piątek, 17 października 2014

Rozdział 9.

    Już dzisiaj wychodzimy ze szpitala. Marco ma po nas przyjechać koło godziny 15:00. Nasz synek jest zdrowy jak rybka, dlatego też po trzech dniach możemy wrócić do domu. Spakowałam torbę i usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki telefon i przeglądałam strony internetowe, po chwili zablokowałam urządzenie i myślami wybiegałam w przyszłość. Już za miesiąc miałam zostać żoną Marco Reusa. W dzień ślubu chcemy również ochrzcić dziecko. Kocham moją małą rodzinkę. Z zamysłu wyrwały mnie otwierane drzwi. Do szpitalnego pokoju wszedł mój narzeczony. Tak, narzeczony. Pamiętam ten dzień idealnie.

***

    Ubrałam koszulkę BVB z napisem REUS i numerem 11. na plecach. Stanęłam przed lustrem i przejrzałam się w nim.
-Idziemy kibicować tatusiowi.
Skierowałam to zdanie do mojego ciążowego brzuszka. Byłam już w szóstym miesiącu ciąży. Usłyszałam dźwięk dzwonka, więc zabrałam torebkę i skierowałam się do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam Ewę Piszczek z córeczką. Agata została w domu. Miałyśmy po meczu do niej jechać. Przytuliłam obie panie na powitanie i wyszłyśmy, aby usiąść w samochodzie i znaleźć się w drodze na Signal Iduna Park.
-W ogóle nie przytyłaś, tylko brzuszek z małym się powiększył. Jak Ty to robisz - zaśmiała się żona Łukasza - ćwiczysz coś nadal?
-Wykonuje ćwiczenia, ale takie, które nie zagrażają małemu - posłałam uśmiech przyjaciółce - i nie podjadam - dodałam po czym się zaśmiałyśmy.
    Na stadionie Borussii Dortmund byłyśmy po kilku minutach. O dziwo ominęły nas korki. Zajęłyśmy nasze miejsca i czekałyśmy na rozpoczęcie meczu. Zawodnicy obu drużyn wyszły na murawę. Po chwili, równo z ustaloną godziną rozpoczęło się spotkanie. Pierwszą bramkę dla gospodarzy strzelił Ciro. Druga natomiast należała do Larsa Bendera i dzięki jego golowi Bayer wyrównał z BVB. Remis jednak długo się nie trzymał, ponieważ w 40' do bramki piłkarzy z Leverkusen strzelił mój Marco. Pierwsza połowa dobiegła końca, lecz żaden z kopaczy nie zszedł do szatni. Zdziwiłam się i zapytałam Ewy, czy wie o co chodzi. Ta jedynie podkręciła przecząco głową, dając znak, że nie ma pojęcia. Po chwili obok nas zjawił się Łukasz i złapał mnie za rękę. Powoli sprowadził mnie na dół. Kiedy stanęliśmy na murawie, podszedł do mnie Reus. Był wyraźnie zdenerwowany i trzęsły mu się ręce, w których coś trzymał. Uklęknął przede mnie.
-Wyjdziesz za mnie? - głos mu drżał.
-Tak - odpowiedziałam kiwając głową na potwierdzenie.
    Nie mogłam w to uwierzyć. Marco wsunął mi na palec pierścionek i mnie pocałował. Mats podał mu bukiet żółtych róż, które blondyn mi wręczył. Kibice zaczęli skandować nazwisko 'Reus'. Zawodnicy zeszli do szatni i po kilku minutach wrócili na boisko. W 67' do bramki rywali strzelił po raz drugi mój narzeczony. Jak to pięknie brzmi. Mecz zakończył się wygraną dortmundczyków 3:1. Po spotkaniu piłkarze pogratulowali nam zaręczyn.

***

-Dzień dobry kochanie - pocałował mnie w policzek - to dla mojej narzeczonej - zaśmiał się i podał mi białą różę.
-Hej, dziękuję Skarbie - pocałowałam go.
-Pusto w domu było przez te dni.
-Może jakoś da się to wynagrodzić - zaśmiałam się.
-Jakoś - poruszał zabawnie brwiami.
-Np. kolacja.
-Kolacja? Mam rozumieć, że ciąg dalszy w sypialni?
-Tak, gdzieś będziemy spać.
-Spać? - zawył - to przedyskutujemy w łóżku. Idę po tego szkraba.
    Marco wyszedł z sali, a ja dostałam wypis. Podpisałam potrzebne dokumenty i czekałam na mężczyznę z dzieckiem.

*Marco*
    Wyszedłem z sali i skierowałem się z pielęgniarką do pomieszczenia, w którym przebywały noworodki. Przekroczyłem próg i wzrokiem szukałem inkubatora z moim synkiem. Zdziwiłem się, ponieważ w pomieszczeniu dla noworodków, w którym jeszcze wczoraj leżało moje dziecko, nie było go.
-Natalia Miller - uprzedziłem położną.
-Przepraszam, muszę coś sprawdzić w dokumentacji.
    Przestraszyłem się i ruszyłem za kobietą. Zniknęła za drzwiami gabinetu lekarskiego i po chwili z niego wyszła i poszła w stronę recepcji, gdzie rozmawiała chwilę z recepcjonistką.
-Jak dziecko zniknęło ze szpitala? Niepoważna jesteś? Porwanie? To się nie ma prawa stać - usłyszałem.
-Jak to? To niemożliwe. Jak dziecko mogło zostać porwane? Czy pani siebie słyszy? Gdzie mój syn?
-Proszę się uspokoić.
-Jak mam być spokojny, skoro ze szpitala zostało porwane moje dziecko. To jakiś absurd! - krzyknąłem.
-Skontaktowaliśmy się już z policją i zaraz powinna tu być.
    Nie dochodziło do mnie to, co się stało. Gdzie mój syn? Siedziałem na krześle na korytarzu i próbowałem dojść do normalności. Podniosłem się i niepewnie przekroczyłem próg sali, w której była moja kobieta.
-Gdzie masz naszego Leo? - zapytała.
-Dzień dobry, chcieliśmy zebrać zeznania w sprawie zaginionego dziecka - do pomieszczenia weszło dwóch policjantów.
-Kochanie, ktoś porwał naszego Leo.
-Nie, nie. To niemożliwe - rozpłakała się.
    Przytuliłem Natalię i złożyliśmy zeznania w sprawie naszego zaginionego synka. Zabrałem rzeczy kobiety i złapałem ją za rękę. Wyszliśmy ze szpitala, a przed nim było pełno fotoreporterów, dziennikarzy i paparazzi.
-Mógłby pan pokazać dziecko?
-Jakie będzie imię dziecka?
-Jak się państwo czują w roli rodziców?
-Marco, czy to nie zatrzyma Twojej kariery?
Natalia ciągle płakała. Nie wytrzymałem i się odezwałem.
-Ktoś porwał ze szpitala naszego synka.
    Teraz było jeszcze więcej pytań. Zabrałem stamtąd moją narzeczoną i otworzyłem jej drzwi do samochodu, a następnie je zamknąłem. Schowałem nosidełko oraz torbę Natalii i usiadłem za kierownicą. Oparłem głowę o kierownicę i zamknąłem oczy. Poczułem dłoń na swojej szyi. Podniosłem głowę i ujrzałem zapłakane oczy młodej Polki.
-Przepraszam.
-To nie Twoja wina - dała mi buziaka w policzek.
-Znajdziemy go.
-Marco, możemy już jechać?
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
    Ruszyłem i skupiłem się na drodze, aby bezpiecznie dojechać z blondynką na miejsce. Pod domem byliśmy po piętnastu minutach.

*Natalia*
    Czekałam w sali na Marco i Leo. Po chwili drzwi są otworzyły i do pomieszczenia wszedł blondyn, ale był on sam. Pomyślałam, że nasz synek ma badania, czy coś. Jednak się myliłam. Kiedy tylko usłyszałam co się stało, nie mogłam pohamować łez. Ktoś porwał naszego szkraba. W drodze do domu miałam pełno myśli.
-Jesteśmy - odparł Reus i otworzył mi drzwi.
    Zabrałam torebkę, a mój narzeczony wziął resztę. Kiedy tylko znalazłam się na korytarzu, od razu ruszyłam po schodach do pokoju dziecięcego. Usiadłam na fotelu, który się tam znajdował i i zamknęłam oczy. Do ręki wzięłam miśka i przytuliłam się do niego. Łzy ciekły mi po policzkach. Poczułam dłonie na swoich kolanach. Podniosłam głowę i ujrzałam Niemca. Podniósł mnie z fotela, zniósł do sypialni i położył na łóżku.
-Kochanie, odnajdziemy naszego Leo. Nawet się nie obejrzysz i będzie przy nas - pocałował mnie w czoło - odpocznij.
    Wtuliłam się w jego ciało i starałam się zasnąć.

***

    Marco zauważył, że jego partnerka już śpi, więc delikatnie przykrył ją kocem i zszedł do salonu. Włączył laptop i starał się znaleźć jakiejkolwiek informacje, które pomogłyby w odnalezieniu jego synka. Zadzwonił dzwonek i po chwili w korytarzu znaleźli się Kuba i Łukasz ze swoimi partnerkami. Usiedli na kanapie, a blondyn poszedł przygotować jakiś napój dla gości. Kiedy wrócił, niepewnie rozpoczęli rozmowę na temat małego Leo.
-A może dodałbyś taką wiadomość na fanpage? - podał pomysł Polski obrońca.
-To nie taki zły pomysł - poparł go przyjaciel z reprezentacji.
-Czekajcie, dzwoni Mario.
    Odebrał i ciągnęli nadal ten sam temat. Zabierał się kilka razy za napisanie postu. Wreszcie przymknął oczy i ponownie położył palce na klawiaturze. Wpisał potrzebne informacje i dodał zdjęcie swojego dziecka, które zrobił w szpitalu. Pokazał notatkę przyjaciołom i przeczytał ją jeszcze raz na głos. Napisał ją w dwóch językach, po niemiecku i po angielsku. Kliknął i po sekundzie napisany tekst ruszył w świat. Kuba oraz Łukasz weszli na swoje profile i udostępnili post napisany przez ich przyjaciela z drużyny, ale najpierw przetłumaczyli go na swój ojczysty język. Już po kilku minutach koledzy z zawodu również udostępnili zdjęcie dodane przez Marco Reusa. Mieli nadzieję, że to w pewnym sensie pomoże im w odzyskaniu Leonardo. Goście klubowej 11. wyszli z domu, zostawiając w nim tylko Niemca i Polkę. Blondyn wrócił do sypialni i położył się obok swojej miłości. Przytulona do siebie para, spała z nadzieją, że gdy się obudzą to w łóżeczku ujrzą swojego synka i to porwanie stanie się tylko i wyłącznie sennym koszmarem.

5 komentarzy:

  1. i po takiej akcji mamy cały tydzień czekać na następny rozdział?? Może da się coś zrobić, żeby było szybciej W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosze.. ale się porobiło :c
    Zaskoczyłaś mnie, ale rozdział cudny :*
    Jejku nie wiem jak dotrwam do następnego tak mnie zaciekawiłaś :)
    Mam nadzieję, że Leo się znajdzie :)
    Czekam nn :*
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. O Matko :O
    Sama nie wiem co bym zrobiła na miejscu Natalii i Marco :C
    Bardzo mi ich żal :(
    Czekam na nexta i mam nadzieję, że mały Leo szybko się znajdzie :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mogłaś? Taki cudowny nastrój na początku i tak po prostu to wzystko prysło.
    Jakie porwanie w ogóle? Kto śmiał to zrobić, ja się pytam!
    Także uruchamiam FBI, CSI, i inne jednostki, przecież maluszek musi gdzieś być!
    Czekam na nn i zapraszam do siebie: http://zakazany-romans.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże to niemożliwe.. Porwanie?!
    Wow.. Nie źle to wymyśliłaś ;)
    Pozdrawiam ;*
    P.S Zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    http://milosc-z-pilka-w-tle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń