Przez te dziewięć miesięcy Marco obchodził się ze mną jak z jajkiem. Po pewnym czasie w jego ślady poszła też reszta przyjaciół i znajomych. Z mamą Reusa się jeszcze nie widziałam, jeszcze nie miałam okazji jej poznać. Niektórzy by rzekli, że można w święta, lecz wtedy też nie było czasu. Otóż rodzice blondyna wyjechali do rodziny. Mój ukochany nie pojechał z nimi, tylko został ze mną. Namawiałam go, aby z nimi jechał, ale Niemiec jest uparty. Mówił, że nie może mnie zostawić samej, że to są święta, chce je spędzić ze mną oraz jestem w ciąży. Nieważne jakie ja bym miała argumenty, ponieważ jak to on powiedział 'wszystkie czynniki zbierają się do tego, że zostaję z Tobą na święta i mnie nic nie ruszy'. Trochę dziwne zdanie zbudował, ale zrozumiałam o co mu chodzi. W czasie ciąży, a dokładniej w piątym miesiącu, poznałam Simon Becker. Dziewczyna jest Niemką, ma 24 lata. Również jest w ciąży, a nawet w tym samym miesiącu. Zaprzyjaźniłyśmy się, ale Marco trzyma ją na dystans, niezbyt ją lubi. Mieszka zaraz obok nas. Przez ostatnie dwa miesiące nie widziałam się z nią. Jedynie na Skype. Mówiła, że wyjechała do miasta rodzinnego, ponieważ jej mama się martwi, ale wróci do Dortmundu.
Leżeliśmy w łóżku. Marco głaskał mnie po moim ciążowym brzuchu. Rozczulał mnie tymi swoimi rozmowami z dzieckiem. Odkąd dowiedział sobie, że zostanie ojcem, robił to praktycznie codziennie. Powiedział rodzicom, iż będą dziadkami. Mówił, że byli delikatnie zdziwieni, ale szczęśliwi oraz, że chcą mnie poznać. Piłkarz chodził ze mną na każdą wizytę u ginekologa. W szóstym miesiącu dowiedzieliśmy się, że urodzi nam się synek. Już nawet wybraliśmy imię.
Z moją nogą jest już dobrze. Kilka dni po stwierdzeniu zerwania więzadeł, miałam operację. Poszło wszystko po myśli i po pewnym czasie już miałam rehabilitację. Dziwnie to wyglądało, ponieważ chodziłam na nie z brzuchem. Jednak nadal męczy mnie ostatnia wizyta u lekarza, który prowadził leczenie mojej kończyny.
-O czym tak myślisz skarbie? - przywołał mnie na ziemię Marco.
-O nożnej - wtuliłam się w niego.
-Rozumiem - przytulił mnie.
Ubrana zeszłam do kuchni, w której urzędował mój chłopak. Usiadłam na krześle i patrzyłam na jego poczynania. W pewnym momencie poczułam okropne skurcze.
-Marco, ja chyba rodzę.
*Marco*
Robiłem śniadanie dla nas, kiedy Natalia przyszła do kuchni. Usiadła przy wyspie kuchennej. Było wszystko w porządku. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, a w pewnym momencie, powiedziała, że rodzi. Ruszyliśmy do auta. Czym prędzej starałem się dotrzeć do szpitala. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Przy drzwiach spotykaliśmy pielęgniarkę, która podała nam wózek i od razu zabrała blondynkę na porodówkę. Stałem pod drzwiami i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zawiadomiłem Mario, a on Paulinę, że moja ukochana rodzi. Kazali mi się uspokoić. Kiedy usiadłem na krześle, to od razu wstawałem i chodziłem po korytarzu i od początku. Nie potrafiłem się uspokoić. Zasiadłem na krzesełkach i patrzyłem na zegar, który tykał, a jego wskazówki zmieniały położenie. Moje powieki stawały się ciężkie. To już trzecia godzina odkąd tu jestem.
Zza drzwi wyłonił się lekarz, ale ja nie słyszałem płaczu dziecka. Podbiegłem do doktora, aby dowiedzieć się co z moją kobietą.
-Mam złą wiadomość. Ani dziecka, ani matki nie dało się uratować.
-Pan chyba żartuje - nie dowierzałem w to co usłyszałem.
-Przy porodzie doszło do komplikacji.
Zostałem sam na korytarzu i rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie mam już dla kogo żyć. Nie mam Natalii. Nie mam naszego synka. Moje ciało zaczęło się trząść.
-Marco, wstawaj.
-Co się dzieje? - zerwałem się - To był sen - westchnąłem.
-Jaki sen?
-Co tutaj robisz Mats?
-Nie przyszedłeś na trening, dzwoniliśmy do Ciebie, a jak nie odbierałeś, to zadzwoniłem do Mario. Powiedział, który szpital, i że Natalia rodzi - usiadł obok.
Siedzieliśmy tak jeszcze około dziesięciu minut. Z sali wyszedł lekarz. Szybko do niego ruszyłem, a Hummels podążył za mną.
-Który z panów to partner pani Miller? - zapytał.
-Ja - odparłem.
-Gratulacje. Ma pan syna - uśmiechnął się - pani Natalia leży na sali.
-Można do niej wejść?
-Tak, oczywiście.
Skierowaliśmy się na salę, na której leżała Natalia.
-Stary masz jakieś kwiaty, czy coś? - zapytał obrońca.
-Zapomniałem - złapałem się za głowę.
-Idź do niej, a ja coś załatwię.
-Róże - krzyknąłem jeszcze za nim, a on zaśmiał się i zbiegł po schodach.
Wszedłem do pomieszczenia. Moja blondynka leżała na łóżku, a na rękach trzymała dziecko. Podszedłem do nich, pocałowałem kobietę w usta, a synka w główkę. Usiadłem na krześle i wpatrywałem się w moją małą rodzinkę.
-Chcesz potrzymać - usłyszałem po chwili.
-Jasne.
Podała mi naszego synka. Bałem się, że coś mu zrobię, ale gdy tylko go wziąłem na ręce, to obawy minęły. Mały patrzył na mnie swoimi oczkami. Nie płakał. Zdawałoby się, że lustruje mnie i otoczenie.
-Podobny do Ciebie - uśmiechnęła się.
-Kocham Was.
-My Ciebie też.
-Przepraszam państwa, ale muszę zabrać dziecko - odezwała się pielęgniarka.
Oddałem dziecko i usiadłem na poprzednim miejscu. Złapałem Natalię za rękę i ucałowałem ją w nią. Do sali wszedł Mats.
-Zapomniałeś czegoś - podał mi róże i puścił oczko, gdy blondynka nie widziała - cześć Natka - pocałował ją w policzek.
-To dla Ciebie - podałem jej kwiaty.
-Dziękuję. Są piękne.
-Dzięki - wyrwało się Hummelsowi.
Zaśmialiśmy się. Obrońca musiał już iść, więc poszedłem z nim do inkubatorów, ponieważ chciałem się pochwalić moim synkiem.
-No, postarałeś się - zaśmiał się - powiem Ci, że podobny do Ciebie.
-Natalia to samo mówiła.
Pożegnałem się z mężczyzną i wróciłem do blondynki.
Leżeliśmy w łóżku. Marco głaskał mnie po moim ciążowym brzuchu. Rozczulał mnie tymi swoimi rozmowami z dzieckiem. Odkąd dowiedział sobie, że zostanie ojcem, robił to praktycznie codziennie. Powiedział rodzicom, iż będą dziadkami. Mówił, że byli delikatnie zdziwieni, ale szczęśliwi oraz, że chcą mnie poznać. Piłkarz chodził ze mną na każdą wizytę u ginekologa. W szóstym miesiącu dowiedzieliśmy się, że urodzi nam się synek. Już nawet wybraliśmy imię.
Z moją nogą jest już dobrze. Kilka dni po stwierdzeniu zerwania więzadeł, miałam operację. Poszło wszystko po myśli i po pewnym czasie już miałam rehabilitację. Dziwnie to wyglądało, ponieważ chodziłam na nie z brzuchem. Jednak nadal męczy mnie ostatnia wizyta u lekarza, który prowadził leczenie mojej kończyny.
***
-Kochanie, jesteś już gotowa? - zawołał Marco.
-Tak - stanęłam obok niego w korytarzu.
Dałam mu buziaka w policzek, zabrałam torebkę i chwyciłam dłoń Reusa oraz splotłam nasze palce. Posłał mi ten swój zniewalający uśmiech i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta i skierowaliśmy się do kliniki. Pogoda ciekawa nie była. Padało, a za oknami widać było jak uginają się gałęzie pod dużym wiatrem. Niebo było bure. Przeplatały się przez nie różne odcienie niebieskiego, mieszając się z szarym. Siedziałam wygodnie w fotelu, a Marco położył swoją dłoń na moim udzie. Byłam przyzwyczajona, ponieważ zawsze tak robił, no chyba, że się pokłóciliśmy, ale tych kłótni było bardzo mało. Z zamysłu wyrwał mnie głos mojego ukochanego, który stał obok mnie i otworzył mi drzwi. Podał mi rękę i pomógł wysiąść z samochodu. Ruszyliśmy do kliniki. Weszliśmy do środka i podążyliśmy do recepcji. Za ladą stała młoda kobieta, która próbowała zaczarować Reusa. Moim zdaniem wyglądała jak wiedźma, brakowało jej tylko miotły. Niezadowolona usiadłam na krzesełku pod gabinetem doktora i czekałam na swoją kolej. Niemiec zauważył szybką zmianę mojego humoru i starał się dowiedzieć, czym jest to spowodowane. Powiedziałam mu, a on się zaśmiał i pocałował mnie.
-Moja zazdrośnica.
-Natalia Miller - usłyszeliśmy głos lekarza - pani od doktora Hans-Wilhelm Müller-Wohlfahrt'a - uśmiechnął się.
Weszliśmy do środka, a doktor sprawdził co z moją nogą. Obejrzał ją i wysłał na rentgen. Blondyn tysiąc razy pytał, czy na pewno nic nie stanie się z dzieckiem, czym rozbawił kobietę obsługującą promienie X. Wróciliśmy do lekarza, a on zlecił nam jeszcze kilka innych badań. Mieliśmy się stawić jutro.
Następnego dnia z wynikami badań znaleźliśmy się u specjalisty.
-No tak. Nie mam dobrych wiadomości - odparł - musi pani zrezygnować z piłki nożnej.
-Jak to? - wydusiłam.
-Grać czasami pani może, ale zawodowo trenować już nie.
-Dlaczego? - zapytał mój partner.
-Kontuzja mogłaby się nawracać przy takim obciążeniu. Wiemy jak wyglądają treningi i mecze. Jest duże ryzyko ponownego zerwania więzadeł i tym razem powrót do pełnej sprawności trwałby o wiele dłużej.
-Ale przecież inni piłkarze też mają tego typu kontuzje i proszę zobaczyć jak teraz grają - ciągnął blondyn.
-To zależy od urazu. Tutaj było bardzo ciężko. Był również uraz łydki i uda. Nie można ryzykować w takiej sytuacji. Proszę chwilę poczekać, zaraz powinien tu być doktor Müller-Wohlfahrt.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Był to dla mnie szok. Kiedy wróciliśmy do domu od razu poszłam do sypialni i się rozpłakałam. Weszłam do garderoby. Otworzyłam jedną z licznych szaf i ujrzałam w nich trykoty, które tam trzymaliśmy. Po chwili przyszedł do mnie mężczyzna i mocno przytulił do siebie.
Kilka dni później wyjechałam do Monachium, gdzie wypowiedziałam się na temat zakończenia mojej kariery na zwołanej konferencji prasowej. Nie mogłam pohamować łez, kiedy mówiłam o zakończeniu kariery. Nie dałam rady. Przeprosiłam i wyszłam z sali, a resztę wytłumaczył lekarz. Dziewczyny przytuliły mnie i również dały upust swoim emocjom. Zostałam przez kilka dni w stolicy Bawarii. Na meczu mojego byłego klubu miałam pożegnanie. Nie spodziewałam się tego.
***
-O nożnej - wtuliłam się w niego.
-Rozumiem - przytulił mnie.
Ubrana zeszłam do kuchni, w której urzędował mój chłopak. Usiadłam na krześle i patrzyłam na jego poczynania. W pewnym momencie poczułam okropne skurcze.
-Marco, ja chyba rodzę.
*Marco*
Robiłem śniadanie dla nas, kiedy Natalia przyszła do kuchni. Usiadła przy wyspie kuchennej. Było wszystko w porządku. Żartowaliśmy, śmialiśmy się, a w pewnym momencie, powiedziała, że rodzi. Ruszyliśmy do auta. Czym prędzej starałem się dotrzeć do szpitala. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Przy drzwiach spotykaliśmy pielęgniarkę, która podała nam wózek i od razu zabrała blondynkę na porodówkę. Stałem pod drzwiami i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zawiadomiłem Mario, a on Paulinę, że moja ukochana rodzi. Kazali mi się uspokoić. Kiedy usiadłem na krześle, to od razu wstawałem i chodziłem po korytarzu i od początku. Nie potrafiłem się uspokoić. Zasiadłem na krzesełkach i patrzyłem na zegar, który tykał, a jego wskazówki zmieniały położenie. Moje powieki stawały się ciężkie. To już trzecia godzina odkąd tu jestem.
Zza drzwi wyłonił się lekarz, ale ja nie słyszałem płaczu dziecka. Podbiegłem do doktora, aby dowiedzieć się co z moją kobietą.
-Mam złą wiadomość. Ani dziecka, ani matki nie dało się uratować.
-Pan chyba żartuje - nie dowierzałem w to co usłyszałem.
-Przy porodzie doszło do komplikacji.
Zostałem sam na korytarzu i rozpłakałem się jak małe dziecko. Nie mam już dla kogo żyć. Nie mam Natalii. Nie mam naszego synka. Moje ciało zaczęło się trząść.
-Marco, wstawaj.
-Co się dzieje? - zerwałem się - To był sen - westchnąłem.
-Jaki sen?
-Co tutaj robisz Mats?
-Nie przyszedłeś na trening, dzwoniliśmy do Ciebie, a jak nie odbierałeś, to zadzwoniłem do Mario. Powiedział, który szpital, i że Natalia rodzi - usiadł obok.
Siedzieliśmy tak jeszcze około dziesięciu minut. Z sali wyszedł lekarz. Szybko do niego ruszyłem, a Hummels podążył za mną.
-Który z panów to partner pani Miller? - zapytał.
-Ja - odparłem.
-Gratulacje. Ma pan syna - uśmiechnął się - pani Natalia leży na sali.
-Można do niej wejść?
-Tak, oczywiście.
Skierowaliśmy się na salę, na której leżała Natalia.
-Stary masz jakieś kwiaty, czy coś? - zapytał obrońca.
-Zapomniałem - złapałem się za głowę.
-Idź do niej, a ja coś załatwię.
-Róże - krzyknąłem jeszcze za nim, a on zaśmiał się i zbiegł po schodach.
Wszedłem do pomieszczenia. Moja blondynka leżała na łóżku, a na rękach trzymała dziecko. Podszedłem do nich, pocałowałem kobietę w usta, a synka w główkę. Usiadłem na krześle i wpatrywałem się w moją małą rodzinkę.
-Chcesz potrzymać - usłyszałem po chwili.
-Jasne.
Podała mi naszego synka. Bałem się, że coś mu zrobię, ale gdy tylko go wziąłem na ręce, to obawy minęły. Mały patrzył na mnie swoimi oczkami. Nie płakał. Zdawałoby się, że lustruje mnie i otoczenie.
-Podobny do Ciebie - uśmiechnęła się.
-Kocham Was.
-My Ciebie też.
-Przepraszam państwa, ale muszę zabrać dziecko - odezwała się pielęgniarka.
Oddałem dziecko i usiadłem na poprzednim miejscu. Złapałem Natalię za rękę i ucałowałem ją w nią. Do sali wszedł Mats.
-Zapomniałeś czegoś - podał mi róże i puścił oczko, gdy blondynka nie widziała - cześć Natka - pocałował ją w policzek.
-To dla Ciebie - podałem jej kwiaty.
-Dziękuję. Są piękne.
-Dzięki - wyrwało się Hummelsowi.
Zaśmialiśmy się. Obrońca musiał już iść, więc poszedłem z nim do inkubatorów, ponieważ chciałem się pochwalić moim synkiem.
-No, postarałeś się - zaśmiał się - powiem Ci, że podobny do Ciebie.
-Natalia to samo mówiła.
Pożegnałem się z mężczyzną i wróciłem do blondynki.
No no no ^^
OdpowiedzUsuńJak sielsko :)
Cuudownie <3
Z Marco będzie świetny tata <3
Pozdrawiam i czekam na nexta :***
Piękny rozdział czekam z niecierpliwością na nexta serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://tequieroleomessi.blogspot.com/2014/10/zwiastun-3.html#comment-form zapraszam na zwiastun ;)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na swojego nowego bloga: wrong-dreams.blogspot.com
Trochę inna forma, wierzę, że oryginalny pomysł i mam nadzieję, że początek się spodoba ;) Będę wdzięczna za jakieś polecenie, przecież sama najlepiej wiesz, że każdy komentarz motywuje do działania ;)
Pozdrawiam,
Ruda :)