Już za pięć dni zostanę żoną Marco. Nie mogę w to uwierzyć. Gdyby mi ktoś jeszcze dwa lata temu powiedział, że moim mężem będzie Reus, to bym go, chyba wyśmiała. Ktoś taki jak on może mieć każdą dziewczynę. Modelkę, tancerkę, aktorkę, piosenkarkę, a on wybrał mnie. Zwykłą Polkę, która grała w piłkę nożną. Do tej pory, to do mnie nie dociera. Kiedy Mario nas sobie przedstawił, nie mogłam oderwać od niego wzroku. I ten jego zniewalający uśmiech. Potem zapytał mnie o numer, który sobie zapisał. Byłam okropnie szczęśliwa. Pisaliśmy i rozmawialiśmy ze sobą całymi dniami. Zakochałam się w nim, ale nic mu o tym nie mówiłam. Następnie te wspólne wakacje iii... staliśmy się parą. Bajka. Wiele osób mówiło, że mnie zdradzi, najwięcej teraz, kiedy byłam w ciąży, ale jest mi wierny. Ufamy sobie. Nie mam kontaktu ze swoją rodziną. Nawet Michał się ode mnie odwrócił. Nie dzwoni, nie piszę, nie odbiera ode mnie telefonów. Smutne, ale teraz mnie to już nie rusza. Dzisiaj mieliśmy jechać do rodziców Marco. Poznałam ich dwa dni po odnalezieniu naszego synka. Przyjęli mnie bardzo miło i ciepło. Mama blondyna to wspaniała kobieta, jego ojciec również jest świetnym człowiekiem. Na dzisiejszym obiedzie miałam poznać siostrę mojego narzeczonego.
Wyswobodziłam się z uścisku mężczyzny i zeszłam do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia dla mojego partnera. Dosyć długo śpi, ponieważ jest godzina 11:40. Do rodziców umówieni jesteśmy na godzinę 14:00, więc około 12:40 będziemy musieli wyjechać, aby jeszcze im pomóc. Kiedy wszystko było przygotowane, skierowałam się do pokoiku dziecięcego. Wyszłam po schodach i weszłam do pomieszczenia. W łóżeczku leżał nasz szkrab, ale nie spał. Był nadzwyczaj za cicho.
-Hej malutki. Co Ty nie śpisz i jesteś tak cicho? Dziwne - zaśmiałam się - chodź, obudzimy tatusia.
Wzięłam małego na ręce i poszłam z nim do sypialni. Lecz zanim wyszliśmy, nakarmiłam go i odczekałam chwilkę. Marco spał, tak jak zanim wyszłam. Położyłam Leo obok niego, a sama usiadłam na łóżku. Patrzyłam jak Reus się przebudza. Zasypanym wzrokiem na nas popatrzył i posłał jeden ze swoich firmowych uśmiechów. Przygarnął do siebie synka i położył go na swoim torsie. Poklepał ręka miejsce obok siebie, dając mi znak, że chce, abym się położyła, ale musiałam odmówić. Uprzedziłam go, która godzina oraz, że ma już przygotowane śniadanie. Udawał obrażonego. Ja jedynie pokręciłam głową ze śmiechem i zeszłam do kuchni. Do szklanki nalałam soku pomarańczowego i postawiłam obok talerza ze śniadaniem.
Zerknęłam do salonu i zobaczyłam, że blondyn idzie w moim kierunku. Usiadł na krześle i posadził dziecko na swoich kolanach. Zjadł śniadanie i ani słowem się do mnie nie odezwał. Ta sytuacja była dla mnie zabawna. Po posiłku wyszedł do salonu i usiadł na kanapie. Zajęłam obok niego miejsce i patrzyłam na nasze maleństwo. Siedzieliśmy dosyć długo w ciszy, którą przerywał co jakiś czas odgłos odbiegający z telewizji.
-Nie mów, że jesteś obrażony - zaśmiałam się.
-...
-No przestań. Za co?
-...
-Marco nooo.
-...
-Tylko i wyłącznie, dlatego, bo mamy mało czasu do wyjazdu i się obok nie położyłam?
-...
-A obrażaj się.
Zabrałam Leo i wyszłam z nim, aby zmienić mu pieluchę. Po wykonaniu zadania, włożyłam go do łóżeczka i zabrałam się za pakowanie torby z jego rzeczami. Sprawdziłam, czy wszystko mam i ubrałam kopie mojego narzeczonego. Leo był do niego bardzo podobny. Ponownie zabrałam go na ręce, a na ramieniu zawiesiłam torbę dla dziecka. Zeszłam do salonu i włożyłam małego do nosidełka. Usłyszałam odgłos kroków, które zmierzały w moim kierunku, a po chwili Marco przytulił się do mnie od tyłu. Musnął ustami moją szyję i odwrócił mnie w swoją stronę.
-Przepraszam kotku - przytulił mnie.
-Ja też przepraszam. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham.
Popatrzyłam mu w oczy i złożyłam pocałunek na jego ustach, który pogłębił. Nie chciałam tego przerywać, ale musieliśmy się liczyć z tym, że jesteśmy umówieni na obiad. Zabrałam swoją torebkę i rzeczy Leosia, a Marco zabrał nosidełko i wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na tylnym siedzeniu w samochodzie. Po czterdziestu minutach zatrzymaliśmy się przed ładnym i dosyć dużym domem. Wszystko wskazywało na to, że dotarliśmy na miejsce.
-Kochanie, to tutaj - odwrócił się w naszą stronę Marco.
-Boję się - zaśmiałam się.
-Kotku, moi rodzice Cię uwielbiają.
Wyszłam z samochodu i zabrałam nosidełko. Reus oczywiście zabrał małego i złapał mnie za rękę. Zadzwonił dzwonkiem i otworzył drzwi. Weszliśmy do środka, a na korytarz wyszła mama Marco. Pani Reus przywitała się z nami i obdarowała nas buziakiem w policzek, a także mocno przytuliła.
-Pomoc pani w czymś?
-Jaka pani? - zaśmiała się, a mi zrobiło się głupio - mów mi mamo, w końcu jesteś wybranką mojego Marco. Tyle nam o Tobie odpowiadał - uśmiechnęła się życzliwie.
Blondyn zauważył, że jest to dla mnie dosyć niekomfortowa sytuacja i powiedział, że pokaże mi dom. Kiedy zniknęliśmy w salonie, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Chciał coś powiedzieć, ale zacinał się i śmiał dalej.
-Mów mi mamo - naśladował swoją rodzicielkę, nadal się śmiejąc.
-A idź.
Popchnęłam go delikatnie, a on położył się na kanapie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie do siebie. Upadłam na niego, a on mnie do siebie przytulił. Leo, który leżał naprzeciwko nas w nosidełku, był uśmiechnięty. Odwróciłam głowę w stronę jadalni i zauważyłam mamę Marco. Stała uśmiechnięta. Speszyłam się i uwolniłam z uścisku Reusa. Wstałam i poprawiłam bluzkę. Kobieta zaśmiała się i wróciła do kuchni.
-No patrz jaka ta Twoja mamusia się zrobiła - wziął na ręce synka - chodź, pokażę Ci mój pokój.
Weszliśmy po schodach i skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Niemiec je otworzył i gestem ręki zaprosił do środka. Przekroczyłam próg pomieszczenia, a za mną wszedł mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Ściany pomalowane były na zielono, a gdzieniegdzie wisiały plakaty znanych piłkarzy. Rozejrzałam się dookoła. Na swoim łóżku leżał już ojciec z dzieckiem. Usiadłam obok nich i oparłam się o nogi blondyna. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zeszliśmy na dół.
-Mamo, a tak w ogóle, to gdzie tata? - zapytał.
-Powinien już zaraz być - posłała uśmiech - ślicznie razem wyglądacie, synku.
Usłyszałam dzwonek i po chwili zobaczyłam kobietę i mężczyznę z około 4-5 letnim chłopczykiem. Marco wstał, podszedł do nich i się przywitał. Siedziałam na kanapie z dzieckiem na rękach.
-Mel, poznaj moją narzeczoną, a już za kilka dni moją żonę - wstałam i podeszłam do nich - Kochanie, to moja siostra Mel.
-Cześć, Marco mi o Tobie dużo opowiadał - podała mi dłoń.
-Hej, mam nadzieję, że nic strasznego nie mówił - zaśmiałam się.
-Wypowiadał się o Tobie w samych superlatywach.
-Wujek - krzyknął chłopiec.
-Nico, chodź tu - wziął go na ręce - Nico, to jest ciocia Natalia, to na nasze wesele przyjedziecie.
-Dzień dobly.
-Kotku, poznaj małego łamacza serc - zaśmialiśmy się.
-A kto to? - zapytał siostrzeniec mojego narzeczonego.
-To jest Twój kuzyn, Leo.
-Dlacego on nic nie mówi, a lobi lulu?
-Jak Ty byłeś taki jak on to też nic nie mówiłeś i spałeś - wytłumaczył mu piłkarz.
-Cyli nie mogę z nim polozmawiać?
-No jeszcze nie - zaśmiał się.
-Siadajcie dzieci do stołu - do salonu weszła pani Reus.
Zasiedliśmy do stołu, na którym był już podany obiad. Atmosfera, która panowała była cudowna. Czuć było tą rodzinną miłość, bliskość.
-A jak się poznaliście? - zapytał ojciec Marco.
-Mario nas poznał. Kiedy się przeprowadził od razu do niego pojechałem i tam poznałem Natalię - pocałował mnie w policzek, a ja się delikatnie zarumieniłam.
-Jesteś z Monachium?
-Nie. Jestem z Polski, a do Monachium przyjechałam, aby grać w tamtejszym klubie.
-Masz szczęście Marco - zaśmiał się - kto wytrzyma z takim brudasem, leniem i masz jeszcze dwie lewe ręce do gotowania.
-Dzięki tato - mruknął blondyn i się zaśmiał.
-Oj, nie jest tak źle - popatrzyłam piłkarzowi w oczy - nie gotuje źle i jak się go poprosi to posprząta.
-Widzicie - ożywił się.
-Czyli połączyła Was piłka - odezwała się Melanie.
-To ciocia też gla tak jak wujcio?
-Już nie gram - posmutniałam.
-A dlacego?
-Doznałam kontuzji.
-A jakiej?
-Takiej jak Kuba i Neven, co Ci pokazywałem - wytłumaczył Marco.
-Aaa, to chyba wiem - odpowiedział dumnie.
Po pysznym obiedzie mama Marco przyniosła albumy ze zdjęciami. Mężczyźni Ci duzi i Ci mali siedzieli w salonie, a my posprzątałyśmy ze stołu w jadalni i usiadłyśmy na krzesłach. Przeglądałyśmy zdjęcia Marco. Był taki słodki iii... rudy? Jego mama powiedziała, że dopóki nie skończył pięciu lat, jego włosy były rude.
-Mamooo - zawył mój narzeczony - robisz ze mnie pośmiewisko.
-Skarbie, byłeś uroczy - pocałowałam go w policzek.
-A teraz to nie jestem? - udawał smutnego.
-Jesteś nadal - zaśmiałam się.
Poczułam jego usta na swoich. Niechętnie oderwałam się od niego. Usłyszeliśmy, że jesteśmy słodcy. Zostaliśmy przy stole sami i oglądaliśmy resztę zdjęć. Słuchałam też opowieści, które były związane z poszczególnymi fotografiami. O godzinie 19:00 szykowaliśmy się do wyjścia. Podziękowaliśmy rodzicom Marco, a niedługo moim teściom za gościnę i wróciliśmy do domu. Obejrzeliśmy razem film i poszliśmy do sypialni.
-Kotku, a może byśmy tak - zerknął na łóżko i poruszał zabawnie brwiami - no wiesz.
-Nie wiem - zaśmiałam się i pocałowałam Reusa - kocham Cię.
-Kocham Cię.
-Mhm - zamruczałam mu do ucha.
-Nieee - zajęczał Marco, ponieważ Leo zaczął płakać - odpłacę się kiedyś Leonardo, zobaczysz - zaśmiał się i ruszył do pokoju dziecięcego.
-Kocham Cię - krzyknęłam za nim.
Wyswobodziłam się z uścisku mężczyzny i zeszłam do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia dla mojego partnera. Dosyć długo śpi, ponieważ jest godzina 11:40. Do rodziców umówieni jesteśmy na godzinę 14:00, więc około 12:40 będziemy musieli wyjechać, aby jeszcze im pomóc. Kiedy wszystko było przygotowane, skierowałam się do pokoiku dziecięcego. Wyszłam po schodach i weszłam do pomieszczenia. W łóżeczku leżał nasz szkrab, ale nie spał. Był nadzwyczaj za cicho.
-Hej malutki. Co Ty nie śpisz i jesteś tak cicho? Dziwne - zaśmiałam się - chodź, obudzimy tatusia.
Wzięłam małego na ręce i poszłam z nim do sypialni. Lecz zanim wyszliśmy, nakarmiłam go i odczekałam chwilkę. Marco spał, tak jak zanim wyszłam. Położyłam Leo obok niego, a sama usiadłam na łóżku. Patrzyłam jak Reus się przebudza. Zasypanym wzrokiem na nas popatrzył i posłał jeden ze swoich firmowych uśmiechów. Przygarnął do siebie synka i położył go na swoim torsie. Poklepał ręka miejsce obok siebie, dając mi znak, że chce, abym się położyła, ale musiałam odmówić. Uprzedziłam go, która godzina oraz, że ma już przygotowane śniadanie. Udawał obrażonego. Ja jedynie pokręciłam głową ze śmiechem i zeszłam do kuchni. Do szklanki nalałam soku pomarańczowego i postawiłam obok talerza ze śniadaniem.
Zerknęłam do salonu i zobaczyłam, że blondyn idzie w moim kierunku. Usiadł na krześle i posadził dziecko na swoich kolanach. Zjadł śniadanie i ani słowem się do mnie nie odezwał. Ta sytuacja była dla mnie zabawna. Po posiłku wyszedł do salonu i usiadł na kanapie. Zajęłam obok niego miejsce i patrzyłam na nasze maleństwo. Siedzieliśmy dosyć długo w ciszy, którą przerywał co jakiś czas odgłos odbiegający z telewizji.
-Nie mów, że jesteś obrażony - zaśmiałam się.
-...
-No przestań. Za co?
-...
-Marco nooo.
-...
-Tylko i wyłącznie, dlatego, bo mamy mało czasu do wyjazdu i się obok nie położyłam?
-...
-A obrażaj się.
Zabrałam Leo i wyszłam z nim, aby zmienić mu pieluchę. Po wykonaniu zadania, włożyłam go do łóżeczka i zabrałam się za pakowanie torby z jego rzeczami. Sprawdziłam, czy wszystko mam i ubrałam kopie mojego narzeczonego. Leo był do niego bardzo podobny. Ponownie zabrałam go na ręce, a na ramieniu zawiesiłam torbę dla dziecka. Zeszłam do salonu i włożyłam małego do nosidełka. Usłyszałam odgłos kroków, które zmierzały w moim kierunku, a po chwili Marco przytulił się do mnie od tyłu. Musnął ustami moją szyję i odwrócił mnie w swoją stronę.
-Przepraszam kotku - przytulił mnie.
-Ja też przepraszam. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham.
Popatrzyłam mu w oczy i złożyłam pocałunek na jego ustach, który pogłębił. Nie chciałam tego przerywać, ale musieliśmy się liczyć z tym, że jesteśmy umówieni na obiad. Zabrałam swoją torebkę i rzeczy Leosia, a Marco zabrał nosidełko i wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na tylnym siedzeniu w samochodzie. Po czterdziestu minutach zatrzymaliśmy się przed ładnym i dosyć dużym domem. Wszystko wskazywało na to, że dotarliśmy na miejsce.
-Kochanie, to tutaj - odwrócił się w naszą stronę Marco.
-Boję się - zaśmiałam się.
-Kotku, moi rodzice Cię uwielbiają.
Wyszłam z samochodu i zabrałam nosidełko. Reus oczywiście zabrał małego i złapał mnie za rękę. Zadzwonił dzwonkiem i otworzył drzwi. Weszliśmy do środka, a na korytarz wyszła mama Marco. Pani Reus przywitała się z nami i obdarowała nas buziakiem w policzek, a także mocno przytuliła.
-Pomoc pani w czymś?
-Jaka pani? - zaśmiała się, a mi zrobiło się głupio - mów mi mamo, w końcu jesteś wybranką mojego Marco. Tyle nam o Tobie odpowiadał - uśmiechnęła się życzliwie.
Blondyn zauważył, że jest to dla mnie dosyć niekomfortowa sytuacja i powiedział, że pokaże mi dom. Kiedy zniknęliśmy w salonie, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Chciał coś powiedzieć, ale zacinał się i śmiał dalej.
-Mów mi mamo - naśladował swoją rodzicielkę, nadal się śmiejąc.
-A idź.
Popchnęłam go delikatnie, a on położył się na kanapie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie do siebie. Upadłam na niego, a on mnie do siebie przytulił. Leo, który leżał naprzeciwko nas w nosidełku, był uśmiechnięty. Odwróciłam głowę w stronę jadalni i zauważyłam mamę Marco. Stała uśmiechnięta. Speszyłam się i uwolniłam z uścisku Reusa. Wstałam i poprawiłam bluzkę. Kobieta zaśmiała się i wróciła do kuchni.
-No patrz jaka ta Twoja mamusia się zrobiła - wziął na ręce synka - chodź, pokażę Ci mój pokój.
Weszliśmy po schodach i skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Niemiec je otworzył i gestem ręki zaprosił do środka. Przekroczyłam próg pomieszczenia, a za mną wszedł mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Ściany pomalowane były na zielono, a gdzieniegdzie wisiały plakaty znanych piłkarzy. Rozejrzałam się dookoła. Na swoim łóżku leżał już ojciec z dzieckiem. Usiadłam obok nich i oparłam się o nogi blondyna. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zeszliśmy na dół.
-Mamo, a tak w ogóle, to gdzie tata? - zapytał.
-Powinien już zaraz być - posłała uśmiech - ślicznie razem wyglądacie, synku.
Usłyszałam dzwonek i po chwili zobaczyłam kobietę i mężczyznę z około 4-5 letnim chłopczykiem. Marco wstał, podszedł do nich i się przywitał. Siedziałam na kanapie z dzieckiem na rękach.
-Mel, poznaj moją narzeczoną, a już za kilka dni moją żonę - wstałam i podeszłam do nich - Kochanie, to moja siostra Mel.
-Cześć, Marco mi o Tobie dużo opowiadał - podała mi dłoń.
-Hej, mam nadzieję, że nic strasznego nie mówił - zaśmiałam się.
-Wypowiadał się o Tobie w samych superlatywach.
-Wujek - krzyknął chłopiec.
-Nico, chodź tu - wziął go na ręce - Nico, to jest ciocia Natalia, to na nasze wesele przyjedziecie.
-Dzień dobly.
-Kotku, poznaj małego łamacza serc - zaśmialiśmy się.
-A kto to? - zapytał siostrzeniec mojego narzeczonego.
-To jest Twój kuzyn, Leo.
-Dlacego on nic nie mówi, a lobi lulu?
-Jak Ty byłeś taki jak on to też nic nie mówiłeś i spałeś - wytłumaczył mu piłkarz.
-Cyli nie mogę z nim polozmawiać?
-No jeszcze nie - zaśmiał się.
-Siadajcie dzieci do stołu - do salonu weszła pani Reus.
Zasiedliśmy do stołu, na którym był już podany obiad. Atmosfera, która panowała była cudowna. Czuć było tą rodzinną miłość, bliskość.
-A jak się poznaliście? - zapytał ojciec Marco.
-Mario nas poznał. Kiedy się przeprowadził od razu do niego pojechałem i tam poznałem Natalię - pocałował mnie w policzek, a ja się delikatnie zarumieniłam.
-Jesteś z Monachium?
-Nie. Jestem z Polski, a do Monachium przyjechałam, aby grać w tamtejszym klubie.
-Masz szczęście Marco - zaśmiał się - kto wytrzyma z takim brudasem, leniem i masz jeszcze dwie lewe ręce do gotowania.
-Dzięki tato - mruknął blondyn i się zaśmiał.
-Oj, nie jest tak źle - popatrzyłam piłkarzowi w oczy - nie gotuje źle i jak się go poprosi to posprząta.
-Widzicie - ożywił się.
-Czyli połączyła Was piłka - odezwała się Melanie.
-To ciocia też gla tak jak wujcio?
-Już nie gram - posmutniałam.
-A dlacego?
-Doznałam kontuzji.
-A jakiej?
-Takiej jak Kuba i Neven, co Ci pokazywałem - wytłumaczył Marco.
Po pysznym obiedzie mama Marco przyniosła albumy ze zdjęciami. Mężczyźni Ci duzi i Ci mali siedzieli w salonie, a my posprzątałyśmy ze stołu w jadalni i usiadłyśmy na krzesłach. Przeglądałyśmy zdjęcia Marco. Był taki słodki iii... rudy? Jego mama powiedziała, że dopóki nie skończył pięciu lat, jego włosy były rude.
-Mamooo - zawył mój narzeczony - robisz ze mnie pośmiewisko.
-Skarbie, byłeś uroczy - pocałowałam go w policzek.
-A teraz to nie jestem? - udawał smutnego.
-Jesteś nadal - zaśmiałam się.
Poczułam jego usta na swoich. Niechętnie oderwałam się od niego. Usłyszeliśmy, że jesteśmy słodcy. Zostaliśmy przy stole sami i oglądaliśmy resztę zdjęć. Słuchałam też opowieści, które były związane z poszczególnymi fotografiami. O godzinie 19:00 szykowaliśmy się do wyjścia. Podziękowaliśmy rodzicom Marco, a niedługo moim teściom za gościnę i wróciliśmy do domu. Obejrzeliśmy razem film i poszliśmy do sypialni.
-Kotku, a może byśmy tak - zerknął na łóżko i poruszał zabawnie brwiami - no wiesz.
-Nie wiem - zaśmiałam się i pocałowałam Reusa - kocham Cię.
-Kocham Cię.
-Mhm - zamruczałam mu do ucha.
-Nieee - zajęczał Marco, ponieważ Leo zaczął płakać - odpłacę się kiedyś Leonardo, zobaczysz - zaśmiał się i ruszył do pokoju dziecięcego.
-Kocham Cię - krzyknęłam za nim.