie odezwał. Ta sytuacja była dla mnie zabawna. Po posiłku wyszedł do salonu i usiadł na kanapie. Zajęłam obok niego miejsce i patrzyłam na nasze maleństwo. Siedzieliśmy dosyć długo w ciszy, którą przerywał co jakiś czas odgłos odbiegający z telewizji.
-Nie mów, że jesteś obrażony - zaśmiałam się.
-...
-No przestań. Za co?
-...
-Marco nooo.
-...
-Tylko i wyłącznie, dlatego, bo mamy mało czasu do wyjazdu i się obok nie położyłam?
-...
-A obrażaj się.
    Zabrałam Leo i wyszłam z nim, aby zmienić mu pieluchę. Po wykonaniu zadania, włożyłam go do łóżeczka i zabrałam się za pakowanie torby z jego rzeczami. Sprawdziłam, czy wszystko mam i ubrałam kopie mojego narzeczonego. Leo był do niego bardzo podobny. Ponownie zabrałam go na ręce, a na ramieniu zawiesiłam torbę dla dziecka. Zeszłam do salonu i włożyłam małego do nosidełka. Usłyszałam odgłos kroków, które zmierzały w moim kierunku, a po chwili Marco przytulił się do mnie od tyłu. Musnął ustami moją szyję i odwrócił mnie w swoją stronę.
-Przepraszam kotku - przytulił mnie.
-Ja też przepraszam. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham.
   Popatrzyłam mu w oczy i złożyłam pocałunek na jego ustach, który pogłębił. Nie chciałam tego przerywać, ale musieliśmy się liczyć z tym, że jesteśmy umówieni na obiad. Zabrałam swoją torebkę i rzeczy Leosia, a Marco zabrał nosidełko i wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na tylnym siedzeniu w samochodzie. Po czterdziestu minutach zatrzymaliśmy się przed ładnym i dosyć dużym domem. Wszystko wskazywało na to, że dotarliśmy na miejsce.
-Kochanie, to tutaj - odwrócił się w naszą stronę Marco.
-Boję się - zaśmiałam się.
-Kotku, moi rodzice Cię uwielbiają.
    Wyszłam z samochodu i zabrałam nosidełko. Reus oczywiście zabrał małego i złapał mnie za rękę. Zadzwonił dzwonkiem i otworzył drzwi. Weszliśmy do środka, a na korytarz wyszła mama Marco. Pani Reus przywitała się z nami i obdarowała nas buziakiem w policzek, a także mocno przytuliła.
-Pomoc pani w czymś?
-Jaka pani? - zaśmiała się, a mi zrobiło się głupio - mów mi mamo, w końcu jesteś wybranką mojego Marco. Tyle nam o Tobie odpowiadał - uśmiechnęła się życzliwie.
    Blondyn zauważył, że jest to dla mnie dosyć niekomfortowa sytuacja i powiedział, że pokaże mi dom. Kiedy zniknęliśmy w salonie, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Chciał coś powiedzieć, ale zacinał się i śmiał dalej.
-Mów mi mamo - naśladował swoją rodzicielkę, nadal się śmiejąc.
-A idź.
    Popchnęłam go delikatnie, a on położył się na kanapie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie do siebie. Upadłam na niego, a on mnie do siebie przytulił. Leo, który leżał naprzeciwko nas w nosidełku, był uśmiechnięty. Odwróciłam głowę w stronę jadalni i zauważyłam mamę Marco. Stała uśmiechnięta. Speszyłam się i uwolniłam z uścisku Reusa. Wstałam i poprawiłam bluzkę. Kobieta zaśmiała się i wróciła do kuchni.
-No patrz jaka ta Twoja mamusia się zrobiła - wziął na ręce synka - chodź, pokażę Ci mój pokój.
    Weszliśmy po schodach i skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Niemiec je otworzył i gestem ręki zaprosił do środka. Przekroczyłam próg pomieszczenia, a za mną wszedł mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Ściany pomalowane były na zielono, a gdzieniegdzie wisiały plakaty znanych piłkarzy. Rozejrzałam się dookoła. Na swoim łóżku leżał już ojciec z dzieckiem. Usiadłam obok nich i oparłam się o nogi blondyna. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zeszliśmy na dół.
-Mamo, a tak w ogóle, to gdzie tata? - zapytał.
-Powinien już zaraz być - posłała uśmiech - ślicznie razem wyglądacie, synku.
    Usłyszałam dzwonek i po chwili zobaczyłam kobietę i mężczyznę z około 4-5 letnim chłopczykiem. Marco wstał, podszedł do nich i się przywitał. Siedziałam na kanapie z dzieckiem na rękach.
-Mel, poznaj moją narzeczoną, a już za kilka dni moją żonę - wstałam i podeszłam do nich - Kochanie, to moja siostra Mel.
-Cześć, Marco mi o Tobie dużo opowiadał - podała mi dłoń.
-Hej, mam nadzieję, że nic strasznego nie mówił - zaśmiałam się.
-Wypowiadał się o Tobie w samych superlatywach.
-Wujek - krzyknął chłopiec.
-Nico, chodź tu - wziął go na ręce - Nico, to jest ciocia Natalia, to na nasze wesele przyjedziecie.
-Dzień dobly.
-Kotku, poznaj małego łamacza serc - zaśmialiśmy się.
-A kto to? - zapytał siostrzeniec mojego narzeczonego.
-To jest Twój kuzyn, Leo.
-Dlacego on nic nie mówi, a lobi lulu?
-Jak Ty byłeś taki jak on to też nic nie mówiłeś i spałeś - wytłumaczył mu piłkarz.
-Cyli nie mogę z nim polozmawiać?
-No jeszcze nie - zaśmiał się.
-Siadajcie dzieci do stołu - do salonu weszła pani Reus.
    Zasiedliśmy do stołu, na którym był już podany obiad. Atmosfera, która panowała była cudowna. Czuć było tą rodzinną miłość, bliskość.
-A jak się poznaliście? - zapytał ojciec Marco.
-Mario nas poznał. Kiedy się przeprowadził od razu do niego pojechałem i tam poznałem Natalię - pocałował mnie w policzek, a ja się delikatnie zarumieniłam.
-Jesteś z Monachium?
-Nie. Jestem z Polski, a do Monachium przyjechałam, aby grać w tamtejszym klubie.
-Masz szczęście Marco - zaśmiał się - kto wytrzyma z takim brudasem, leniem i masz jeszcze dwie lewe ręce do gotowania.
-Dzięki tato - mruknął blondyn i się zaśmiał.
-Oj, nie jest tak źle - popatrzyłam piłkarzowi w oczy - nie gotuje źle i jak się go poprosi to posprząta.
-Widzicie - ożywił się.
-Czyli połączyła Was piłka - odezwała się Melanie.
-To ciocia też gla tak jak wujcio?
-Już nie gram - posmutniałam.
-A dlacego?
-Doznałam kontuzji.
-A jakiej?
-Takiej jak Kuba i Neven, co Ci pokazywałem - wytłumaczył Marco.
-Aaa, to chyba wiem - odpowiedział dumnie.
    Po pysznym obiedzie mama Marco przyniosła albumy ze zdjęciami. Mężczyźni Ci duzi i Ci mali siedzieli w salonie, a my posprzątałyśmy ze stołu w jadalni i usiadłyśmy na krzesłach. Przeglądałyśmy zdjęcia Marco. Był taki słodki iii... rudy? Jego mama powiedziała, że dopóki nie skończył pięciu lat, jego włosy były rude.
-Mamooo - zawył mój narzeczony - robisz ze mnie pośmiewisko.
-Skarbie, byłeś uroczy - pocałowałam go w policzek.
-A teraz to nie jestem? - udawał smutnego.
-Jesteś nadal - zaśmiałam się.
    Poczułam jego usta na swoich. Niechętnie oderwałam się od niego. Usłyszeliśmy, że jesteśmy słodcy. Zostaliśmy przy stole sami i oglądaliśmy resztę zdjęć. Słuchałam też opowieści, które były związane z poszczególnymi fotografiami. O godzinie 19:00 szykowaliśmy się do wyjścia. Podziękowaliśmy rodzicom Marco, a niedługo moim teściom za gościnę i wróciliśmy do domu. Obejrzeliśmy razem film i poszliśmy do sypialni.
-Kotku, a może byśmy tak - zerknął na łóżko i poruszał zabawnie brwiami - no wiesz.
-Nie wiem - zaśmiałam się i pocałowałam Reusa - kocham Cię.
-Kocham Cię.
-Mhm - zamruczałam mu do ucha.
-Nieee - zajęczał Marco, ponieważ Leo zaczął płakać - odpłacę się kiedyś Leonardo, zobaczysz - zaśmiał się i ruszył do pokoju dziecięcego.
-Kocham Cię - krzyknęłam za nim.

piątek, 24 października 2014

Rozdział 10.

    Od mojego wyjścia ze szpitala minęły dwa tygodnie, a co za tym idzie? Czternasty dzień poszukiwań naszego Leo. Marco stara się być silny, ale widzę, że bardzo się przejmuje. Wracałam do domu od Ewy. Poprosiła mnie, abym zajęła się chwilę Sara, ponieważ musiała załatwić kilka spraw na mieście, a nie miała z kim zostawić córeczki. Od naszego domu dzieliło mnie 100 metrów, kiedy zobaczyłam Simone. Pomachałam jej, a gdy mi odmachała, zatrzymała wózek. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się obok niej. Przywitałyśmy się i rozpoczęłyśmy krótką rozmowę.
-Kochana, słyszałam o tym porwaniu. Jak się czujesz? - zapytała.
-Szkoda mówić, lepiej powiedz co u Ciebie.
-Urodziłam i wróciłam po resztę rzeczy.
-Wyprowadzasz się?
-Tak. Wracam do rodzinnego domu.
-A jak tam Twój synek? Kiedy urodziłaś?
-Piętnastego maja.
-To tak jak ja - posłałam smutny uśmiech.
    Na nasz podjazd wjechało dobrze znane mi auto. Samochód się zatrzymał i wyszedł z niego mój Marco. Swoje kroki skierował w naszą stronę. Kiedy znalazł się obok, przywitał się ze mną czułym buziakiem, a Simone powiedział krótkie 'cześć'.
-Mogłabym zobaczyć twojego synka? - zapytałam, ponieważ ciągle był zakryty.
-Wiesz jest zimno.
-Co Ty, Simone jest trzydzieści stopni - zdziwił się Reus.
    Próbowała się wykręcić, lecz kiedy dziecko zapłakało musiała wziąć je na ręce. Odwróciła główkę dziecka od nas. Marco popatrzył na mnie zdziwiony. Pielucha upadła na ziemię, więc schyliłam się po nią, aby podać młodej matce. Chcąc nie chcąc zobaczyłam twarz dziecka. Było strasznie podobne do naszego Leo. Zdezorientowana złapałam piłkarza za rękę. Niemka włożyła synka do wózka i odjechała do swojego ogrodu. Kiedy wróciliśmy do domu, usiadłam na kanapie. Po chwili obok mnie zjawił się mój narzeczony. Oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął. Oglądaliśmy jakiś film, dokładnie nie wiem nawet o czym był. Nie mogłam się skupić na niczym. W głowie miałam synka Simone, który był jak Leo. Wyszłam do kuchni i wyjęłam z szafki szklankę, która upadła z hukiem na podłogę, w wyniku czego się rozbiła. W pomieszczeniu momentalnie pojawił się mój partner. Zbierałam kawałki szkła z posadzki.
-Zostaw to - złapał mnie za ręce.
-Marco - z moich oczu popłynęły łzy.
-Kotku, odnajdziemy go.
-Marco, ja go widziałam.
-Jak to? Gdzie?
-Simone. Synek Simon jest jak nasz Leo.
-Ehh - westchnął - też mam to samo. Miałem Ci powiedzieć. Sprawdzimy to.
-Ale skąd ona by mogła mieć naszego Leo?
-Trzeba to sprawdzić. Jedziemy na komisariat.
-Stała się w pewnym sensie moją przyjaciółką.
-Kochanie, trzeba to sprawdzić. Skoro i Ty i ja widzieliśmy Leo. Chodź, jedziemy.
    Założyliśmy buty, zabrałam torebkę, a Marco klucze od auta oraz portfel i szybko wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy na komisariat tutejszej policji. Powiedzieliśmy o wszystkim. Oznajmili, że to sprawdzą. Wróciliśmy do domu, a na schodach zastaliśmy Kubę i Łukasza.
-Dostaliśmy SMS-a - odparł Błaszczykowski.
-Co Wam powiedzieli? - zapytał Piszczek.
-Powiedzieli, żebyśmy wrócili do domu, a oni za chwilę będą.
-Coś jeszcze? - dopytywali.
    Opowiedzieliśmy całą sytuację, która miała miejsce trzy godziny temu. Pozbierałam resztki szkła, które leżały nadal w kuchni i zabrałam się za zrobienie obiadu, ponieważ Agata i Ewa wyjechały z dziećmi do Polski, więc mężczyźni byli sami. Zrobiłam rybę z pieczonymi ziemniakami i zaniosłam do jadalni. Zawołała chłopaków na obiad i zasiedliśmy do stołu. W pewnym momencie do drzwi zadzwonił dzwonek. Marco wstał i poszedł, aby zobaczyć, kto to. Do korytarza wrócił z jakąś kopertą.

*Marco*
    Jedliśmy obiad przygotowany przez Natalię, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi, ale nikogo nie było. Na wycieraczce leżała jakaś koperta. Schyliłem się i podniosłem kartkę. Otworzyłem ją i wyciągnąłem zawartość. Czytając usiadłem na krześle. Ktoś zażądał pieniędzy za naszego synka. Czytałem te zdania kilka razy.
'Jeśli chcesz zobaczyć swoje dziecko, przynieś dzisiaj o 22:00, 100 tysięcy do parku. Inaczej nigdy nie zobaczysz dziecka.'
-Co to? - zainteresowali się.
-Jadę na policję - pewnie odparłem.
-Jedziemy z Tobą - odparli.
    Wsiedliśmy do auta i po raz kolejny 'odwiedziliśmy' komisariat policji. W samochodzie pokazałem kartkę Polakom, a na miejscu oddałem to w ręce policji. Ustaliliśmy, że pójdę do parku, a funkcjonariusze będą w pobliżu i nie będą się rzucać w oczy. Odwieźliśmy Łukasza i Kubę do domu i wróciliśmy do siebie. Posprzątaliśmy po obiedzie i usiedliśmy na kanapie. Natalia się martwiła, była znowu nieobecna. Przytuliłem ją i obiecywałem, że wszystko będzie dobrze. Była już 21:30. Coraz bardziej odczuwałem zdenerwowanie. Nie myślałem o tym, że coś by mi się mogło stać, bardziej o to, że coś może się stać Leo. Natalia nie wypuszczała mnie z uścisku. Od trzydziestu minut są u nas Mats, Kuba i Łukasz. Mają pilnować Natalii, aby została w domu. Nie zgadzała się na to, abym sam tam poszedł. Ubrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Podszedłem do mojej ukochanej i przywarłem do jej ust.
-Kocham Cię, zobaczysz wrócę tu z Leo - zamknąłem jej usta swoimi.
    Nie czekając na odpowiedź wyszedłem z domu i skierowałem się do parku. Krążyłem i czekałem na umówioną godzinę. Zauważyłem jakąś postać, która zmierzała w moją stronę. To był jakiś facet.
-Masz pieniądze? - zapytał.
-Najpierw dziecko.
-Niech będzie.
    Zrobił dziwny gest ręką, a po pewnym czasie przy nas zjawiła się kobieta. Swoją posturą przypominała mi Simone. Nie myliłem się, to była ona.
-Witaj Marco - zaśmiała się, a dziecko zaczęło płakać.
-A teraz pieniądze - przypominał się ten mężczyzna.
    Nawet nie wiem, w którym momencie znalazła się obok policja. Poczułem uderzenie w głowę, a kiedy doszedłem trochę do siebie, ujrzałem uciekającego faceta. Tego, który chciał pieniądze. Nie mogłem odpuścić i ruszyłem za nim. Cała sytuacja nadal toczyła się w parku. Udało mi się go złapać i powalić na ziemię. Zaczęliśmy się bić. Odciągali mnie od niego policjanci. Z jego twarzy lała się krew, a ja poczułem ją na swoich ustach.
-Gdzie mój syn? Gdzie Simone Becker? - zapytałem funkcjonariusza.
-Pana dziecko jest bezpieczne, a teraz zapraszam do radiowozu.
    Zapięli temu kolesiowi kajdanki i zaprowadzili do samochodu. Ja pojechałem innym. Policjant powiedział, że był z nimi jeszcze jeden i to od niego dostałem czymś w głowę, ale jego bez żadnego problemu złapali.

*Natalia*
    Marco wyszedł chwilę temu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chłopcy próbowali mnie jakoś uspokoić, ale na marne. Około 23:00 mój telefon zaczął dzwonić. Od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony komisariat policji w Dortmundzie. Czy przy telefonie pani Natalia Miller?
-Tak.
-Odnaleźliśmy pani dziecko.
-Naprawdę? - z moich oczu popłynęły łzy, łzy szczęścia - dziękuję bardzo.
-Proszę zabrać z komisariatu również Marco Reusa.
-Co się stało?
-Wdał się w bójkę z jednym z porywaczy.
-Jasne, już jadę. Dziękuję.
    Mężczyźni czekali, aż opowiem im rozmowę.
-Odnaleźli Leo - przytuliłam Łukasza - jadę na komisariat po niego i Marco - złapałam kluczyki do auta.
-Przestań, ja poprowadzę - zabrał mi je Piszczek.
-To my tu poczekamy.
    Wyszłam z piłkarzem z domu i wsiadłam do samochodu. Szybko znaleźliśmy się na miejscu. Weszliśmy na posterunek i podeszliśmy do pierwszego napotkanego policjanta. Zaprowadził nas do gabinetu, w którym był Leo. Podbiegłam do synka i wzięłam go na ręce. Przytuliłam go do swojego ciała. Nie płakał. Był spokojny. Patrzył na mnie tymi swoimi oczkami, a buzia zaczęła mu się cieszyć. Uśmiechnęłam się, a Łukasz zaczął rozśmieszać małego.
-Dziecko zostało przebadane. Mogą go państwo zabrać do domu.
-Dziękuję, a co z Marco Reusem?
-Już go przyprowadzam - posłał uśmiech.
    Kilka minut później do pomieszczenia wszedł mój narzeczony. Podszedł i nas przytulił.
-Mieli państwo rację. Simon Becker miała państwa dziecko, nie była w ogóle w ciąży. Razem ze swoim partnerem uknuli plan porwania ze szpitala. Oprócz tego wciągnęli w to przyjaciela. Porywacze do rozprawy zostaną w areszcie.
    Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do samochodu. Łukasz prowadził pojazd, a my usiedliśmy z tyłu. Pomiędzy nami był nasz mały szkrab. Marco mnie pocałował i nie chciał się oderwać.
-Ej, jesteśmy - zaśmiał się Piszczek.
    Wysiedliśmy i weszliśmy do domu. Kuba i Mats się na nas rzucili. W dosłownym znaczeniu tego słowa. Posiedzieli z nami chwilę i rozeszli się do swoich domów. Leo już spał w łóżeczku, a Marco wrócił do sypialni.
-Kocham Cię - pocałował mnie.
-Też Cię kocham - oddawałam każdą czułość.
    Poczułam ciężar ciała piłkarza na sobie, ale mi to nie przeszkadzało. Swoimi pocałunkami schodził po mojej szyi. Pozbył się mojej koszulki, a ja nie byłam mu dłużna i od razu zdjęłam z niego spodenki. Byliśmy w samej bieliźnie, kiedy usłyszeliśmy płacz Leo. Chciałam wstać, ale zrobił to Marco. Niecałą minutę później w sypialni zjawił się blondyn z dzieckiem.
-Nakarmię go - powiedziałam.
    Podał mi owoc naszej miłości, a ja przyłożyłam go do piersi, aby go nakarmić.
-Mały, wiesz co dobre - zaśmiał się - Widzisz? Ty możesz, a ja? - humor mu wrócił, ale to jak wszystkim.
    Leo od razu usnął, więc go położyłam, a kiedy wróciłam do sypialni Reus siedział na łóżku. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i złożyłam pocałunek na jego szyi.
-To na czym skończyliśmy? - składałam pocałunki na jego ciele.
-Uwielbiam Cię.
    Dokończyliśmy przerwaną czynność w łóżku.

piątek, 17 października 2014

Rozdział 9.

    Już dzisiaj wychodzimy ze szpitala. Marco ma po nas przyjechać koło godziny 15:00. Nasz synek jest zdrowy jak rybka, dlatego też po trzech dniach możemy wrócić do domu. Spakowałam torbę i usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki telefon i przeglądałam strony internetowe, po chwili zablokowałam urządzenie i myślami wybiegałam w przyszłość. Już za miesiąc miałam zostać żoną Marco Reusa. W dzień ślubu chcemy również ochrzcić dziecko. Kocham moją małą rodzinkę. Z zamysłu wyrwały mnie otwierane drzwi. Do szpitalnego pokoju wszedł mój narzeczony. Tak, narzeczony. Pamiętam ten dzień idealnie.

***

    Ubrałam koszulkę BVB z napisem REUS i numerem 11. na plecach. Stanęłam przed lustrem i przejrzałam się w nim.
-Idziemy kibicować tatusiowi.
Skierowałam to zdanie do mojego ciążowego brzuszka. Byłam już w szóstym miesiącu ciąży. Usłyszałam dźwięk dzwonka, więc zabrałam torebkę i skierowałam się do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Ewę Piszczek z córeczką. Agata została w domu. Miałyśmy po meczu do niej jechać. Przytuliłam obie panie na powitanie i wyszłyśmy, aby usiąść w samochodzie i znaleźć się w drodze na Signal Iduna Park.
-W ogóle nie przytyłaś, tylko brzuszek z małym się powiększył. Jak Ty to robisz - zaśmiała się żona Łukasza - ćwiczysz coś nadal?
-Wykonuje ćwiczenia, ale takie, które nie zagrażają małemu - posłałam uśmiech przyjaciółce - i nie podjadam - dodałam po czym się zaśmiałyśmy.
    Na stadionie Borussii Dortmund byłyśmy po kilku minutach. O dziwo ominęły nas korki. Zajęłyśmy nasze miejsca i czekałyśmy na rozpoczęcie meczu. Zawodnicy obu drużyn wyszły na murawę. Po chwili, równo z ustaloną godziną rozpoczęło się spotkanie. Pierwszą bramkę dla gospodarzy strzelił Ciro. Druga natomiast należała do Larsa Bendera i dzięki jego golowi Bayer wyrównał z BVB. Remis jednak długo się nie trzymał, ponieważ w 40' do bramki piłkarzy z Leverkusen strzelił mój Marco. Pierwsza połowa dobiegła końca, lecz żaden z kopaczy nie zszedł do szatni. Zdziwiłam się i zapytałam Ewy, czy wie o co chodzi. Ta jedynie podkręciła przecząco głową, dając znak, że nie ma pojęcia. Po chwili obok nas zjawił się Łukasz i złapał mnie za rękę. Powoli sprowadził mnie na dół. Kiedy stanęliśmy na murawie, podszedł do mnie Reus. Był wyraźnie zdenerwowany i trzęsły mu się ręce, w których coś trzymał. Uklęknął przede mnie.
-Wyjdziesz za mnie? - głos mu drżał.
-Tak - odpowiedziałam kiwając głową na potwierdzenie.
    Nie mogłam w to uwierzyć. Marco wsunął mi na palec pierścionek i mnie pocałował. Mats podał mu bukiet żółtych róż, które blondyn mi wręczył. Kibice zaczęli skandować nazwisko 'Reus'. Zawodnicy zeszli do szatni i po kilku minutach wrócili na boisko. W 67' do bramki rywali strzelił po raz drugi mój narzeczony. Jak to pięknie brzmi. Mecz zakończył się wygraną dortmundczyków 3:1. Po spotkaniu piłkarze pogratulowali nam zaręczyn.

***

-Dzień dobry kochanie - pocałował mnie w policzek - to dla mojej narzeczonej - zaśmiał się i podał mi białą różę.
-Hej, dziękuję Skarbie - pocałowałam go.
-Pusto w domu było przez te dni.
-Może jakoś da się to wynagrodzić - zaśmiałam się.
-Jakoś - poruszał zabawnie brwiami.
-Np. kolacja.
-Kolacja? Mam rozumieć, że ciąg dalszy w sypialni?
-Tak, gdzieś będziemy spać.
-Spać? - zawył - to przedyskutujemy w łóżku. Idę po tego szkraba.
    Marco wyszedł z sali, a ja dostałam wypis. Podpisałam potrzebne dokumenty i czekałam na mężczyznę z dzieckiem.

*Marco*
    Wyszedłem z sali i skierowałem się z pielęgniarką do pomieszczenia, w którym przebywały noworodki. Przekroczyłem próg i wzrokiem szukałem inkubatora z moim synkiem. Zdziwiłem się, ponieważ w pomieszczeniu dla noworodków, w którym jeszcze wczoraj leżało moje dziecko, nie było go.
-Natalia Miller - uprzedziłem położną.
-Przepraszam, muszę coś sprawdzić w dokumentacji.
    Przestraszyłem się i ruszyłem za kobietą. Zniknęła za drzwiami gabinetu lekarskiego i po chwili z niego wyszła i poszła w stronę recepcji, gdzie rozmawiała chwilę z recepcjonistką.
-Jak dziecko zniknęło ze szpitala? Niepoważna jesteś? Porwanie? To się nie ma prawa stać - usłyszałem.
-Jak to? To niemożliwe. Jak dziecko mogło zostać porwane? Czy pani siebie słyszy? Gdzie mój syn?
-Proszę się uspokoić.
-Jak mam być spokojny, skoro ze szpitala zostało porwane moje dziecko. To jakiś absurd! - krzyknąłem.
-Skontaktowaliśmy się już z policją i zaraz powinna tu być.
    Nie dochodziło do mnie to, co się stało. Gdzie mój syn? Siedziałem na krześle na korytarzu i próbowałem dojść do normalności. Podniosłem się i niepewnie przekroczyłem próg sali, w której była moja kobieta.
-Gdzie masz naszego Leo? - zapytała.
-Dzień dobry, chcieliśmy zebrać zeznania w sprawie zaginionego dziecka - do pomieszczenia weszło dwóch policjantów.
-Kochanie, ktoś porwał naszego Leo.
-Nie, nie. To niemożliwe - rozpłakała się.
    Przytuliłem Natalię i złożyliśmy zeznania w sprawie naszego zaginionego synka. Zabrałem rzeczy kobiety i złapałem ją za rękę. Wyszliśmy ze szpitala, a przed nim było pełno fotoreporterów, dziennikarzy i paparazzi.
-Mógłby pan pokazać dziecko?
-Jakie będzie imię dziecka?
-Jak się państwo czują w roli rodziców?
-Marco, czy to nie zatrzyma Twojej kariery?
Natalia ciągle płakała. Nie wytrzymałem i się odezwałem.
-Ktoś porwał ze szpitala naszego synka.
    Teraz było jeszcze więcej pytań. Zabrałem stamtąd moją narzeczoną i otworzyłem jej drzwi do samochodu, a następnie je zamknąłem. Schowałem nosidełko oraz torbę Natalii i usiadłem za kierownicą. Oparłem głowę o kierownicę i zamknąłem oczy. Poczułem dłoń na swojej szyi. Podniosłem głowę i ujrzałem zapłakane oczy młodej Polki.
-Przepraszam.
-To nie Twoja wina - dała mi buziaka w policzek.
-Znajdziemy go.
-Marco, możemy już jechać?
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
    Ruszyłem i skupiłem się na drodze, aby bezpiecznie dojechać z blondynką na miejsce. Pod domem byliśmy po piętnastu minutach.

*Natalia*
    Czekałam w sali na Marco i Leo. Po chwili drzwi są otworzyły i do pomieszczenia wszedł blondyn, ale był on sam. Pomyślałam, że nasz synek ma badania, czy coś. Jednak się myliłam. Kiedy tylko usłyszałam co się stało, nie mogłam pohamować łez. Ktoś porwał naszego szkraba. W drodze do domu miałam pełno myśli.
-Jesteśmy - odparł Reus i otworzył mi drzwi.
    Zabrałam torebkę, a mój narzeczony wziął resztę. Kiedy tylko znalazłam się na korytarzu, od razu ruszyłam po schodach do pokoju dziecięcego. Usiadłam na fotelu, który się tam znajdował i i zamknęłam oczy. Do ręki wzięłam miśka i przytuliłam się do niego. Łzy ciekły mi po policzkach. Poczułam dłonie na swoich kolanach. Podniosłam głowę i ujrzałam Niemca. Podniósł mnie z fotela, zniósł do sypialni i położył na łóżku.
-Kochanie, odnajdziemy naszego Leo. Nawet się nie obejrzysz i będzie przy nas - pocałował mnie w czoło - odpocznij.
    Wtuliłam się w jego ciało i starałam się zasnąć.

***

    Marco zauważył, że jego partnerka już śpi, więc delikatnie przykrył ją kocem i zszedł do salonu. Włączył laptop i starał się znaleźć jakiejkolwiek informacje, które pomogłyby w odnalezieniu jego synka. Zadzwonił dzwonek i po chwili w korytarzu znaleźli się Kuba i Łukasz ze swoimi partnerkami. Usiedli na kanapie, a blondyn poszedł przygotować jakiś napój dla gości. Kiedy wrócił, niepewnie rozpoczęli rozmowę na temat małego Leo.
-A może dodałbyś taką wiadomość na fanpage? - podał pomysł Polski obrońca.
-To nie taki zły pomysł - poparł go przyjaciel z reprezentacji.
-Czekajcie, dzwoni Mario.
    Odebrał i ciągnęli nadal ten sam temat. Zabierał się kilka razy za napisanie postu. Wreszcie przymknął oczy i ponownie położył palce na klawiaturze. Wpisał potrzebne informacje i dodał zdjęcie swojego dziecka, które zrobił w szpitalu. Pokazał notatkę przyjaciołom i przeczytał ją jeszcze raz na głos. Napisał ją w dwóch językach, po niemiecku i po angielsku. Kliknął i po sekundzie napisany tekst ruszył w świat. Kuba oraz Łukasz weszli na swoje profile i udostępnili post napisany przez ich przyjaciela z drużyny, ale najpierw przetłumaczyli go na swój ojczysty język. Już po kilku minutach koledzy z zawodu również udostępnili zdjęcie dodane przez Marco Reusa. Mieli nadzieję, że to w pewnym sensie pomoże im w odzyskaniu Leonardo. Goście klubowej 11. wyszli z domu, zostawiając w nim tylko Niemca i Polkę. Blondyn wrócił do sypialni i położył się obok swojej miłości. Przytulona do siebie para, spała z nadzieją, że gdy się obudzą to w łóżeczku ujrzą swojego synka i to porwanie stanie się tylko i wyłącznie sennym koszmarem.

piątek, 10 października 2014

Rozdział 8.

    Przez te dziewięć miesięcy Marco obchodził się ze mną jak z jajkiem. Po pewnym czasie w jego ślady poszła też reszta przyjaciół i znajomych. Z mamą Reusa się jeszcze nie widziałam, jeszcze nie miałam okazji jej poznać. Niektórzy by rzekli, że można w święta, lecz wtedy też nie było czasu. Otóż rodzice blondyna wyjechali do rodziny. Mój ukochany nie pojechał z nimi, tylko został ze mną. Namawiałam go, aby z nimi jechał, ale Niemiec jest uparty. Mówił, że nie może mnie zostawić samej, że to są święta, chce je spędzić ze mną oraz jestem w ciąży. Nieważne jakie ja bym miała argumenty, ponieważ jak to on powiedział 'wszystkie czynniki zbierają się do tego, że zostaję z Tobą na święta i mnie nic nie ruszy'. Trochę dziwne zdanie zbudował, ale zrozumiałam o co mu chodzi. W czasie ciąży, a dokładniej w piątym miesiącu, poznałam Simon Becker. Dziewczyna jest Niemką, ma 24 lata. Również jest w ciąży, a nawet w tym samym miesiącu. Zaprzyjaźniłyśmy się, ale Marco trzyma ją na dystans, niezbyt ją lubi. Mieszka zaraz obok nas. Przez ostatnie dwa miesiące nie widziałam się z nią. Jedynie na Skype. Mówiła, że wyjechała do miasta rodzinnego, ponieważ jej mama się martwi, ale wróci do Dortmundu.
    Leżeliśmy w łóżku. Marco głaskał mnie po moim ciążowym brzuchu. Rozczulał mnie tymi swoimi rozmowami z dzieckiem. Odkąd dowiedział sobie, że zostanie ojcem, robił to praktycznie codziennie. Powiedział rodzicom, iż będą dziadkami. Mówił, że byli delikatnie zdziwieni, ale szczęśliwi oraz, że chcą mnie poznać. Piłkarz chodził ze mną na każdą wizytę u ginekologa. W szóstym miesiącu dowiedzieliśmy się, że urodzi nam się synek. Już nawet wybraliśmy imię.
Z moją nogą jest już dobrze. Kilka dni po stwierdzeniu zerwania więzadeł, miałam operację. Poszło wszystko po myśli i po pewnym czasie już miałam rehabilitację. Dziwnie to wyglądało, ponieważ chodziłam na nie z brzuchem. Jednak nadal męczy mnie ostatnia wizyta u lekarza, który prowadził leczenie mojej kończyny.

***

-Kochanie, jesteś już gotowa? - zawołał Marco.
-Tak - stanęłam obok niego w korytarzu.
    Dałam mu buziaka w policzek, zabrałam torebkę i chwyciłam dłoń Reusa oraz splotłam nasze palce. Posłał mi ten swój zniewalający uśmiech i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta i skierowaliśmy się do kliniki. Pogoda ciekawa nie była. Padało, a za oknami widać było jak uginają się gałęzie pod dużym wiatrem. Niebo było bure. Przeplatały się przez nie różne odcienie niebieskiego, mieszając się z szarym. Siedziałam wygodnie w fotelu, a Marco położył swoją dłoń na moim udzie. Byłam przyzwyczajona, ponieważ zawsze tak robił, no chyba, że się pokłóciliśmy, ale tych kłótni było bardzo mało. Z zamysłu wyrwał mnie głos mojego ukochanego, który stał obok mnie i otworzył mi drzwi. Podał mi rękę i pomógł wysiąść z samochodu. Ruszyliśmy do kliniki. Weszliśmy do środka i podążyliśmy do recepcji. Za ladą stała młoda kobieta, która próbowała zaczarować Reusa. Moim zdaniem wyglądała jak wiedźma, brakowało jej tylko miotły. Niezadowolona usiadłam na krzesełku pod gabinetem doktora i czekałam na swoją kolej. Niemiec zauważył szybką zmianę mojego humoru i starał się dowiedzieć, czym jest to spowodowane. Powiedziałam mu, a on się zaśmiał i pocałował mnie.
-Moja zazdrośnica.
-Natalia Miller - usłyszeliśmy głos lekarza - pani od doktora Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt'a - uśmiechnął się.
    Weszliśmy do środka, a doktor sprawdził co z moją nogą. Obejrzał ją i wysłał na rentgen. Blondyn tysiąc razy pytał, czy na pewno nic nie stanie się z dzieckiem, czym rozbawił kobietę obsługującą promienie X. Wróciliśmy do lekarza, a on zlecił nam jeszcze kilka innych badań. Mieliśmy się stawić jutro.
Następnego dnia z wynikami badań znaleźliśmy się u specjalisty.
-No tak. Nie mam dobrych wiadomości - odparł - musi pani zrezygnować z piłki nożnej.
-Jak to? - wydusiłam.
-Grać czasami pani może, ale zawodowo trenować już nie.
-Dlaczego? - zapytał mój partner.
-Kontuzja mogłaby się nawracać przy takim obciążeniu. Wiemy jak wyglądają treningi i mecze. Jest duże ryzyko ponownego zerwania więzadeł i tym razem powrót do pełnej sprawności trwałby o wiele dłużej.
-Ale przecież inni piłkarze też mają tego typu kontuzje i proszę zobaczyć jak teraz grają - ciągnął blondyn.
-To zależy od urazu. Tutaj było bardzo ciężko. Był również uraz łydki i uda. Nie można ryzykować w takiej sytuacji. Proszę chwilę poczekać, zaraz powinien tu być doktor Müller-Wohlfahrt.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Był to dla mnie szok. Kiedy wróciliśmy do domu od razu poszłam do sypialni i się rozpłakałam. Weszłam do garderoby. Otworzyłam jedną z licznych szaf i ujrzałam w nich trykoty, które tam trzymaliśmy. Po chwili przyszedł do mnie mężczyzna i mocno przytulił do siebie.
Kilka dni później wyjechałam do Monachium, gdzie wypowiedziałam się na temat zakończenia mojej kariery na zwołanej konferencji prasowej. Nie mogłam pohamować łez, kiedy mówiłam o zakończeniu kariery. Nie dałam rady. Przeprosiłam i wyszłam z sali, a resztę wytłumaczył lekarz. Dziewczyny przytuliły mnie i również dały upust swoim emocjom. Zostałam przez kilka dni w stolicy Bawarii. Na meczu mojego byłego klubu miałam pożegnanie. Nie spodziewałam się tego.

***

-O czym tak myślisz skarbie? - przywołał mnie na ziemię Marco.
-O nożnej - wtuliłam się w niego.
-Rozumiem - przytulił mnie.
    Ubrana zeszłam do kuchni, w której urzędował mój chłopak. Usiadłam na krześle i patrzyłam na jego poczynania. W pewnym momencie poczułam okropne skurcze.
-Marco, ja chyba rodzę.

*Marco*
    Robiłem śniadanie dla nas, kiedy Natalia przyszła do kuchni. Usiadła przy wyspie kuchennej. Było wszystko w porządku. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, a w pewnym momencie, powiedziała, że rodzi. Ruszyliśmy do auta. Czym prędzej starałem się dotrzeć do szpitala. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Przy drzwiach spotykaliśmy pielęgniarkę, która podała nam wózek i od razu zabrała blondynkę na porodówkę. Stałem pod drzwiami i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zawiadomiłem Mario, a on Paulinę, że moja ukochana rodzi. Kazali mi się uspokoić. Kiedy usiadłem na krześle, to od razu wstawałem i chodziłem po korytarzu i od początku. Nie potrafiłem się uspokoić. Zasiadłem na krzesełkach i patrzyłem na zegar, który tykał, a jego wskazówki zmieniały położenie. Moje powieki stawały się ciężkie. To już trzecia godzina odkąd tu jestem.
    Zza drzwi wyłonił się lekarz, ale ja nie słyszałem płaczu dziecka. Podbiegłem do doktora, aby dowiedzieć się co z moją kobietą.
-Mam złą wiadomość. Ani dziecka, ani matki nie dało się uratować.
-Pan chyba żartuje - nie dowierzałem w to co usłyszałem.
-Przy porodzie doszło do komplikacji.
    Zostałem sam na korytarzu i rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie mam już dla kogo żyć. Nie mam Natalii. Nie mam naszego synka. Moje ciało zaczęło się trząść.
-Marco, wstawaj.
-Co się dzieje? - zerwałem się - To był sen - westchnąłem.
-Jaki sen?
-Co tutaj robisz Mats?
-Nie przyszedłeś na trening, dzwoniliśmy do Ciebie, a jak nie odbierałeś, to zadzwoniłem do Mario. Powiedział, który szpital, i że Natalia rodzi - usiadł obok.
    Siedzieliśmy tak jeszcze około dziesięciu minut. Z sali wyszedł lekarz. Szybko do niego ruszyłem, a Hummels podążył za mną.
-Który z panów to partner pani Miller? - zapytał.
-Ja - odparłem.
-Gratulacje. Ma pan syna - uśmiechnął się - pani Natalia leży na sali.
-Można do niej wejść?
-Tak, oczywiście.
    Skierowaliśmy się na salę, na której leżała Natalia.
-Stary masz jakieś kwiaty, czy coś? - zapytał obrońca.
-Zapomniałem - złapałem się za głowę.
-Idź do niej, a ja coś załatwię.
-Róże - krzyknąłem jeszcze za nim, a on zaśmiał się i zbiegł po schodach.
    Wszedłem do pomieszczenia. Moja blondynka leżała na łóżku, a na rękach trzymała dziecko. Podszedłem do nich, pocałowałem kobietę w usta, a synka w główkę. Usiadłem na krześle i wpatrywałem się w moją małą rodzinkę.
-Chcesz potrzymać - usłyszałem po chwili.
-Jasne.
    Podała mi naszego synka. Bałem się, że coś mu zrobię, ale gdy tylko go wziąłem na ręce, to obawy minęły. Mały patrzył na mnie swoimi oczkami. Nie płakał. Zdawałoby się, że lustruje mnie i otoczenie.
-Podobny do Ciebie - uśmiechnęła się.
-Kocham Was.
-My Ciebie też.
-Przepraszam państwa, ale muszę zabrać dziecko - odezwała się pielęgniarka.
    Oddałem dziecko i usiadłem na poprzednim miejscu. Złapałem Natalię za rękę i ucałowałem ją w nią. Do sali wszedł Mats.
-Zapomniałeś czegoś - podał mi róże i puścił oczko, gdy blondynka nie widziała - cześć Natka - pocałował ją w policzek.
-To dla Ciebie - podałem jej kwiaty.
-Dziękuję. Są piękne.
-Dzięki - wyrwało się Hummelsowi.
    Zaśmialiśmy się. Obrońca musiał już iść, więc poszedłem z nim do inkubatorów, ponieważ chciałem się pochwalić moim synkiem.
-No, postarałeś się - zaśmiał się - powiem Ci, że podobny do Ciebie.
-Natalia to samo mówiła.
    Pożegnałem się z mężczyzną i wróciłem do blondynki.


piątek, 3 października 2014

Rozdział 7.

    Obudziłem się, a obok mnie nie było mojej ukochanej. Przyciągnąłem się i wtuliłem ponownie w poduszkę, lecz nie było mi wygodnie. Chciałem się przytulić do mojej Natalii. Wstałem z łóżka i zszedłem po schodach do kuchni. Oparłem się o framugę drzwi i patrzyłem jak blondynka kroi warzywa. Podszedłem do niej i przytuliłem ją od tyłu, składając delikatne pocałunki na jej szyi.

*Natalia*
    Obudziłam się w ramionach Marco. Wyswobodziłam się z jego uścisku, tak, aby nie wyrwać go ze snu. Pocałowałam go w usta i zeszłam na dół. Na zegarze widziała godzina 18:00. Postanowiłam zrobić kolację. Zdecydowałam się zrobić kaszę jaglaną z warzywami. Kaszę opłukałam dokładnie pod bieżącą wodą. Pozbyłam się goryczki i zabrałam się za krojenie warzyw. W pewnym momencie poczułam na szyi pocałunki. Odwróciłam się w stronę mężczyzny i wtuliłam się w jego ciało.
-Kocham Cię - wypowiedziałam do jego ucha.
-Też Cię kocham, kotku - pocałował mnie w czoło - a dlaczego Ty tu stoisz? Powinnaś odpoczywać.
-Robię kolację.
-Ja ją dokończę, a Ty sobie usiądź i odpocznij.
-Reusiu.
-Nie Reusiuj mi tutaj - zaśmiał się - kocham Cię.
-A ja Ciebie nie - pocałowałam go w usta.
    Wyszłam o kulach do salonu. Padłam jak długa na kanapę i nie miałam najmniejszego zamiaru aby się podnieść. W ostateczności podniosłam się po laptopa i przykryłam kocem.
Przeglądałam różne strony. Weszłam na Facebook'a oraz Twitter'a. Popisałam z kilkoma osobami i zadzwonił Mario na Skype'a. Odebrałam i na ekranie laptopa ukazały mi się dwie wesołe twarze.
-Hej - przywitała się Paulina.
-Cześć - zawołał Götze.
-Hej Wam - pomachałam im - co tam?
-Już w połowie przeprowadziłam się do tego kretyna - zaśmiała się.
-I tak mnie kochasz.
-No wmawiaj sobie - wystawiła mu język - wzięliśmy wolne na jutro, cudem. Mamy zamiar już wszystko jutro przenieść.
-Ja za dwa dni będę po swoje rzeczy - oznajmiłam.
-To Cię spakuję.
-Dziękuję - posłałam jej życzliwy uśmiech.
-A gdzie Marco? - zapytał brunet.
-Wygonił mnie z kuchni i sam kolację robi.
-Masz leżeć i odpoczywać.
-No jakbym jego słyszała.
-Kogo słyszała? - do salonu wszedł Marco.
-O wilku mowa - pocałowałam go w policzek.
-Co mnie obgadujecie? - przytulił mnie.
    Godzinę spędziliśmy na rozmowie z przyjaciółmi. Odgrzaliśmy sobie kolację i zjedliśmy ją, oglądając filmy, które leciały w telewizji. Marco nie pozwalał mi się ruszać z kanapy. Sam posprzątał i podał mi telefon, który leżał na stoliku. Powiedział, abym zadzwoniła do Michała i powiedziała mu o ciąży. Wiedziałam, że kiedyś muszę to zrobić. Reus przytulał mnie, czym dodawał mi otuchy. Wybrałam numer mojego brata i przyłożyłam telefon do ucha. Po kilku sygnałach odebrał.
-Co chcesz? - zaśmiał się.
-Masz czas?
-Tak, wróciłem do domu z treningu. Co tam?
-A jakoś leci, a u Ciebie?
-Dobrze, a jak noga?
-Boli.
-Kaleka.
-Szybko nie wrócę.
-No z pół roku nie zagrasz.
-Dłużej.
-To co Ty jeszcze zrobiłaś?
-Jakby to powiedzieć... Michał, jestem w ciąży.
-Co? - krzyknął - żartujesz sobie, chyba. Ty wiesz co Ty zro... Z kim? Z Reusem?
-Tak - mocnej ścisnęłam dłoń blondyna - Michał.
-Co Michał? Mama miała rację.
-O czym mówisz?
-Nie powinnaś tam jechać. Dobrze mówiła, że zrobią Ci dziecko i tyle. Wrócisz z powrotem do domu z płaczem.
-Ty też tak myślisz?
-Moja siostra jest dziwka. Czaisz to Krystian? Moja siostra się puszcza. Będzie mieć dziecko - zaśmiał się ironicznie - nie proś mnie o pomoc, bo jej nie dostaniesz. Nie chcę Cię znać.
-Nigdy Was o nic nie poproszę - zakończyłam.
    Rozłączyłam się i rozpłakałam. Mój szloch przemienił się w histeryczny płacz,a moje ciało zaczęło się trząść. Wtuliłam w Marco. On o nic nie pytał, po prostu był. Starał się mnie uspokoić. Pozwalał mi, abym wypłakała się w jego koszulkę. Nigdy bym nie powiedziała, że Michał się tak zachowa. Zastanawiałam się, co ja im zarobiłam. Czym zawiniłam, że moja rodzina mnie tak traktuje. Zawsze byłam ta najgorsza, 'czarna owca w rodzinie'. Widzieli tylko moje wady i wytykali mi je na każdym kroku. Czekali tylko, aż popełnię błąd. A rodzice? Rodzice się mną nie interesują. Odkąd wyjechałam do Niemiec, to nie dzwonili, ani razu. Święta spędzałam sama w Monachium. Oglądałam wtedy filmy i czytałam przy tym często książki. W Wigilię Bożego Narodzenia wybierałam się na spacer do miasta. Brałam ze sobą bułki i karmiła gołębie. Czy było mi smutno? W pierwsze święta tak, potem się przyzwyczaiłam. Paulina chciała ze mną zostać, ale jej nie pozwoliłam. Teraz nie mam już nikogo z rodziny. Michał się ode mnie odwrócił. Był ostatnią osobą, z którą miałam kontakt. Moja mama zawsze mi wypominała, że nie jestem taka jak jej chrześnica. Wiele razy płakałam przez takie i podobne sytuacje. Kiedy podpisałam kontrakt z Bayernem, wiedziałam, że zaczyna się moje lepsze życie. Powoli się uspokajałam, ale to dzięki blondynowi. Opowiedziałam mu o czym rozmawiałam z bratem.
-Kocham Cię, pamiętaj o tym - pocałował mnie w głowę.
-Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła. Jesteś dla mnie najważniejszy. Kocham Cię.
-Już niedługo będzie nas troje - musnął moje usta - mały, żałuję, że nie widzisz jaką masz śliczną mamusie - powiedział do brzucha.
-Nie okłamuj go - zaśmiałam się.
-Mówię samą prawdę. Ma cudowną mamusie - po raz kolejny dotknął moich ust - ale mi jej nie zabieraj - ponownie skierował te słowa do mojego brzucha - wiesz mały? To jest mój ideał. Ta jedyna - popatrzył mi w oczy.
    Kocham tego wariata. Jest mężczyzną, z którym chcę spędzić resztę swojego życia.
-Swoją drogą, to w ogóle nie widać, że jesteś w ciąży - wyrwał mnie z zamysłu głos Marco.
-Mam to uznać jako komplement? - zaśmiałam się.
-Kocham Cię.
-Nie zmieniaj tematu - pocałowałam go.
-Wiesz, ja już myślałem, gdzie zrobić pokój dziecięcy - zaśmiał się.
-Jesteś cudowny.
-Nie, to Ty jesteś cudowna. Nikomu Cię nie oddam.
-Nie mogę uwierzyć, że mam Cię przy sobie - wtuliłam się w jego ciało.
-Oglądamy jakiś film?
-A może mecz?
-Jak jest, to jasne. Każdy facet marzy o takiej dziewczynie.
-Jakiej?
-Takiej - zaśmiał się - mogę pogadać z małym?
-Jasne - zaśmiałam się.
    Chciałam wstać, ale piłkarz mi na to nie pozwolił. Usiadłam z powrotem na wcześniejszym miejscu, a on
się nachylił nad mój brzuch. Trzymał ręce na nim, a ja położyłam swoje dłonie na jego. Zaczął swój monolog, momentami przerwał i patrzył mi w oczy, które były przepełnione miłością i troską. Chciało mi się płakać, tylko tym razem ze szczęścia. Niewielu zdecydowałoby się w tak młodym wieku na opiekę nad dzieckiem. Tym bardziej nie mężczyźni, którzy pną się coraz to wyżej w swoim zawodzie, którzy podbudowują swoją karierę, ale Marco od razu powiedział, że się cieszy. Uwierzyłam mu. Mówił, to tak szczerze, a z jaką fascynacją opowiadał o pokoiku dla dziecka, albo naszej przyszłości. Kocham go. Jestem pewna, że to z nim chcę spędzić resztę życia.
-Wiesz jaką masz kochaną mamę? Tylko nie wychodź na świat za wcześnie, jeszcze zdążysz mi ją zabrać - zaśmiał się - taka dupa z niej jest. Tzn. cudowna kobieta - zerknął na mnie - Anioł nie kobieta. Ma się to szczęście. Nigdy bym nie powiedział, że Twoja mamusia zwróciłaby na mnie uwagę. Jest kochana, mądra, inteligentna, piękna, mamy takie same zainteresowania i mógłbym tak wymieniać i wymieniać. A i mam jeszcze jedną prośbę. W nocy się śpi, więc nie myśl, że będziesz mógł przekonać mamę, aby mnie obudziła, bo będziesz miał jakąś zachciankę. Co to, to nie mój drogi. Zapiszemy Cię do szkółki piłkarskiej. Kiedyś będziesz biegał po boisku i zastąpisz mnie w reprezentacji.
-Ej, a, dlaczego będzie grał w reprezentacji Niemiec, a nie Polski? - przerwałam mu.
-Przedyskutujemy to... w łóżku - zaśmiał się - i widzisz jakie te kobiety są?
-Ej, bo się rozmyślę i zamieszkam w Monachium - wytknęłam mu język.
-No mały, na dzisiaj tyle, muszę się zająć Twoją mamą.
    Na koniec podniósł moją koszulkę i dał buziaka w brzuch. Zaśmiałam się i przytuliłam do blondyna. Rozczulił mnie tym. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy spać. Już wstałam i wzięłam swoje 'kije', ale Reus wziął mnie na ręce i zniósł do sypialni. Postawił mnie na podłodzę, a ja zabrałam ciuchy i wyszłam do łazienki, aby się przebrać. Ubrana w piżamę, wróciłam do Niemca, który leżał już w łóżku. Doczłapałam do niego i weszłam pod kołdrę. Wtuliłam się w ciało blondyna. Podniosłam głowę i złożyłam delikatny i krótki pocałunek na jego ustach. Dla mężczyzny nie był on wystarczający, ponieważ, kiedy tylko się od niego oderwałam, szybko powrócił do przerwanej czynności. Nawet moja boląca noga i gips nie przeszkadzały nam w kolejnym etapie naszych czułości. Resztę czasu spędziliśmy będąc jednością. Zmęczeni, zasnęliśmy wtuleni w siebie.