piątek, 24 października 2014

Rozdział 10.

    Od mojego wyjścia ze szpitala minęły dwa tygodnie, a co za tym idzie? Czternasty dzień poszukiwań naszego Leo. Marco stara się być silny, ale widzę, że bardzo się przejmuje. Wracałam do domu od Ewy. Poprosiła mnie, abym zajęła się chwilę Sara, ponieważ musiała załatwić kilka spraw na mieście, a nie miała z kim zostawić córeczki. Od naszego domu dzieliło mnie 100 metrów, kiedy zobaczyłam Simone. Pomachałam jej, a gdy mi odmachała, zatrzymała wózek. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się obok niej. Przywitałyśmy się i rozpoczęłyśmy krótką rozmowę.
-Kochana, słyszałam o tym porwaniu. Jak się czujesz? - zapytała.
-Szkoda mówić, lepiej powiedz co u Ciebie.
-Urodziłam i wróciłam po resztę rzeczy.
-Wyprowadzasz się?
-Tak. Wracam do rodzinnego domu.
-A jak tam Twój synek? Kiedy urodziłaś?
-Piętnastego maja.
-To tak jak ja - posłałam smutny uśmiech.
    Na nasz podjazd wjechało dobrze znane mi auto. Samochód się zatrzymał i wyszedł z niego mój Marco. Swoje kroki skierował w naszą stronę. Kiedy znalazł się obok, przywitał się ze mną czułym buziakiem, a Simone powiedział krótkie 'cześć'.
-Mogłabym zobaczyć twojego synka? - zapytałam, ponieważ ciągle był zakryty.
-Wiesz jest zimno.
-Co Ty, Simone jest trzydzieści stopni - zdziwił się Reus.
    Próbowała się wykręcić, lecz kiedy dziecko zapłakało musiała wziąć je na ręce. Odwróciła główkę dziecka od nas. Marco popatrzył na mnie zdziwiony. Pielucha upadła na ziemię, więc schyliłam się po nią, aby podać młodej matce. Chcąc nie chcąc zobaczyłam twarz dziecka. Było strasznie podobne do naszego Leo. Zdezorientowana złapałam piłkarza za rękę. Niemka włożyła synka do wózka i odjechała do swojego ogrodu. Kiedy wróciliśmy do domu, usiadłam na kanapie. Po chwili obok mnie zjawił się mój narzeczony. Oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął. Oglądaliśmy jakiś film, dokładnie nie wiem nawet o czym był. Nie mogłam się skupić na niczym. W głowie miałam synka Simone, który był jak Leo. Wyszłam do kuchni i wyjęłam z szafki szklankę, która upadła z hukiem na podłogę, w wyniku czego się rozbiła. W pomieszczeniu momentalnie pojawił się mój partner. Zbierałam kawałki szkła z posadzki.
-Zostaw to - złapał mnie za ręce.
-Marco - z moich oczu popłynęły łzy.
-Kotku, odnajdziemy go.
-Marco, ja go widziałam.
-Jak to? Gdzie?
-Simone. Synek Simon jest jak nasz Leo.
-Ehh - westchnął - też mam to samo. Miałem Ci powiedzieć. Sprawdzimy to.
-Ale skąd ona by mogła mieć naszego Leo?
-Trzeba to sprawdzić. Jedziemy na komisariat.
-Stała się w pewnym sensie moją przyjaciółką.
-Kochanie, trzeba to sprawdzić. Skoro i Ty i ja widzieliśmy Leo. Chodź, jedziemy.
    Założyliśmy buty, zabrałam torebkę, a Marco klucze od auta oraz portfel i szybko wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy na komisariat tutejszej policji. Powiedzieliśmy o wszystkim. Oznajmili, że to sprawdzą. Wróciliśmy do domu, a na schodach zastaliśmy Kubę i Łukasza.
-Dostaliśmy SMS-a - odparł Błaszczykowski.
-Co Wam powiedzieli? - zapytał Piszczek.
-Powiedzieli, żebyśmy wrócili do domu, a oni za chwilę będą.
-Coś jeszcze? - dopytywali.
    Opowiedzieliśmy całą sytuację, która miała miejsce trzy godziny temu. Pozbierałam resztki szkła, które leżały nadal w kuchni i zabrałam się za zrobienie obiadu, ponieważ Agata i Ewa wyjechały z dziećmi do Polski, więc mężczyźni byli sami. Zrobiłam rybę z pieczonymi ziemniakami i zaniosłam do jadalni. Zawołała chłopaków na obiad i zasiedliśmy do stołu. W pewnym momencie do drzwi zadzwonił dzwonek. Marco wstał i poszedł, aby zobaczyć, kto to. Do korytarza wrócił z jakąś kopertą.

*Marco*
    Jedliśmy obiad przygotowany przez Natalię, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi, ale nikogo nie było. Na wycieraczce leżała jakaś koperta. Schyliłem się i podniosłem kartkę. Otworzyłem ją i wyciągnąłem zawartość. Czytając usiadłem na krześle. Ktoś zażądał pieniędzy za naszego synka. Czytałem te zdania kilka razy.
'Jeśli chcesz zobaczyć swoje dziecko, przynieś dzisiaj o 22:00, 100 tysięcy do parku. Inaczej nigdy nie zobaczysz dziecka.'
-Co to? - zainteresowali się.
-Jadę na policję - pewnie odparłem.
-Jedziemy z Tobą - odparli.
    Wsiedliśmy do auta i po raz kolejny 'odwiedziliśmy' komisariat policji. W samochodzie pokazałem kartkę Polakom, a na miejscu oddałem to w ręce policji. Ustaliliśmy, że pójdę do parku, a funkcjonariusze będą w pobliżu i nie będą się rzucać w oczy. Odwieźliśmy Łukasza i Kubę do domu i wróciliśmy do siebie. Posprzątaliśmy po obiedzie i usiedliśmy na kanapie. Natalia się martwiła, była znowu nieobecna. Przytuliłem ją i obiecywałem, że wszystko będzie dobrze. Była już 21:30. Coraz bardziej odczuwałem zdenerwowanie. Nie myślałem o tym, że coś by mi się mogło stać, bardziej o to, że coś może się stać Leo. Natalia nie wypuszczała mnie z uścisku. Od trzydziestu minut są u nas Mats, Kuba i Łukasz. Mają pilnować Natalii, aby została w domu. Nie zgadzała się na to, abym sam tam poszedł. Ubrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Podszedłem do mojej ukochanej i przywarłem do jej ust.
-Kocham Cię, zobaczysz wrócę tu z Leo - zamknąłem jej usta swoimi.
    Nie czekając na odpowiedź wyszedłem z domu i skierowałem się do parku. Krążyłem i czekałem na umówioną godzinę. Zauważyłem jakąś postać, która zmierzała w moją stronę. To był jakiś facet.
-Masz pieniądze? - zapytał.
-Najpierw dziecko.
-Niech będzie.
    Zrobił dziwny gest ręką, a po pewnym czasie przy nas zjawiła się kobieta. Swoją posturą przypominała mi Simone. Nie myliłem się, to była ona.
-Witaj Marco - zaśmiała się, a dziecko zaczęło płakać.
-A teraz pieniądze - przypominał się ten mężczyzna.
    Nawet nie wiem, w którym momencie znalazła się obok policja. Poczułem uderzenie w głowę, a kiedy doszedłem trochę do siebie, ujrzałem uciekającego faceta. Tego, który chciał pieniądze. Nie mogłem odpuścić i ruszyłem za nim. Cała sytuacja nadal toczyła się w parku. Udało mi się go złapać i powalić na ziemię. Zaczęliśmy się bić. Odciągali mnie od niego policjanci. Z jego twarzy lała się krew, a ja poczułem ją na swoich ustach.
-Gdzie mój syn? Gdzie Simone Becker? - zapytałem funkcjonariusza.
-Pana dziecko jest bezpieczne, a teraz zapraszam do radiowozu.
    Zapięli temu kolesiowi kajdanki i zaprowadzili do samochodu. Ja pojechałem innym. Policjant powiedział, że był z nimi jeszcze jeden i to od niego dostałem czymś w głowę, ale jego bez żadnego problemu złapali.

*Natalia*
    Marco wyszedł chwilę temu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chłopcy próbowali mnie jakoś uspokoić, ale na marne. Około 23:00 mój telefon zaczął dzwonić. Od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony komisariat policji w Dortmundzie. Czy przy telefonie pani Natalia Miller?
-Tak.
-Odnaleźliśmy pani dziecko.
-Naprawdę? - z moich oczu popłynęły łzy, łzy szczęścia - dziękuję bardzo.
-Proszę zabrać z komisariatu również Marco Reusa.
-Co się stało?
-Wdał się w bójkę z jednym z porywaczy.
-Jasne, już jadę. Dziękuję.
    Mężczyźni czekali, aż opowiem im rozmowę.
-Odnaleźli Leo - przytuliłam Łukasza - jadę na komisariat po niego i Marco - złapałam kluczyki do auta.
-Przestań, ja poprowadzę - zabrał mi je Piszczek.
-To my tu poczekamy.
    Wyszłam z piłkarzem z domu i wsiadłam do samochodu. Szybko znaleźliśmy się na miejscu. Weszliśmy na posterunek i podeszliśmy do pierwszego napotkanego policjanta. Zaprowadził nas do gabinetu, w którym był Leo. Podbiegłam do synka i wzięłam go na ręce. Przytuliłam go do swojego ciała. Nie płakał. Był spokojny. Patrzył na mnie tymi swoimi oczkami, a buzia zaczęła mu się cieszyć. Uśmiechnęłam się, a Łukasz zaczął rozśmieszać małego.
-Dziecko zostało przebadane. Mogą go państwo zabrać do domu.
-Dziękuję, a co z Marco Reusem?
-Już go przyprowadzam - posłał uśmiech.
    Kilka minut później do pomieszczenia wszedł mój narzeczony. Podszedł i nas przytulił.
-Mieli państwo rację. Simon Becker miała państwa dziecko, nie była w ogóle w ciąży. Razem ze swoim partnerem uknuli plan porwania ze szpitala. Oprócz tego wciągnęli w to przyjaciela. Porywacze do rozprawy zostaną w areszcie.
    Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do samochodu. Łukasz prowadził pojazd, a my usiedliśmy z tyłu. Pomiędzy nami był nasz mały szkrab. Marco mnie pocałował i nie chciał się oderwać.
-Ej, jesteśmy - zaśmiał się Piszczek.
    Wysiedliśmy i weszliśmy do domu. Kuba i Mats się na nas rzucili. W dosłownym znaczeniu tego słowa. Posiedzieli z nami chwilę i rozeszli się do swoich domów. Leo już spał w łóżeczku, a Marco wrócił do sypialni.
-Kocham Cię - pocałował mnie.
-Też Cię kocham - oddawałam każdą czułość.
    Poczułam ciężar ciała piłkarza na sobie, ale mi to nie przeszkadzało. Swoimi pocałunkami schodził po mojej szyi. Pozbył się mojej koszulki, a ja nie byłam mu dłużna i od razu zdjęłam z niego spodenki. Byliśmy w samej bieliźnie, kiedy usłyszeliśmy płacz Leo. Chciałam wstać, ale zrobił to Marco. Niecałą minutę później w sypialni zjawił się blondyn z dzieckiem.
-Nakarmię go - powiedziałam.
    Podał mi owoc naszej miłości, a ja przyłożyłam go do piersi, aby go nakarmić.
-Mały, wiesz co dobre - zaśmiał się - Widzisz? Ty możesz, a ja? - humor mu wrócił, ale to jak wszystkim.
    Leo od razu usnął, więc go położyłam, a kiedy wróciłam do sypialni Reus siedział na łóżku. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i złożyłam pocałunek na jego szyi.
-To na czym skończyliśmy? - składałam pocałunki na jego ciele.
-Uwielbiam Cię.
    Dokończyliśmy przerwaną czynność w łóżku.

4 komentarze:

  1. Ale się cieszę, Leo się znalazł :)
    Jak można porwać dziecko ? Ludzie są okropni :c
    Ale na szczęście Leo się odnalazł i wszystko skończyło się dobrze :)
    Rozdział super ! :*
    Czekam nn :*
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział <3
    Czekam na nexta <3
    Pisz szybko ;)
    http://shakira-gerard-pique.blogspot.com/2014/10/rozdzia-6.html#comment-form zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, rozdział genialny po prostu :)
    Tak cieszę się, Ze Leo jest z nimi <3
    Marco jest cudowny <3
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Cuudny rozdział. Troche w nim nerwow, ale jest tez szczesliwe zakonczenie w postaci odnalezienia malego Leo. Uwielbiam i czekam na kolejny. Tymczasem zapraszam do mnie www.new-life-with-you-baby.blogspot.com. Troche zamieszalam w zwiazku Natalie i Marco ;-)

    OdpowiedzUsuń