piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 19.

    Od dwóch tygodni mieszkamy z Marco osobno. Cholernie za nim tęsknię. Tęsknię za  jego pocałunkami, dotykiem. Tęsknię za nim całym. Odwiedza Leo. Codziennie przychodzi po treningu, zdarza się też, że jest przed. Dzisiaj Marco zabiera Leo na mecz. Może się nim zająć, ponieważ musi pauzować przez żółte kartki, które dostał w meczach ligowym. Była godzina 13:30 i właśnie kończyłam robić sałatkę.
-Cześć piękna - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko ze strachem wymalowanym na twarzy. Przestraszył mnie - co jest? Stało się coś? - zapytał zmartwiony.
-Nie, po prostu mnie przestraszyłeś.
-Przepraszam - powiedział ze skruchą.
-Nic nie szkodzi.
-Gdzie Leo?
-W salonie, w kojcu się bawi. Zjesz?
-Twoją sałatkę? Zawsze - uśmiechnął się tak, że zmiękły mi nogi.
    Wyszedł do salonu, a ja oparłam się o blat kuchenny. Marco działa na mnie, tak, że nie da się tego wyjaśnić. Jego uśmiech sprawia, że miękną mi nogi, a jego wzrok doprowadza mnie do szybszego bicia serca. Jego głos, potrafi mnie uspokoić nawet w najbardziej stresowych sytuacjach. Kocham go. Szalenie go kocham. Usłyszałam kroki, które było coraz bardziej słychać, co oznaczało, że Niemiec kierował się do pomieszczenia, w którym przebywałam. Potrząsnęłam głową i przełożyłam sałatkę do szklanej miski. Poczułam dłonie, które były mi bardzo dobrze znane, na biodrach. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Mimo, że nie chciałam, momentalnie się od niego oderwałam.
-Nałożyć Ci, czy sam sobie poradzisz? - zapytałam - pójdę przygotować Leo.
    Szybko skierowałam się do salonu, w którym przebywał malec. Wzięłam go na ręce i usiadłam z nim na kanapie.

*Marco*
    Dzisiaj miałem zabrać moje Skarby na mecz. Zadowolony wszedłem do kuchni, w której była Natalia. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie, przytulając ją. Odepchnęła mnie i wyszła z pomieszczenia. Jak zawsze musiałem wszystko spieprzyć. Gdybym nie zdradził Natalki, teraz siedzielibyśmy wszyscy razem. Miałbym ją dla siebie. Mógłbym ją pocałować, przytulić, mógłbym wszystko... a teraz? Szkoda mówić. Jestem pieprzonym dupkiem. Obiecywałem, że nigdy jej nie skrzywdzę, a zdradziłem ją z byłą dziewczyną. Oczy zaczęły mnie piec, a po policzku spłynęła łza. Tak, łza. Straciłem moją małą rodzinkę. Wyszedłem na korytarz i zauważyłem, że Natka ubiera Leo, po czym gotowego wkłada go do nosidełka. Zastanawiałem się, czy branie takiego malca na mecz jest dobrym pomysłem, w końcu będzie bardzo głośno.
-Proszę - podała mi synka - miłej zabawy.
-A Ty nie jedziesz? - zdziwiłem się, lecz nic nie odpowiedziała - proszę Cię, jedź. Pojedziemy gdzieś razem, tak rodzinnie - westchnąłem - proszę. Leo też chce, żebyś pojechała, prawda? - zaśmiałem się do małego, co odwzajemnił.
-Macie mało czasu...
-Poczekamy.
-No dobrze - westchnęła i uciekła schodami na górę. Po chwili zbiegła z torebką w dłoni. Ubrała buty, pomogłem jej założyć płaszcz i wyszliśmy z domu.
    Blondynka zamknęła drzwi na klucz i chciała otworzyć drzwi od auta. Wyprzedziłem ją i zrobiłem to za nią. Kiedy wsiadła, zamknąłem je i udałem się na miejsce kierowcy. Odpaliłem pojazd i ruszyłem w kierunku Signal Iduna Park. Po kilku minutach, dojechaliśmy na miejsce. Mieliśmy ogromne szczęście, ponieważ ominęliśmy korki. Zaparkowałem na swoim stałym miejscu i wysiadłem, aby ponownie otworzyć drzwi mojej lubej, następnie wyjąłem ostrożnie synka i zamknąłem samochód.

-Brać nosidełko?
-Weź na wszelki wypadek - odezwała się.
    Chciałem ją złapać za rękę. Biłem się w myślach i ostatecznie splotłem nasze palce. Wyjęła swoją dłoń, lecz trzymaliśmy się za najmniejsze palce. Cieszyłem się w duchu, że chociaż tyle. Przywitałem się z ochroną i weszliśmy na trybuny. Zajęliśmy nasze miejsca i rozsiedliśmy się wygodnie na krzesełkach. Zrobiło mi się zimno w dłonie, cóż pogoda nas nie rozpieszczała. Mimo, że świeciło słońce, było kilka stopni na minusie. Moja żona to zauważyła, ponieważ potarła je delikatnie swoją dłonią. Cieszyłem się w duchu jak idiota, ponieważ w tym momencie, to był duży krok.
-Przyniosę Ci ciepłą herbatę, chyba, że chcesz coś innego.
-Nie musisz - uśmiechnąłem się.
-Czyli herbata?
-Dziękuję.
    Kobieta odeszła, aby zaopatrzyć się w ciepłe napoje. Do meczu zostało jeszcze pół godziny. Trzymając Leosia na rękach, pokazywałem mu cały stadion i trybuny.
-Twój zmiennik Marco? - usłyszałem głos za sobą.
-Oczywiście - zaśmiałem się - dzień dobry Panie Watzke.
-Nie znam się, ale chyba podobny do Ciebie - uśmiechnął się życzliwie - oby talent też odziedziczył.
-Podobno, jest do mnie podobny.
-Nasza szkółka na niego czeka.
-Oczywiście, gdy tylko będzie w odpowiednim wieku, to napiszemy go do szkółki BVB. Natalia by mi nie odpuściła.
-A gdzie masz Natalię? - zaczął się rozglądać.
-Poszła po coś ciepłego do picia - odpowiedziałem - o patrz, mamusia idzie - pokazałem malcowi.
    Moja ukochana nie szła sama. Była bowiem w towarzystwie Zorca. Oboje w rękach trzymali po dwa kubki. Kiedy byli już obok nas, przywitałem się z Michaelem, a Natalia z Hansem. Kiedy mecz się rozpoczął, usiedliśmy na miejscach i patrzyliśmy na poczynania obu drużyn, od czasu do czasu popijaliśmy ciepłą herbatę.
    Po skończonym meczu, w którym Borussia wygrała z Hoffenheim 2:0, zeszliśmy na murawę, aby pogratulować piłkarzom. Porozmawialiśmy z nimi chwilę, a potem zapakowaliśmy się do auta, a jakiś czas później siedzieliśmy już w domu. Bawiłem się z synkiem na dywanie, kiedy Natalia weszła do salonu z dwoma kubkami, jak mniemam były one gorące, ponieważ unosiła się z nich para. Postawiła naczynia z napojem na stoliku i usiadła naprzeciwko mnie. Dzielił nas jakiś metr. Trzymałem na kolanach Leo. Wyciągnąłem telefon, ponieważ miałem nadzieję, że uda mu się przejść chociaż troszkę i będę mógł to uwiecznić.
-No mały, idź do mamusi - mówiłem do Leo, który stał i trzymał się moich dłoni.
-Chodź tu szkrabie - wyciągnęła ręce do niego.
    Nasz synek puścił moje dłonie i niezdarnymi kroczkami ruszył do Natalii. Polka złapała go zanim upadł i przytuliła.
-Brawo Leo. Twoje pierwsze kroczki.
    Ogromnie się cieszyliśmy. Wysłałem nagranie do przyjaciół i rodziny. Moja cudowna kobieta podała mi synka, a ja włożyłem go do kojca. Podszedłem do mojej ukochanej i przytuliłem ją, a następnie podniosłem i zakręciłem się z nią, wokół własnej osi. Z ust dziewczyny wydobył się jej melodyjny śmiech. Śmiejąc się, postawiłem ją na ziemię i staliśmy jakiś czas przytuleni do siebie.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - odpowiedziała cichutko.
-Co z nami będzie? Kocham tylko Ciebie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi. Kocham Was. Proszę wybacz mi.
-Marco, to nie jest proste. Mimo, że chcę, to nie potrafię. To nadal boli - spuściła głowę.
-Przepraszam. Spotkamy się jutro? Pójdziemy z Leo na spacer. O 14:00?
-Dobrze - zgodziła się.
    Chwilę jeszcze posiedziałem z moją rodzinką i poszedłem pochwalić się Mario. Już jutro spotkam się z Natalią. Mam nadzieję, że mi wybaczy i znowu będziemy jedną rodziną. Jesteśmy umówieni na 14:00, a trzydzieści minut przed spotkaniem z idealną kobietą, muszę załatwić pewną sprawę.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Hej! :)
Mam nadzieję, że miło spędzacie te święta! :)
Co sądzicie o rozdziale?
Jak myślicie, co Marco musi załatwić przed spotkaniem?
+ co się dzieje? Pod ostatnim rozdziałem jest zaledwie dwa komentarze, a wyświetlenia też zmalały?:c

Życzę Wam udanego sylwestra! :D

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 18.

"Czasem zdrada coś kończy... rozpada się jedność jak opuszczone szkło. Nie da się poskładać do kupy zdradzonego szczęścia. Nigdy już nie będzie tak samo, żal pozostaje na zawsze, jak wbity w serce nóż a wspomnienia powrócą przy każdej sprzeczce. Dlatego trzeba wybaczyć i odejść... na zawsze."


    Siedziałam w salonie z Pauliną. Mario wyszedł dziesięć minut temu. Boję się, co mogło się stać. Tak bardzo kocham Marco. To przy nim wreszcie poczułam się naprawdę szczęśliwa. Ale to co zrobił... Tego nie da się szybko wybaczyć, o ile w ogóle da się wybaczyć zdradę. Początek związku jest niczym czysty zeszyt. Zapisujemy puste kartki, lecz zwykły ruch i przewrócenie kubka z kawą zabrudzi ten cudowny zeszyt. Mimo Twoich usilnych starań nie da się wyczyścić tej plamy. Bierzesz wtedy kolejny zeszyt, lecz on już nie będzie taki sam, będzie po prostu innym.
    Chrzęst klamki i odgłos otwieranych drzwi doszedł do moich uszu. Po chwili w salonie stanął Mario i zajął miejsce pomiędzy mną, a przyszłą panią Götze. Objął nas i przytulił do siebie. Muszę znaleźć sobie mieszkanie, ponieważ nie mam zamiaru wracać do domu, w którym mieszka Marco. Myślałam na początku, aby spakować blondyna i wystawić mu walizki za drzwi. Może to i dobry pomysł. Jeszcze nie wiem. Z zamysłu wyrwał mnie głos Pauliny.
-Pójdę Wam przygotować pokój - uśmiechnęła się pocieszająco.
-Nie - zaprzeczyłam - siedź.
-Ale...
-Wynajmę coś.
-Zapomnij - odezwał się Niemiec - zostajesz tutaj.
-O której macie jutro trening?
-Na 10:00, a co?
-Nie nic, tak pytam... Dopilnujesz, żeby Marco na nim był?
-Tak.
-Dziękuję, to ja pójdę do małego, a potem spać.
    Pocałowałam państwo Götze w policzek i schodami ruszyłam do pokoju gościnnego. Leo leżał w pokoiku, który miał należeć do pociechy pary. Wyjęłam go z łóżeczka, zabrałam nosidełko i wyszłam z pomieszczenia. Położyłam się do łóżka, a synka położyłam obok. Chwilę na niego patrzyłam, a potem zmorzył mnie sen.

*następnego dnia*
    Już od dwóch godzin byłam na nogach. Zrobiłam domownikom śniadanie i czekałam na godzinę 10:00. Mario schodził ze schodów z torbą treningową na ramieniu.
-Lecę, będę koło 16:00.
    Pocałował swoją narzeczoną, a mi dał buziaka w policzek. Założył buty oraz kurtkę i już go nie było. Poszłam do kuchni, gdzie nastawiłam wodę na herbatę i wyjęłam dwa kubki z szafki. Położyłam je na stole i wrzuciłam do nich torebkę herbaty owocowej. Kiedy czajnik elektryczny oznajmił, że woda jest już zagotowana, nalałam do kubków wodę i odstawiłam na bok, aby się zaparzyły. Moja przyjaciółka już siedziała na krześle.
-Głupio mi, bo zamiast ja Ci zrobić herbatę, to Ty robisz mi.
-No przestań - posłałam delikatny uśmiech i postawiłam przed nią kubek, nad którym unosiła się para.
-To pijemy i idziemy?
-Tak - westchnęłam.
    Wpatrywałam się w parę, która unosiła się nad kubkiem. Byłam trochę niewyspana, ponieważ obudziłam się w nocy i nie potrafiłam zasnąć. Przepłakałam pół nocy i zmęczona łzami zasnęłam nad ranem. Upiłam trochę herbaty i nadal wpatrywałam się we wcześniejszą rzecz. Po kilku minutach obie w ciszy opróżniłyśmy zawartość ceramicznego naczynia. Ubrałam Leo i włożyłam go do nosidełka, a następnie sama założyłam buty oraz płaszcz. Paulina wzięła do ręki moją torebkę i wyszłyśmy z domu. Zrobiłyśmy kilka kroków i weszłyśmy na posesję dobrze znanego mi mieszkania. Wyjęłam klucz z torby, włożyłam do zamka w drzwiach i przekręciłam. Nacisnęłam klamkę i wpuściłam przyjaciółkę do środka. Położyłam nosidełko w salonie, wyjęłam synka i rozebrałam go z kurteczki i bucików.
-No chodź tu Skarbie.
    Włożyłam go do kojca, kucnęłam przy nim i robiłam głupie miny do Leo. Po chwili wstałam i zdjęłam wierzchnie ubrania. Dopiero teraz zauważyłam butelki po alkoholu, które leżały na stoliku. Westchnęłam i je wysprzątałam. Zdałam sobie sprawę, że jeśli sam je opróżnił, to musiał się upić i to okropnie. Byłam jeszcze bardziej na niego zła. W kuchni zastałam ciężarną przyjaciółkę, która wpatrywała się w blat kuchenny.
-Ej, co jest? - dotknęłam jej ramienia.
-Nic, zamyśliłam się - posłała mi delikatny uśmiech - to idziemy?
    Skinęłam jedynie głową, co miało oznaczać 'tak' i ruszyłam schodami do góry. Otworzyłam drzwi do sypialni i weszłam do pomieszczenia. Na łóżku leżały albumy ze zdjęciami, na których byliśmy całą naszą rodzinką. Oczy zaczęły mnie piec, a w kącikach zbierały się łzy, które po chwili spływały po moich policzkach. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Dosiadła się do mnie brunetka i przytuliła mnie.
-Ja tak nie potrafię, nie potrafię spakować jego rzeczy i wystawić walizki za drzwi - popatrzyłam na jedno z naszych zdjęć - idź do domu odpocząć - uśmiechnęłam się.
-Nie, zostanę z Tobą.
-Proszę Cię, musisz odpoczywać, już niedługo masz termin.
-Natalia.
-Paulina.
-No dobra - odparła zrezygnowana.
    Odprowadziłam ją do drzwi wyjściowych i pożegnałyśmy się. Wyjęłam z kojca Leo i ruszyłam do poprzedniego pomieszczenia. Na podłodze w sypialni położyłam kocyk pluszaka z zabawkami. Ułożyłam synka na przytulance i położyłam się obok niego, na podłodze. Chwilę się z nim pobawiłam i wstałam, zostawiając na nim małego. Z szafy wyjęłam walizkę i otworzyłam ją. Niechętnie, ze łzami w oczach pakowałam ciuchy blondyna. Wzięłam kartkę papieru i niebieski długopis. Nawet nie zastanawiałam się co na niej napisać, słowa wychodziły ze mnie same. Przeczytałam jeszcze raz wszystko i włożyłam do koperty, na której napisałam imię ukochanego. Wzięłam synka do salonu, gdzie włożyłam go do kojca. Wróciłam do salonu po walizkę i zniosłam ją do holu. Wzięłam na ręce Leosia i wyszłam do kuchni, aby go nakarmić. Z szafki wyjęłam słoiczek z zupką. Posadziłam go na kolanach i zabrałam się za karmienie małego.
-No proszę, kochanie, zjedz jeszcze - błagam Leo.
    Poczułam dotyk na ramieniu. Momentalnie się odwróciłam i ujrzałam blondyna.

*Marco*
    Obudziłem się w salonie. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wstałem z kanapy i ruszyłem do kuchni po jakieś tabletki na ból głowy. Otworzyłem szafkę i chwyciłem opakowanie tabletek. Wziąłem jedną i popiłem wodą. Odstawiłem resztę na swoje miejsce i ruszyłem do łazienki. Wziąłem zimny prysznic i wytarłem swoje ciało. Z ręcznikiem okręconym wokół pasa ruszyłem do sypialni, gdzie założyłem bokserki, spodnie i jakąś koszulkę. Do ręki wziąłem album ze zdjęciami i usiadłem z nimi na łóżku. Zerknąłem jeszcze na telefon, aby zobaczyć, która godzina. Na wyświetlaczu widniała godzina 8:20, więc do treningu miałem trochę czasu. Przeglądając kolejne fotografie coraz bardziej brzydziłem się tego, co zrobiłem Natalii. Mojej małej blondynce, za którą oddam własne życie. Łzy płynęły mi po policzkach. Chcę ją mieć przy sobie. Móc całować kiedy chcę, skradać niewinne buziaki i przytulać. Natalia i Leo są dla mnie całym światem. Koło godziny 10:00 usłyszałem kroki. Miałem nadzieję, że to moja żona, ale był to Mario.
-Stary, coś Ty zrobił.
-Nic nie mów, nienawidzę siebie za to.
-Marco, widzę jak cierpicie. Chcę być na Ciebie wściekły za to, co zrobiłeś, ale nie potrafię. Jesteś dla mnie jak brat. Walcz o nią - położył rękę na moim ramieniu - zbieraj się na trening. Mamy piętnaście minut na dojazd.
    Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do mojego auta. W głowie miałem tylko Natalię i Leo. Nie myślałem o niczym innym. Na treningu nie mogłem się skupić. Trener to zauważył i opowiedziałem mu wszystko. Jestem dla mnie jak ojciec. Taki mój drugi tata. Kazał mi jechać do domu i ratować rodzinę. Nie krytykował, po prostu zwolnił mnie z treningu. Pobiegłem do szatni, wziąłem prysznic i gotowy wybiegłem na parking. Wsiadłem do samochodu i czym prędzej ruszyłem do domu. Będąc już na miejscu skierowałem się do mieszkania, a otwarte drzwi dały mi nadzieję, że w środku będzie moja ukochana. Moje modlitwy zostały wysłuchane. W kuchni zastałem moje skarby. Natalia karmiła naszego szkraba. Chwilę na nich patrzyłem i podszedłem do niej.
-No proszę, kochanie, zjedz jeszcze.
    Położyłem rękę na ramieniu, a ona od razu się odwróciła.
-Kochanie...
    Momentalnie wstała i z Leosiem na rękach wyszła do salonu. Usiadła z nim na podłodze i położyła go na leżance. Usiadła obok niego i zaczęła się z nim bawić. Zająłem miejsce obok kobiety i dopiero wtedy zobaczyłem walizkę.
-Proszę, nie wyprowadzaj się. Natalia, kocham Cię.
-Nie wyprowadzam się - odetchnąłem z ulgą - w walizce są Twoje rzeczy.
    Widziałem jak ociera łzy z policzka.
-Nie płacz, proszę, skarbie. Porozmawiajmy, zacznijmy wszystko od nowa. Kocham tylko Ciebie.
-Możesz się widywać z Leo, kiedy chcesz.
-Proszę Cię, kochanie.
-Marco - wstała - myślisz, że to dla mnie takie łatwe? Chcę, żebyś był ciągle blisko mnie. Ale to co się stało... Już się nie odstanie.
-Kocham Cię - podszedłem do niej i popatrzyłem jej w oczy.
-Ja Ciebie też - cichutko powiedziała.
    Musnąłem jej usta. Odwzajemniła pocałunek, więc starałem się go pogłębić. Całowałem ją z
zachłannością.
-Mówią, że jeśli kogoś kochasz, to pozwól mu odejść, ale ja będę walczył o Ciebie, o Was, bo Was kocham. Jesteście dla mnie wszystkim - po raz kolejny ją pocałowałem.
    Zabrałem walizkę i ruszyłem do domu obok.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥


Hej! Już niedługo święta, więc z tej okazji chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! :)

Wesołych Świąt! ♥




piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 17.

    To już dwa miesiące odkąd Caroline zajmuje się Leo. Nie polubiłam jej, ona najwyraźniej mnie też nie. Marco może tego nie widzi, albo starał się tego nie zauważać, ale Caroline na każdym kroku próbuje się przypodobać blondynowi, jednym słowem się do niego klei.. Skończyłam zajęcia, ale nie było nigdzie Marco. Pomyślałam, że może przedłużył mu się trening. Zawsze mnie o takim czymś powiadamiał, ale rozumiem, że nie miał dostępu do telefonu. Wyciągnęłam urządzenie z torebki, aby skontaktować się z
Niemcem. Mógł przecież też zapomnieć przyjechać. Nie chodzi o to, że musi po mnie przyjeżdżać, bo sama mogę wracać. Po prostu chciałam się dowiedzieć, czy wszystko w porządku. Wybrałam numer, ale nie odbierał, więc skierowałam się na przystanek autobusowy. Kiedy doszłam, zerknęłam na rozkład jazdy. Nie musiałam długo czekać, ponieważ tylko kilka minut. Sprawdziłam, czy kiosk jest otwarty i ku mojej uciesze był, więc podeszłam i poprosiłam o bilet. Zapłaciłam odpowiednią kwotę i ruszyłam do autobusu, ponieważ już podjeżdżał. Weszłam do środka i skasowałam bilet. Nie miałam ochoty, aby siedzieć, ponieważ już dość wysiedziałam się na zajęciach. Co kilka minut kierowca zatrzymywał się, aby ludzie mogli wysiąść na swoim przystanku. Autem do mojej uczelni jedzie się dziesięć minut, ale autobusem, to już trzydzieści. Po pół godzinie wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku domu. Droga długo mi nie zajęła i już po siedmiu minutach byłam na posesji. Na chodniku spotkałam Paulinę i Mario. Podeszłam do nich i przywitałam się.
-Skąd to wracasz? - zapytał Götze.
-Z uczelni.
-To Marco po Ciebie nie przyjechał? - zdziwił się.
-Nie. Dzwoniłam, ale nie odbierał, więc pomyślałam, że trening się przedłużył, ale przecież nie musi po mnie przyjeżdżać. A Wy, gdzie byliście?
-Na spacerze - uśmiechnęła się Paulina.
-Dobra, ja lecę do tych dzieci - zaśmialiśmy się.
-No, może się nie pozabijali - wyszczerzył się mój przyjaciel.
-Wpadniecie później? - zapytała brunetka.
-Okej, będziemy - uśmiechnęłam się - to pa.
-Pa - odpowiedzieli równocześnie.
    Otworzyłam bramkę i weszłam na posesję. Auto było na podjeździe, więc prawdopodobnie Marco też był w domu. Weszłam po schodach i otworzyłam drzwi. Przekroczyłam próg mieszkania i nie ściągając płaszcza i butów od razu weszłam do salonu. W kojcu bawił się Leo. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce.
-Gdzie tatuś, hmm? - zaśmiałam się.
    Pocałowałam synka w główkę i odstawiłam na poprzednie miejsce. Schodami skierowałam się do sypialni w poszukiwaniu ukochanego. Już coś mi nie pasowało. Usłyszałam jęki, które dobiegły z naszego pokoju. W głowie kłębiło mi się pełno myśli. Miałam tylko nadzieję, że kiedy wejdę do pomieszczenia, to nie zobaczę tam Niemca. Pchnęłam drzwi, które i tak były uchylone i zamarłam. W naszym łóżku był Marco i Caroline. Moje oczy momentalnie napełniły się łzami, które popłynęły po moich policzkach. Byli tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Mój mąż zdradził mnie ze swoją byłą dziewczyną.
-Jak mogłeś - wydusiłam z siebie - jak mogłeś nam to zrobić?
    Mężczyzna jak na zawołanie oderwał się od kobiety i spojrzał na mnie.
-To nie tak jak myślisz.
    Zbiegłam do salonu i wzięłam Leo na ręce. Szybko go ubrałam i włożyłam do nosidełka, a następnie przykryłam go kocykiem. Wyszłam z domu i ruszyłam do przyjaciół. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam, aż ktoś otworzy.
-Co się stało - drzwi otworzył mi brunet.
    Wiedzieli, że kiedy czekałam, aż ktoś otworzy, to musiało się coś stać. Weszłam do środka, a Mario zabrał ode mnie dziecko. Paulina od razu znalazła się obok i mnie przytuliła. Z moich oczu płynął potok łez. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Usiadłam na kanapie i przytuliłam się do brunetki. Mario zajął się Leo, ale kiedy mały zasnął, ten przyszedł do nas.
-Marco mnie zdradził - wydukałam pomiędzy napadami płaczu - z Caroline.
-Że, co zrobił?! - piłkarzy, aż wstał z kanapy - ja go zabiję - ruszył do drzwi.
-Mario! - krzyknęłam, ale ten nie zwracał na to uwagi.

*Mario*
    Nie mogłem uwierzyć w to, co zrobił Marco. Jak on mógł ją zdradzić?! I to jeszcze z Caroline. On ma żonę, dziecko. W tym momencie nie interesowało mnie to, że jest moim najlepszym przyjacielem, że jest dla mnie jak brat. Natalia jest dla jak siostra. Nie pozwolę na to, żeby ktoś ranił osoby, które są dla mnie ważne. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
-Marco - zawołałem.

*Marco*
    Zaparkowałem samochód na podjeździe. Zabrałem z miejsca pasażera torbę i wyszedł z auta. Przekroczyłem próg domu i wszedłem do środka. Ściągnąłem buty i kurtkę, a torbę treningową rzuciłem w kąt. Wziąłem Leo na ręce i usiadłem na kanapie. Do salonu weszła Caroline.
-O już jesteś - usiadła obok mnie.
    Wzięła ode mnie mojego synka i włożyła do kojca. Usiadła mi na kolanach, co mnie bardzo zdziwiło. Chciałem ją z nich zdjąć, ale ona mnie pocałowała. Odepchnąłem ją od siebie.
-Co Ty robisz? - zdziwiłem się.
-Wiem, że tego chcesz - pocałowała mnie po raz kolejny.
-Ja mam żonę, dziecko. Kocham ich.
-Zapomnij o nich, to ze mną miałeś stworzyć rodzinę.
-My ze sobą zerwaliśmy.
    Pocałowała mnie. Nie wiem, dlaczego, ale odwzajemniłem ten pocałunek. Szliśmy do mojej i Natalii sypialni. Nie chciałem zdradzić Polki. Nawet się nie obejrzałem, a byłem już w łóżku ze swoją byłą dziewczyną. W pewnym momencie usłyszałem głos Natalii.
-Jak mogłeś - płakała - jak mogłeś nam to zrobić.
-To nie tak jak myślisz - jedyne, co potrafiłem w tym momencie powiedzieć.
    Moja żona wybiegła z pokoju. Zrezygnowany ubrałem się w poprzednie ciuchy i spojrzałem na zadowoloną Caroline.
-Wynoś się stąd. Nie chcę Cię więcej widzieć.
    Wyrzuciłem ją z domu, a sam poszedłem do kuchni po jakiś mocniejszy trunek. Nic tam nie znalazłem, więc ruszyłem do salonu. Otworzyłem barek i wyciągnąłem z niego wódkę. Zabrałem alkohol oraz album ze zdjęciami i usiadłem na kanapie. Popijając trunek oglądałem nasze zdjęcia, zdjęcia Natalii i Leo. Z moich oczu płynęły łzy. Jestem cholernym dupkiem. Zdradziłem kobietę swojego życia. Nienawidziłem siebie za to, co zrobiłem. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Miałem nadzieję, że to ona, że mi wybaczy.
-Marco.
    Usłyszałem wołanie i już wiedziałem, że to Mario. Nie będzie to miłe spotkanie, ale należy mi się.
-Jak mogłeś jej to zrobić? Jesteś takim idiotą, czy tylko udajesz? - wszedł do salonu.
-Ja nie chciałem...
-Ale ją zdradziłeś! Przespałeś się z nią.
-Mario...
-Co Mario. Nie masz nic na swoje usprawiedliwienie.
    Podszedłem do niego, ale dostałem w twarz. Nawet się nie broniłem. Należy mi się. Jestem idiotą. Straciłem moje skarby. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥


piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 16.

-To koniec na dzisiaj. Zapraszam jutro na godzinę 15:00. Dziękuję, możecie już wyjść.
    Lektor nas pożegnał, więc zabrałam wszystkie swoje rzeczy i wrzuciłam do torebki. Spojrzałam na zegarek w telefonie, była godzina 16:30. Kierowałam się do wyjścia, ale zanim znajdę się na zewnątrz budynku, to trochę minie. Byłam coraz bliżej wyjścia i już po chwili znajodowałam na schodach uczelni. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Marco, który miał po mnie przyjechać. Stałam już na chodniku i wyciągnęłam telefon, aby zadzwonić do ukochanego. Odblokowałam urządzenie, a kiedy wybrałam odpowiedni numer, to przyłożyłam aparat do ucha.
-No co tam kochanie? - usłyszałam po drugiej stronie.
-Gdzie stoisz?
-Za Tobą - usłyszałam za sobą.
    Zaśmialiśmy się i schowaliśmy telefony. Przytuliłam się do niego, a on mnie objął, przyciągając do siebie.
Oderwałam się od jego ciała i złożyłam subtelny pocałunek na jego ustach. Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do auta. Otworzył mi drzwi, a kiedy wsiadłam, zamknął je. Okrążył samochód i usiadł po stronie kierowcy. Posłał mi swój cudowny uśmiech i odpalił pojazd. Do domu dotarliśmy bardzo szybko i już po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Mój mąż zaparkował w garażu i wyszliśmy, aby zaraz znaleźć się w domu i spędzić czas z naszym synkiem. Przekroczyliśmy próg mieszkania i znaleźliśmy się w korytarzu. Zdjęliśmy z siebie ciepłe kurtki i powiesiliśmy je na wieszaku.
-Zrobiłem obiad - zamruczał mi do ucha i przytulił mnie od tyłu.
-O już jesteście - usłyszałam głos Caroline.
-Tak, mały był grzeczny? - zapytał mój partner.
-Jak będzie starszy, to będzie taki przystojny jak jego tata. Twoja mama pokazywała mi zdjęcia jak byłeś mały - puściła oczko do blondyna - o której jutro przyjść?
-No ja mam trening na 8:00 i wrócę o 14:00 - popatrzył na mnie.
-Ja mam uczelnię o 15:00 do 19:30, więc chyba jutro nie musisz być - starałam jej się posłać miły uśmiech.
-Jak nie? A kto zostanie z Leo jak pojadę Cię odwieźć i przywieźć?
-Paulina.
-To bądź jutro tak o 14:30 do 19:50. Dasz radę? - olał mnie.
-Dla Ciebie zawsze. To pa - przytuliła go, pocałowała w policzek i wyszła.
    Poszłam do pokoju Leosia. Kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia od razu zobaczyłam, że śpi. Cicho zamknęłam drzwi, aby nie obudzić dziecka i zeszłam na dół. W jadalni zobaczyłam na stole rozstawione sztućce.
-Zrobiłem spaghetti - Marco wszedł z dwoma talerzami - smacznego - postawił przede mną.
-Dziękuję, smacznego.
    W ciszy zjedliśmy posiłek. Zabrałam puste talerze i zniosłam do kuchni, aby je umyć. Czyste i suche naczynia włożyłam do szafki.
-Kotku, jesteś zła, że Caro była tutaj ostatnio i pokazałem jej wszystko?
-Troszkę jestem.
-Przepraszam, skarbie - przytulił mnie.
-Długo się znacie?
-Z kim? Z Caroline? No trochę.
-Wspominała coś o Twojej mamie.
-No, bo ten... Emm... Caro to moja była dziewczyna - popatrzył na mnie niepewnie.
-Że co? Długo razem byliście?
-Cztery lata. Rozstaliśmy się, bo w pełni poświęciłem się piłce.
-Idę do Pauliny.
-Skarbie - wołał za mną - Kotku, kocham tylko Ciebie!
    Wyszłam z domu i ruszyłam do przyjaciółki. Po kilku sekundach byłam przed domem. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam, aż ktoś z domowników otworzy.
-Po co dzwonisz? - zaśmiała się narzeczona mojego przyjaciela.
-Możemy porozmawiać?
-No jasne, co jest?
    Weszłam do środka i zdjęłam buty. Poszłam za przyszłą mamą do kuchni, gdzie zrobiła nam herbatę.
Usiadłyśmy przy stoliku, który znajdował się w kuchni.
-To o co chodzi?
-Niepotrzebnie tutaj przychodziłam.
-No przestań, mów.
-Ta niania to była Marco.
-Caroline? Nie mów, że jej nie poznałaś od razu.
-Nie myślałam o tym, czy to ona czy nie.
    Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę i wróciłam do domu. Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, momentalnie obok mnie znalazł się Marco.
-Przepraszam - spuściłam głowę.
-Co Ty mówisz? To ja tu powinienem Cię przepraszać, a nie Ty mnie - przytulił mnie - zawaliłem, wiem i bardzo Cię przepraszam. To może zadzwonię do Caro i powiem, że nie musi jutro przychodzić?
-Mhm - zaśmiałam się.
-Kocham Cię najbardziej na świecie.
-Ja Ciebie też - pocałowałam go - chodź, bo nasz szkrab się niecierpliwi.
-Nie niecierpliwi się, tylko jest o Ciebie zazdrosny - zaśmiał się.
-Jak tam Mario na treningu? - zapytałam biorąc malca na ręce.
-Świetnie, wszyscy się cieszą, że wrócił i rzucili w niepamięć jego transfer. Jest tak, jakby w ogóle nie opuszczał Dortmundu.
-To super - usiadłam mu na kolanach.
-Moja mała rodzinka. Co Ty na to, żeby Leo miał rodzeństwo? - poruszał zabawnie brwiami.
-Jeszcze nie, poczekajmy może chwilkę, aż podrośnie.
-No okej, ale po co rezygnować z takiej przyjemności - pocałował mnie - Mały może pójdziesz spać? - zwrócił się do naszego synka.
-Zboczeniec - wystawiłam mu język.
-Ale Twój.
-Tylko mój - cmoknęłam go.
    Razem bawiliśmy się z Leo. Kocham ich. Leo i Marco są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nie pomijając przyjaciół oczywiście. W związku, chyba najważniejsza jest pewność miłości. Wiesz, że druga osoba darzy Cię takim samym uczuciem. Nieważne, czy jesteś w makijażu czy bez. On Cię pomimo wszystko kocha. To, że kiedy budzisz się rano, czujesz bijące serce, które bije dla Ciebie. Każdy pocałunek smakuje tak samo, a zarazem inaczej, jakby każdy był tym pierwszym. Niesamowite jest to, że spotkało się osobę, na którą czekało się całe swoje życie. Kocham moją małą rodzinkę. Nie rozumiem swojej. Dlaczego traktowała mnie jak intruza? Jakbym nic nie umiała, jakbym była najgorsza. Dzięki Marco zaczęłam się ponownie w pełni cieszyć życiem, a Leo jest owocem naszej miłości.

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Co sie dzieje? Nie podoba Wam sie, to co pisze? Na poczatku bylo wiecej komentarzy, a ostatnimi czasy tylko 3 ;c

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 15.

    Święta, święta i po świętach. Tak jak szybko przyszły, tak szybko odeszły. Okres przygotowania bożonarodzeniowego minął i całe powietrze opadło. Mamy już nowy rok. Sylwestra spędziliśmy w Dubaju w towarzystwie Pauliny i Mario. Było cudownie. Cóż, spędziliśmy tam tylko cztery dni ze względu na Leo, ale mimo wszystko wystarczyło nam parę dni takiego odpoczynku. Każdą minutę staraliśmy się spędzać razem. Nareszcie mieliśmy więcej czasu do spędzania z przyjaciółmi. Odkąd wyjechałam do Dortmundu i zamieszkałam z Marco, tego czasu było bardzo mało. Panna Deme już niedługo zmieni swoje nazwisko na Götze. W sylwestra moja przyjaciółka powiedziała swojemu partnerowi, że jest w ciąży i już niedługo na świat przyjdzie ich pierwsze dziecko. Mario rozpiera ogromna duma i razem z Marco opijali swoje dzieci. Cudem dotarli do pokojów hotelowych, a następnego dnia umierali, ponieważ mieli kaca.
-Kochanie, zatrudnimy opiekunkę? - na kanapie usiadł Marco.
-Skarbie...
-Nie! Dlaczego nie chcesz niani? Ja mam treningi, Ty masz studia - przerwał mi.
-No dobra, niech będzie - odparłam i wyszłam do kuchni po herbatę.
-To od jutra będzie.
-Masz już kogoś?
-No, moja koleżanka ze szkoły. A, że od jutra zaczynam treningi, a Ty studia, to...
-To postanowiłeś zatrudnić swoją koleżankę, nic mi nie mówiąc. Myślę, że to zły pomysł.
-Tobie nigdy nic nie pasuje.
    Marco ubrał buty, wziął kurtkę i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Usiadłam w kuchni, a po moich policzkach spłynęły łzy. Wzięłam telefon do ręki i napisałam SMS-a do męża.

Przepraszam, kocham Cię.

    Odłożyłam aparat, lecz nie na długo, ponieważ mój telefon zaczął dzwonić. Miałam nadzieję, że to Marco. Chwyciłam urządzenie i na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Pauliny. Przeciągnęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
-Proszę.
-Hej, mam cudowną wiadomość - wykrzyczała zadowolona, a w tle usłyszałam śmiech Mario - przeprowadzamy się do Dortmundu i to już jutro tam będziemy. Mario znowu będzie grał w Borussii. Nie pytaj jak to możliwe, bo sama nie mam pojęcia.
-To świetnie - na mojej twarzy zagościł uśmiech.
-Mario mi powiedział tylko tyle, że gdzieś obok Was zamieszkamy. Jestem taka szczęśliwa. Już podobno wszystko jest urządzone, tylko się wprowadzać.
-Ja też się cieszę - zaśmiałam się.
-Mów, co masz taki głos. Stało się coś?
-Pokłóciłam się z Marco. Poszło o opiekunkę.
    Opowiedziałam jej wszystko.
-Wiesz, co? My już mamy wszystko spakowane, może jeszcze dzisiaj wyjedziemy. Tak, jeszcze dzisiaj. Oczekuj nas dzisiaj. -powtarzała - Pa.
-Nie musisz, przyjedźcie kiedy chcecie.
-Pa - zakończyła.
    Usłyszałam płacz dziecko, więc poszłam na górę i wzięłam Leo na ręce. Zabrałam go na dół i usiadłam z nim w foteku obok kominka. Mały wpatrywał się w mijający ogień i na mnie zerkał. Zaczęłam się z nim bawić i nawet nie wiem, kiedy zleciał ten cały czas. Usłyszałam tupot nóg i ujrzałam Marco. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Przyciągnął mnie do siebie, a ja jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ciało.
-Przepraszam.
-Nie masz za co, to ja przepraszam.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - pocałował mnie - nie umiemy się kłócić - zaśmiał się.
-To chyba dobrze - musnęłam jego usta - siadaj, zrobię Ci herbatę.
    Weszłam do kuchni i nalałam wody do czajnika. Z szafki wzięłam dwa kubki, postawiłam je na blacie kuchennym i włożyłam do nich torebki z herbatą. Kiedy wsypałam cukier, to czajnik dał znać, że woda jest zagotowana. Zalałam herbatę i odczekałam chwilę. Gotową, zniosłam do salonu, gdzie Marco bawił się z Leo. Postawiłam pracujące kubki na stoliku i usiadłam obok nich. Przytuliłam się do mężczyzny, a on objął mnie ręką.
-Państwo Götze jeszcze dzisiaj przyjdą.
-Wiem, Mario mi napisał.
-Od dawna wiesz, że będą tu mieszkać?
-Emm...
-Czyli tak?
-Od początku - zaśmiał się - ale nie krzycz. To miała być niespodzianka.
-To Ty pomogłeś mu z tym domem?
-Mhm - mruknął mi do ucha.
-Kretyni - zaśmiałam się i pocałowałam go - to, o której jutro będzie ta niania? - przewróciłam oczami.
-Ja mam trening na 10:00, a Ty masz o tej godzinę zajęcia, więc Cię odwiozę i przyjadę po Ciebie o 17:00.
-Jutro o 16:30, krócej mam.
-To o 16:30 będę, więc będzie od jakiejś 9:20 do 16:45, dopóki nie przyjedziemy.
-Dobra.
-No ej, zobaczysz, polubisz ją - pocałował mnie w głowę - co chcesz na kolację?
-A to już kolacja? - popatrzyłam na zegarek.
-Nie, jeszcze kilka godzin do kolacji.
-Paulina z Mario będą na kolacji. To co robimy?
-Robimy? Myślałem, że Ty zrobisz? - widząc mój wzrok, zaśmiał się - żartowałem? To zróbmy chińszczyznę, może być?
-No, okej.
    Czas bardzo szybko leciał i nim się obejrzeliśmy była już pora kolacji. Włożyliśmy Leo do kojca i wyszliśmy do kuchni. Razem zrobiliśmy kolację i usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, a następnie dźwięk otwieranych drzwi. Rzuciłam się na Paulinę i przytuliłam do niej, to samo zrobiłam z Mario. Poszli do salonu, a ja skończyłam kolację. Rozstawiłam naczynia w jadalni i przyniosłam przygotowane danie. Zasiedliśmy do stołu, a po zjedzonym posiłku usiedliśmy na kanapie. Paulina zabrała Leo i zaczęła się z nim bawić. Spędziliśmy ze sobą jeszcze godzinę, a następnie nasi goście wyszli do siebie, czyli dom obok. Ruszyliśmy do sypialni, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
    Obudziłam się w objęciach Marco. Wyłączyłam dzwoniący budzik i zaczęłam budzić mężczyznę obok. Codzienność powraca. Jego bardzo ciężko dobudzić, ma twardy sen. Zdenerwowana, nastawiłam budzik i położyłam mu obok głowy. Zabrałam bieliznę oraz ciuchy i skierowała się do łazienki. Zanim jeszcze do niej weszłam, to zaglądnęłam do pokoju Leosia. Szkrab słodko spał, więc po ciuchy ruszyłam we wcześniejsze miejsce. Weszłam do kabiny, odkręciłam kran i poczułam wodę na swoim ciele. Była tak przyjemna, że nawet nie chciało mi się wychodzić spod prysznica. Gotowa zeszłam do kuchni i zabrałam się za śniadanie. Była godzina 8:50, więc niedługo wychodzimy. Poszłam do sypialni, aby się upewnić, że mój mąż już nie śpi. Usłyszałam szum wody, więc pewnie się kąpał. Spakowałam do torby potrzebne materiały na uczelnię i zeszłam na dół. Dokończyłam kanapki i ułożyłam je na talerzu. Dwadzieścia minut później obok mnie znalazł się blondyn.
-Śniadanie na stole, a herbata się jeszcze parzy.
-Jesteś kochana - cmoknął mnie w usta i zabrał się za jedzenie.
-Następnym razem Cię nie obudzę, zabiorę Twoje ukochane autko i pojadę nim na uczelnię - sięgnęłam po kubek z herbatą, aby podać go Niemcowi - a i śniadania też nie zrobię - powiedziałam odwracając się do niego, a blondyn się zaśmiał.
-Kotku, a są jacyś mężczyźni na tym Twoim kierunku?
-Tak i to dużo - usłyszałam dzwonek do drzwi - otworzę, a Ty jedz.
    Otworzyłam drzwi i ujrzałam wysoką, szczupłą blondynkę.
-Kocham Cię żonko - usłyszałam krzyk Marco, który dobiegał z kuchni.
-Cześć, ja przyszłam jako niania. Marco mnie zatrudnił.
-Proszę, wejdź.
-Jestem Caroline - podała mi dłoń.
-Natalia.
-O Caro, hej - przytulił ją i pocałował w policzek. To moja żona Natalia - objął mnie - a to jest moja koleżanka Caroline.
-Poznałyśmy się właśnie - zachichotała.
-To my się będziemy zbierać - odpowiedział.
-To tak. Leo jeszcze śpi, zupki są na dole w szafce obok okna...
-Tak, wiem. Marco mi wszystko pokazał przedwczoraj - przerwała mi.
-Okej, to cześć.
    Zarzuciłam na siebie płacz. Ubrałam buty, chwyciłam torebkę, złapałam rękę Marco i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta i w ciszy odjechaliśmy. Nie polubiłam tej Caroline, coś czuję, że ona mnie też nie. Nasze relacje cudowne nie będą, obyśmy się tylko nie pozabijały. Mam co do niej złe przeczucia.
-To przyjadę po Ciebie - uśmiechnął się zniewalająco.
-Pa - chciałam wyjść.
-Ej, a gdzie buzi?
    Pocałowałam go w policzek i wyszłam z samochodu. Usłyszałam jeszcze 'pa' i odjechał, a ja weszłam do budynku.


piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 14.

-Kochanie, wstawaj - usłyszałem aksamitny głos przy prawym uchu - kotku.
    Poczułem delikatne pocałunki na szyi, które zmierzały w stronę twarzy. Uśmiechnąłem się, ale nadal nie otworzyłem oczu. Całusy dostawałem wszędzie, ale nie w usta. Zniecierpliwiony takim stanem sytuacji, przyciągnąłem moją ukochaną do siebie i przywarłem do jej ust. Całowałem ją z wielką zachłannością, tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Nasze języki tańczyły w namiętnym pocałunku. Odwróciłem nasze pozycje i teraz to ja byłem na górze. Usłyszałem cichy chichot, a następnie delikatny pomruk, kiedy składałem buziaki na jej szyi i ramionach. Ponownie wróciłem do jej kuszących ust. Moje ręce wodziły po całym ciele mojej kobiety. Mojej i tylko mojej. Pozbyłem się koszulki Natalii i zabrałem się za kolejną przeszkodę, którą był jej stanik. Po chwili już go nie było.
-Skarbie, musimy już wstawać - usłyszałem - misiu.

*Natalia*
    Obudziłam się wtulona w cudowne ciało Marco. Zaśmiałam się, ponieważ jego ręce były pod moją koszulką. Sięgnęłam po telefon i zerknęłam na wyświetlacz, na którym widniała godzina 8:20.
-Skarbie, musimy już wstawać - szepnęłam mu do ucha - misiu.
    Wyswobodziłam się z jego uścisku i wyszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystko i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i momentalnie poczułam spływające krople po moim ciele. Umyta, wyszłam z kabiny i wytarłam się do sucha, a następnie okręciłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i nałożyłam na twarz delikatnie puder, a następnie musnęłam rzęsy tuszem. Zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam ze sobą, ani bielizny, ani ubrań. Ruszyłam do sypialni, aby wybrać ciuchy na dzisiejszy dzień. Marco leżał na łóżku i chyba jeszcze spał. Podeszłam do niego, aby ponownie przystąpić do obudzenia mojego księcia. Pocałowałam go w usta. Myślałam, że śpi, lecz odwzajemnił pocałunek i poczułam na sobie ciężar ciała mojego męża. Nie przeszkadzało mi to w ogóle. Pocałunkami zjechał na moją szyję.
-Kotku - wymruczał do mojego ucha - wiesz jaki miałem sen? Śniłaś mi się, że już mieliśmy się kochać, ale mnie obudziłaś.
-Zboczeniec - zaśmiałam się.
-Przy takiej kobiecie, nie można inaczej. Mam zamiar ten sen dokończyć.
-Chyba sam ze sobą - pocałowałam go w policzek.
-Zabawne - pocałował mnie.

**

    Leżeliśmy wtuleni w siebie. Leo o dziwo jeszcze nie płakał. Z wielką niechęcią oderwałam się od ciała Marco.
-Misiu, musimy już naprawdę się zbierać, bo o 12:00 musimy być u Twoich rodziców.
-U naszych, kotku, u naszych - zaśmiał się.
    Wyswobodziłam się z jego uścisku i chciałam już wychodzić, lecz przypomniało mi się, że nie mam na sobie nic. Zerknęłam na blondyna i zwinnym ruchem zabrałam mu kołdrę, którą się od razu owinęłam, kiedy tylko wstałam. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej bieliznę, spodnie oraz biała bluzeczkę na szelkach. Odwróciłam się jeszcze, aby popatrzeć co robi mój mężczyzna. Ten jak gdyby nigdy nic, leżał na łóżku i wpatrywał się we mnie. Odsunęłam półkę, w której były bokserki Marco, wyciągnęłam czarne i rzuciłam w jego stronę.
-Po co mi? - zaśmiał się - a może powiem mamie, że przyjedziemy tylko na kolację? Mielibyśmy dużo czasu, który można spędzić w łóżku, na kanapie, gdzie tylko będziemy chcieli - argumentował.
-Zboczeniec - pocałowałam go w policzek i wyszłam z sypialni. Wiedziałam, że za mną idzie, dlatego ciągnęłam dalej - pomogę w przygotowaniach do kolacji, przecież mama nie będzie robić wszystkiego i to na dodatek sama.
-A właśnie, nie wiem, czy Mel będzie na kolacji - wszedł za mną do łazienki.
-Dlaczego? - zdziwiłam się i posmutniałam.
-Coś mówiła, że może pojadą do rodziców Toma, ale jeszcze nie wiedzą kiedy.
-Ubierz się - zaśmiałam się.
-Dlaczego? - zrobił niewinną minę.
-Bo mnie rozpraszasz - pocałowałam go. Poczułam jak kołdra, która jak na ten moment była moim jedynym odzieniem, zjeżdża z mojego ciała. Szybko ją złapałam i oderwałam się od blondyna - o nie mój drogi. Nie zapędzaj się.
-To wezmę prysznic - wyszczerzył się.
-Marco - jęknęłam.
-Tak? - ponownie ukazał swoje zęby.
-Ty seksiaku - zaśmiałam się.
-Oh, bo się zarumienię - zaśmialiśmy się.
    Mężczyzna wszedł do kabiny, a ja zaczęłam się ubierać.
-Mam najseksowniejszą kobietę na świecie - wydarł się.
-Jak obudziłeś Leo, to już nie żyjesz - zaśmiałam się.
    Wyszłam szybko z łazienki i skierowałam się w stronę pokoju dziecięcego. Podeszłam do łóżeczka i wzięłam małego na ręce. Sięgnęłam jeszcze po smoczek i schodami schodziłam do kuchni. Od razu doszedł do nas Marco i zabrał synka ode mnie, aby go nakarmić, ja natomiast robiłam jajecznicę dla mojego ukochanego. Gotowe śniadanie postawiłam przed blondynem. Nalałam mu jeszcze soku do szklanki i położyłam obok talerza. Zabrałam Leo, aby mój mąż mógł zjeść w spokoju. Pożyczyliśmy sobie smacznego i zabraliśmy się za jedzenie. Po posiłku ubraliśmy buty oraz kurtki. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, a Marco zabrał nosidełko i wyszliśmy na dwór.
-Czekaj, jeszcze garnitur i sukienka - wyszłam z auta i wróciłam do domu.
    W sypialni znalazłam szukane rzeczy i szybkim krokiem wróciłam do samochodu, ówcześnie zamykając dom na klucz. Reus odpalił pojazd i wyjechaliśmy z posesji, kierując się do domu rodzinnego ojca mojego syna. Długo nam to nie zajęło i byliśmy na miejscu już po trzydziestu minutach. Blondyn posłał mi znaczący uśmiech i wysłał buziaka w powietrzu.
-O już jesteście - przywitała nas pani domu, kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu.
    Przywitaliśmy się i od razu zabrałam się za pomoc przy daniach, które mieliśmy spożyć w czasie kolacji wigilijnej. Jak się okazało, wiele czasu nam to nie zajęło. Zostało do zrobienia ciasto makowe i udekorowanie stołu.
-Mamo może odpoczniesz, a ja zrobię resztę?
-Pomogę Ci - uśmiechnęła się - Marco ma ogromne szczęście.
-Co mnie obgadujecie - do kuchni wszedł sam zainteresowany i pocałował swoją rodzicielkę w policzek, a mnie w usta - ja pomogę Natii, a Ty odpocznij, czy co tam zrobisz - przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
-Jesteście kochani. Poradzicie sobie?
-Mamo, czy Ty wątpisz w moje zdolności kulinarne? - zapytał jej syn.
-Jak dobrze, że będzie tu Natalia - zaśmiała się kobieta i już jej nie było.
-No dzięki mamusiu - mruknął pod nosem.
-Oj, kotku - pocałowałam go - dobra, zabieramy się za to ciasto, bo potem trzeba udekorować stół.
    Miałam nadzieję, że Niemiec mi pomoże, lecz nic z tego nie wyszło. Zaczął się bawić ciastem i rozsypywać mąkę. Kiedy wylewałam masę do formy, mój 'pomocnik' wyjadał ją palcami. Nawet nie chciało mi się go upominać po raz już, chyba setny. Nastawiłam piec i posprzątałam w kuchni. Zabrałam zastawę, przeznaczoną na tę okazję i udałam się z nią do jadalni. W salonie siedzieli już wyszykowani państwo Reus. Ich syn za mną chodził i powtarzał w kółko 'kocham Cię'. Jego rodzice z wielkim uśmiechem patrzyli na poczynania swojego dziecka.
-Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Obiecuję, że już nie będę przeszkadzał w czasie gotowania.
-Kłamiesz - zaśmiałam się.
-No dobra, ale wybaczysz? - zrobił maślane oczka.
-Może...
-O Pani moja i tylko moja - pocałował mnie, a moi teście się zaśmiali.
-Z kim ja wzięłam ślub - zaśmiałam się - Lecę się przygotować, idziesz?
-Z Tobą zawsze - ożywił się.
    Weszliśmy po schodach do pokoju Marco. Wyciągnęłam z pokrowca sukienkę i odłożyłam na bok, a garnitur podałam blondynowi. Weszliśmy razem pod prysznic, ale szybko wyszliśmy, ponieważ nie moczyliśmy włosów. Ubierałam sukienkę, kiedy podszedł do mnie mąż.
-Pomożesz? - zapytał wskazując krawat.
    Najpierw zasunął mi zamek od sukienki, a następnie ja zawiązałam mu szybko krawat i poprawiłam mu kołnierz koszuli. Założyłam czarne szpilki i byłam już gotowa. Z włosami nic nie robiłam, zostawiłam je proste. Złapałam mężczyznę za rękę i zeszliśmy na dół.
-Jak Wy cudownie razem wyglądacie - przywitał nas głos Mel.
-Wy również - odpowiedziałam tym samym - a gdzie Nico?
-Tutaj - wyskoczył zza rodziców - ciocia, wujcio.
-Hej Nicoś - przytuliłam go, a następnie Marco wziął go na ręce.
-Kiedy jemy? - zapytał blondyn.
-Jak będzie pielwsa gwiazdka - zaśmiał się siostrzeniec Reusa.
-Chodź będziemy wypatrywać.
    Marco postawił Nico na podłogę, a wziął Leo na ręce. Złapałam rączkę syna Mel i podeszliśmy do drzwi, które prowadziły na taras. Kucnęliśmy i wpatrywaliśmy się w niebo.
-Jest, jest - krzyknął szczęśliwy chłopiec.
-No to jemy - ucieszył się mój mąż.
    Najpierw złożyliśmy sobie życzenia, a następnie zasiedliśmy do kolacji wigilijnej. Wszyscy chwaliliśmy potrawy. Atmosfera była wprost magiczna. Czuć było święta i rodzinną atmosferę. Każdy zrobił sobie zdjęcie przy choince, abyśmy mieli pamiątkę. Marco wstawił dwa zdjęcia na swoje fanpage. Na jednym była cała nasza mała rodzinka, a na drugim był sam w otoczeniu prezentów.
-Prezenty - krzyknął Nico.
-No dobrze - uległa mu jego mama.
    Prezentów było co niemiara. Wszyscy cieszyli się z otrzymanych podarunków. Te święta były najlepszymi, jakie mnie do tej pory spotkały.







piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 13.

*kilka miesiący później*
    Nasz synek rośnie jak na drożdżach. Marco jest zarówno wspaniałym ojcem jak i oczywiście mężem. Nasze życie jest niczym bajka. Każdego dnia budzę się w objęciach cudownego faceta. Śniadanie jemy we trójkę, po czym blondyn jedzie na trening, a kiedy wraca, zabiera Leo na spacer, a ja w tym czasie w spokoju mogę dokończyć obiad. Wszystko oczywiście zależy od tego, na którą godzinę Reus ma trening. Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że jesteśmy małżeństwem. Chciałabym wrócić do piłki. Poczuć ten doping, tę adrenalinę. Dużo rozmawiałam z Marco na ten temat, za każdym razem przekonuje mnie, że nie powinnam tego robić. Zaczęłam w październiku drugi rok akademicki. Chcę być masażystą sportowym. Mam nadzieję, że mi się to uda i będę mogła pracować w tym zawodzie.
-Kochanie, może byśmy zatrudnili nianię? - z zamysłu wyrwał mnie głos Niemca.
-No nie wiem.
-Mielibyśmy wtedy więcej czasu dla siebie.
-Możemy porozmawiać o tym po świętach?
-No dobrze - odparł zrezygnowany.
-Kocham Cię - pocałowałam go.
    Już niedługo święta, które mamy spędzić z rodziną Marco. Sylwestra chcemy spędzić w Dubaju, a towarzyszyć nam będzie Paulina z Mario, którym bardzo dobrze się układa. Nasz synek zostanie wtedy u dziadków, a my będziemy mogli odpocząć. Nie chodzi o to, że chcemy odpocząć od Leo, po prostu mały daje nam bardzo często w kość. Dawno nigdzie razem sami nie wychodziliśmy, zawsze zabieraliśmy ze sobą naszego szkraba. Już jutro jest Wigilia Bożego Narodzenia. Z mamą Marco, a moja teściową, umówiłyśmy się, że w dzień kolacji wigilijnej, pomogę jej przy potrawach. Pierwszy raz na stole rodziny Reus, miały pojawić się pierogi, które wraz z panią domu mamy przygotować. Pierwszy dzień świąt mamy spędzić z Pauliną i Mario, a drugi prawdopodobnie z większym gronem przyjaciół. Moja przyjaciółka święta spędza w Dortmundzie u rodziny jej chłopaka. Kilka dni temu byłyśmy na zakupach, więc prezenty mam już z głowy.
-Kotku, muszę jechać po prezenty - do kuchni ponownie wszedł Marco - postaram się wrócić jak najszybciej - pocałował mnie w policzek.
-Jasne, a mógłbyś zrobić zakupy?
-A co za to będę miał? - zabawnie poruszył brwiami.
-Kolację - zaśmiałam się i wzięłam Leo na ręce.
-Co za kobieta - powiedział teatralnie, podnosząc ręce do góry.
-Coś Ci nie pasuje? - podniosłam brew do góry.
-Nic, nic - powiedział szybko - kocham Cię - pocałował mnie, ale niestety szybko przerwaliśmy tę czułość, ponieważ Leo wywijał rączkami, którymi uderzał o twarz Marco - ej, mały, nie bądź taki zazdrosny o mamę, to Ty mi ja zabierasz - zaśmiał się do synka, któremu przez uśmiech buzia się nie zamykała.
-Oj, Skarbie - cmoknęłam go i wyszłam do salonu.
-To ja jadę - pocałował mnie w usta, a synka w główkę - pa.
   
    Zostałam sama w domu, no może nie całkiem sama, ponieważ był jeszcze Leo. Położyłam go na kocyku i usiadłam obok niego. Chwilę się z nim pobawiłam, dopóki nie zaczęły mu się kleić oczka. Nawet nie wiem, kiedy minęła nam godzina na zabawie.
-No mały, koniec zabawy, idziemy jeść i spać.
    Ze śmiejącym się synkiem weszłam do kuchni, aby przygotować mu mleko. Wzięłam butelkę, wlałam do niej przegotowaną wodę i włożyłam do mikrofalówki, aby ją podgrzać. Po kilku sekundach z szafki wyciągnęłam mleko w proszku i posługując się miarką wsypałam odpowiednią ilość do butelki. Zakręciłam i poruszałam butelką, aby wszystko wymieszać. Kierowałam się do pokoju dziecięcego, weszłam na schody i po chwili byłam już w pokoiku. Przystąpiłam do karmienia Leosia. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ na początku z zapałem pił mleko, lecz niestety długo to nie trwało i po chwili musiałam go błagać, aby więcej zjadł.
-Leoś, zjedz więcej, błagam Cię. Synku - nic to nie dało, a mały się śmiał - no pięknie, jeszcze się ze mnie nabijaj - zaśmiałam się - Widzę, że nic to nie da.
Westchnęłam i odstawiłam butelkę na stolik. Pochodziłam chwilkę po pokoju z synkiem na rękach, a kiedy byłam już pewna, że mogę go położyć do łóżeczka, delikatnie odciągnęłam go od siebie i włożyłam do miejsca, w którym miał spać. Ku mojej uciesze, szybko zasnął, więc spokojnie mogłam skierować na dół. Odłożyłam butelkę do kuchni i wróciłam do salonu, gdzie trochę posprzątałam i usiadłam w fotelu. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach w poszukiwaniu czegoś, co by mnie zaciekawiło. Po chwili znalazłam jakąś komedię, więc wygodnie się rozsiadłam i skupiłam swoją uwagę na filmie.

*Marco*
    Zabrałem klucze, dokumenty oraz portfel i wyszedłem z domu. Wcześniej pożegnałem się oczywiście z moimi skarbami. Wsiadłem do auta i ruszyłem na zakupy świąteczne. Po niecałych dziesięciu minutach byłem pod dortmundzką galerią. Wjechałem na parking, wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę windy. Wszedłem do niej i wcisnąłem przycisk z numerem zero. Kiedy z niej wyszedłem byłem obok umówionego miejsca. Na ławce obok fontanny siedział już Mario. Podszedłem do niego i przywitaliśmy się
-To gdzie idziemy? - zapytałem
-Masz już jakiś prezent, albo pomysł?
-No nic nie mam - skrzywiłem się.
-Ja też - zaśmiał się mój przyjaciel.
-Stary, co my kupimy naszym paniom?
-Ja się chce oświadczyć Paulinie przy kolacji, ale jeszcze prezent trzeba.
-No, no - zaśmiałem się - gratuluję.
-Jakąś biżuterię kupię i coś się dalej wymyśli, a Ty jak?
-Biżuteria, może jakieś perfumy? Nie mam pojęcia.
-Znajdziemy coś dla wszystkich.
-Musimy.
    Skierowaliśmy się do pierwszego sklepu. Obaj chcieliśmy szybko znaleźć prezenty. Chodziliśmy już półtorej godziny i mieliśmy tylko połowę prezentów dla bliskich. Zrobiliśmy się głodni, więc poszliśmy na pizzę. Rozdaliśmy kilka autografów, zrobiliśmy parę zdjęć z fanami i wróciliśmy do reszty zakupów. Tym razem poszło nam o wiele szybciej i już niecałą godzinę później, żegnałem się z Mario i wsiadłem do swojego auta. Wyjechałem na ulicę i włączyłem się do ruchu. Przypomniałem sobie, że miałem zrobić zakupy, więc skręciłem i ruszyłem do sklepu. Do wózka wrzucałem wszystkie potrzebne produkty. Starałem się to robić jak najszybciej, aby być już w domu z Natalią i Leo. Stałem właśnie w kolejce i już po chwili płaciłem za
zakupy. Zabrałem siatki i włożyłem do bagażnika. Po kilku minutach wjechałem na posesję i zaparkowałem w garażu. Wysiadłem, zabrałem prezenty i chciałem wejść niepostrzeżenie do domu, aby móc je schować. Przekroczyłem próg domu i kierowałem się schodami do pokoju gościnnego. Otworzyłem szafę i włożyłem je do niej. Miałem nadzieję, że nikt tego nie znajdzie, najwyżej później zmienię miejsce kryjówki. Po cichu wróciłem do auta po zakupy i na spokojnie kierowałem się do mieszkania. Odstawiłem siatki pełne produktów do kuchni i rozebrałem się w holu. Ruszyłem do salonu i zauważyłem, że moja żona śpi na fotelu. Podszedłem do kanapy i zabrałem koc, który leżał na oparciu, aby przykryć moją ukochaną. Otuliłem ją i pocałowałem w głowę. Zajrzałem do naszego synka, ale ten smacznie spał, więc poszedłem rozpakować zakupy. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu, usłyszałem płacz dziecka. Szybko skierowałem się do pokoju Leo. Wziąłem go na ręce i momentalnie się uspokoił. Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczkami. Odwróciłem głowę w bok i ujrzałem moją miłość opartą o framugę drzwi. Podeszła i przytuliła się do nas.
-Zrobię kolację - odparła po chwili i wyszła z pomieszczenia.

*Natalia*
    Obudził mnie płacz dziecka, więc zerwałam się z fotela i ruszyłam na górę. Zobaczyłam, że Marco trzyma Leo na rękach. Podeszłam i się do nich przytuliłam. Po chwili stwierdziłam, że zrobię kolację i ruszyłam do kuchni. Nie za bardzo wiedziałam, co zrobić do jedzenia, dlatego wróciłam do pokoju Leosia. Widok jaki tam zastałam okropnie mnie rozczulił. Leo leżał na łóżku, a Marco był zaraz nad nim i go rozbawiał. Nie chciałam im przeszkadzać, więc wymknęłam się cicho do kuchni i rozmyślałam nad kolacją. Po chwili przyszedł do mnie mój mąż.
-Kocham Cię - pocałowałam go i wtuliłam w jego ciało.
-Też Cię kocham - pocałował mnie w głowę - ale jestem głodny - zaśmiał się.
-Faceci - wystawiłam język.
-To co? Robimy coś do jedzenia? - zapytał i założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Jasne - uśmiechnęłam się.
    Zabraliśmy się za lekką kolację i już po chwili konsumowaliśmy to, co przyrządziliśmy.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 12.

    ''Sakrament małżeństwa jest znakiem związku Chrystusa i Kościoła. Udziela on małżonkom łaski miłowania się wzajemnie tą miłością, jaką Chrystus umiłował Kościół. Łaska sakramentu udoskonalona zatem ludzką miłość małżonków, umacnia ich nierozerwalną jedność i uświęca ich na drodze do życia wiecznego.''

    To już dzisiaj. Już dzisiaj zostanę żoną Marco. Już dzisiaj moje nazwisko zmieni się z Miller na Reus. W dniu dzisiejszym również odbędą się chrzciny naszego synka. Mój narzeczony jest u chłopaków, a ja zostałam w domu i czekałam na przyjście pomocy. Do drzwi zadzwonił dzwonek, a do środka weszły dziewczyny, które miały mi pomóc w przygotowaniach, a była to Paulina, Agata i Ewa. Przywitałam się z nimi i zabrałyśmy się do pracy. Usiadłam na krześle, a panna Deme bawiła się w fryzjera. Żona Łukasza oraz małżonka Kuby zajęły się Leo.
-Natalia, nie denerwujesz się? - zapytała Ewka.
-Ja się okropnie stresowałam - zaśmiała się Agata.
-Może Marco nie ucieknie jak mnie zobaczy.
-Tylko czasem Ty mu nie ucieknij.
-Oj, nie wierć się tak - zdenerwowała się Paulina.
    Kiedy moja przyjaciółka skończyła robić mi włosy, za makijaż zabrała się Ewa.
-Nie chcę Was straszyć, ale powinnyśmy się pospieszyć, bo nie zdążymy - poganiała nas Agata.
    Szybko pobiegłam do łazienki i ubrałam białą bieliznę. Dziewczyny pomogły mi założyć suknię ślubną.
Chciałam suknię, taką jak mają księżniczki. Długo szukałam tej odpowiedniej, ale było warto. Na nogi włożyłam szpilki koloru białego, a do ręki wzięłam bukiet kwiatów. Nie miałam welonu. Usłyszałyśmy płukanie do drzwi, a po chwili ujrzałyśmy Mario. Podszedł do Pauliny i powiedział jej coś do ucha, po czym zauważyłam, że pocałował ją w policzek.
-Wszystkie ślicznie wyglądacie - zaśmiał się - gotowe? Kuba i Łukasz są już na dole. Ja oddam Natalię Marco, więc mi nie uciekaj - puścił oczko Deme.
    Posłałam jej wzrok typu: wszystko mi później powiesz. Zeszłam po schodach i wsiadłam do białego auta bruneta. Jechała z nami nasza przyjaciółka. Powoli zaczynałam się denerwować. Mój żołądek wywracał się do góry nogami. Długo nie jechaliśmy i już po kilku minutach byliśmy pod kościołem. Götze oznajmił, że jesteśmy na miejscu, więc wysiadłyśmy z auta. Przygładziłam dłońmi materiał sukienki i ze zdenerwowaniem trzymałam bukiet.
-Moja Natalia już wychodzi za mąż - z oczu brunetki popłynęły łzy.
-Ej, nie płacz, bo i ja się rozmażę - zaśmiałam się i ją przytuliłam.
-Idę, bo się poryczę - zaśmiała się.
    Paulina poszła do kościoła, aby być już na miejscu, które miała zajmować. Była druhną na weselu, natomiast Götze był drużbą. Usłyszeliśmy Marsz Mendelssohna. Mario spojrzał na mnie znacząco i wystawił swoją rękę.
-A co Ty na to, żebyśmy uciekli? Weźmiemy razem ślub. Natalia Götze, lepiej niż Natalia Reus. Moje nazwisko ładniejsze - zaśmiał się.
-Oh, tak. Ucieknijmy - zawtórowałam mu.
    Mario próbował rozładować stresującą atmosferę. Musieliśmy się opanować, ponieważ już wchodziliśmy do kościoła. Na naszych twarzach gościły uśmiechy. Szłam trzymając rękę Mario, który posyłał mi uśmiechy. Stanęliśmy przed ołtarzem, przed którym był już Marco. Wyciągnął swoją dłoń, którą złapałam, a Mario powiedział mu coś na ucho i stanął za nami. Posłałam uśmiech Deme, a następnie popatrzyłam w oczy mojego - jeszcze - narzeczonego. Msza się rozpoczęła. Nadszedł czas zawarcia małżeństwa. Kapłan zwrócił się co nas, abyśmy wyrazili zgodę małżeńską.
-Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podajcie sobie prawe dłonie i wobec Boga i Kościoła powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej - wygłosił ksiądz.
    Zwróciliśmy się z Marco ku sobie i podaliśmy swoje prawe dłonie. Kapłan związał je końcem stuły. Mój ukochany powtarzał za księdzem.
-Ja, Marco, biorę Ciebie Natalio, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
    Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Reus mocniej ścisnął moją dłoń.
- Ja, Natalia, biorę Ciebie Marco, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
    Po potwierdzeniu małżeństwa, nastąpiło błogosławieństwo obrączek.
-Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki.
    Marco wziął do ręki pierścionek i nałożył mi go na palec serdeczny.
-Natalio, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
    Po raz kolejny po moich policzkach popłynęły łzy. Zacisnęłam wargi, aby je uspokoić. Podniosłam obrączkę przeznaczoną dla Marco i wkładając go na ten sam palec, co on mi, wypowiadałam.
-Marco, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
    Z ust kapłana wypłynęły słowa, na które oboje z moim - już - mężem czekaliśmy.
-Możesz pocałować panią młodą.
   
    Blondyn zbliżył się do mnie i musnął moje usta. Z oczu popłynęły mi kolejne łzy. Oddawałam czułość, lecz szybko ją przerwaliśmy. Teraz mieliśmy ochrzcić naszego synka. Paulina podała mi dziecko i stanęła obok mnie, a Mario obok Marco. Kapłan przeczytał fragmenty z Pisma świętego i wygłosił krótką homilię. Po modlitwie z egzorcyzmem, ksiądz wygłosił błogosławieństwo nad wodą i przeszedł do pytań do nas i do chrzestnych, którymi byli Paulina oraz Mario. Nastąpił moment, w którym główka dziecka została polana trzykrotnie woda i kapłan wymówił formułę.
-Leonardo, ja Ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha.Świętego.
    Uroczystość w kościele się zakończyła. Marco złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Wyszliśmy przed budynek i przywitały nas płatki białych róż. Zaproszeni goście złożyli nam życzenia. Wszędzie było pełno fotoreporterów, lecz nigdzie nie było mojej rodziny. Wysłałam im zaproszenia, ale nie pojawili się. Mam jeszcze cichą nadzieję, że będą w restauracji. Gdzieś w głębi mnie coś chciało, aby się pojawili. Z zamysłu wyrwał mnie Marco, który zamruczał do mojego ucha. Jechaliśmy samochodem na miejsce, w którym miała odbyć się reszta uroczystości. Na przodzie siedziała Paulina z Mario.
-Natalia Reus. Jak to pięknie brzmi - pocałował mnie w policzek - Natalia, Leonardo i Marco Reusowie - zaśmiał się.
-Kocham Cię.
-Też Cię kocham - przytulił mnie.
    Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Restauracja była połączona z hotelem, który również zarezerwowany został dla gości. Leo odebrała ode mnie mama Marco, a teraz moja teściowa, która zaoferowała, iż zajmie się nim oraz Nico. W pewnym momencie straciłam grunt pod stopami, poczułam, że się unoszę. To Marco przenosił mnie przez próg.
-Łukasz wspominał, że tak jest w Polsce - wyszeptał mi do ucha, a następnie postawił z powrotem na ziemi.
    Pierwszy taniec. Marco wyciągnął w moją stronę dłoń, a kiedy ją ujęłam, przyciągnął mnie do siebie. Drugą rękę położyłam na ramieniu mojego męża, natomiast jego dłoń spoczywała na moich plecach. Delikatnie kołysaliśmy się w rytm muzyki.
-Gorzko! Gorzko! Gorzko!
    Krzyknęli w pewnym momencie Polacy, a po chwili wszyscy zgromadzeni goście skandowali wraz z moimi rodakami. Zbliżyłam swoją twarz do twarzy blondyna i jak to miałam w zwyczaju stanęłam na palcach, aby dotknąć jego ust. Ujął delikatnie mój podbródek i pogłębił pocałunek. Było idealnie. Przerwaliśmy czułość i razem z obecnymi ruszyliśmy do stołu. Podano nam pierwsze danie, a po nim przeszedł czas na drugie oraz na deser. Na naszej uroczystości była rodzina ze strony Marco, nasi przyjaciele oraz znajomi, a także klubowi koledzy i koleżanki. Nie zabrakło trenera BVB i trenera żeńskiej
drużyny Bayernu Monachium oraz selekcjonera reprezentacji Niemiec. Ludzi było mnóstwo. Potańczyliśmy chwilę i o 18:00 wyszliśmy, aby zrobić zdjęcia. Wraz z rodzicami, świadkami oraz przyjaciółmi wyjechaliśmy na sesję na łące przy jeziorze. Rodzice wrócili do restauracji, a my pojechaliśmy na Signal Iduna Park. Zastaliśmy tam całą drużynę z trenerem na czele. Zrobiliśmy kilka zdjęć, nie kilka a nawet może i kilkaset. Będzie co oglądać. Zmieniłam szpilki na buty do bieganie, podniosłam suknię i razem z Paulina zaczęłyśmy się bawić piłką. Mężczyźni stali z boku i obserwowali nasze poczynania. Długo nie wytrzymali i się do nas przyłączyli. Jak się później okazało, wszystko zostało nagrane. Leo już zasnął, więc wróciliśmy do restauracji i wpadliśmy w wir zabawy. Przetańczyłam, chyba z każdym kto był na weselu. O północy nadszedł czas na rzucenie bukietem i krawatem. Usiedliśmy na krzesłach, a Paulina oraz Mario zawiązali nam oczy. Kobiety ustawiły się w kółeczku i tańczyły w rytm granej muzyki. Orkiestra przestała grać, a ja wyrzuciłam za siebie bukiet i zdjęłam opaskę.         Odwróciłam się i zobaczyłam, że wiązankę kwiatów złapała Paulina. Zaśmiałam się i wróciłam na poprzednie miejsce. Panowie weszli na miejsce pań i zaczęli tańczyć... kankana. Mało się nie popłakałam ze śmiechu. Powiedziałam Marco, kto złapał kwiaty. Chciał ustawić tak, aby jego krawat złapał Mario. Ustawka, często tak jest na weselach. Muzyka ucichła, a ja szepnęłam, aby rzucił w prawo. Wszystko poszło po naszej myśli i Götze złapał kawałek materiału. Złapałam mojego męża, jak to cudownie brzmi, za rękę i zeszliśmy na bok, robiąc miejsce naszym świadkom. Ci mieli zatańczyć razem, a na koniec się pocałować. Bujali się w rytm muzyki, a na końcu Paulina chciała dać buziaka w policzek Mario. On natomiast zwinnym ruchem przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Trwali w długim pocałunku, na koniec wypowiedzieli do siebie kilka zdań i zeszli wtuleni w siebie. Jeszcze się dowiem co tam do siebie mówili. W godzinach porannych wróciliśmy do domu.
-Pani Reus, kocham panią.
-Ja też pana kocham, panie Reus.
    Złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku i daliśmy upust naszej miłości.


piątek, 31 października 2014

Rozdział 11.

    Już za pięć dni zostanę żoną Marco. Nie mogę w to uwierzyć. Gdyby mi ktoś jeszcze dwa lata temu powiedział, że moim mężem będzie Reus, to bym go, chyba wyśmiała. Ktoś taki jak on może mieć każdą dziewczynę. Modelkę, tancerkę, aktorkę, piosenkarkę, a on wybrał mnie. Zwykłą Polkę, która grała w piłkę nożną. Do tej pory, to do mnie nie dociera. Kiedy Mario nas sobie przedstawił, nie mogłam oderwać od niego wzroku. I ten jego zniewalający uśmiech. Potem zapytał mnie o numer, który sobie zapisał. Byłam okropnie szczęśliwa. Pisaliśmy i rozmawialiśmy ze sobą całymi dniami. Zakochałam się w nim, ale nic mu o tym nie mówiłam. Następnie te wspólne wakacje iii... staliśmy się parą. Bajka. Wiele osób mówiło, że mnie zdradzi, najwięcej teraz, kiedy byłam w ciąży, ale jest mi wierny. Ufamy sobie. Nie mam kontaktu ze swoją rodziną. Nawet Michał się ode mnie odwrócił. Nie dzwoni, nie piszę, nie odbiera ode mnie telefonów. Smutne, ale teraz mnie to już nie rusza. Dzisiaj mieliśmy jechać do rodziców Marco. Poznałam ich dwa dni po odnalezieniu naszego synka. Przyjęli mnie bardzo miło i ciepło. Mama blondyna to wspaniała kobieta, jego ojciec również jest świetnym człowiekiem. Na dzisiejszym obiedzie miałam poznać siostrę mojego narzeczonego.
    Wyswobodziłam się z uścisku mężczyzny i zeszłam do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia dla mojego partnera. Dosyć długo śpi, ponieważ jest godzina 11:40. Do rodziców umówieni jesteśmy na godzinę 14:00, więc około 12:40 będziemy musieli wyjechać, aby jeszcze im pomóc. Kiedy wszystko było przygotowane, skierowałam się do pokoiku dziecięcego. Wyszłam po schodach i weszłam do pomieszczenia. W łóżeczku leżał nasz szkrab, ale nie spał. Był nadzwyczaj za cicho.
-Hej malutki. Co Ty nie śpisz i jesteś tak cicho? Dziwne - zaśmiałam się - chodź, obudzimy tatusia.
    Wzięłam małego na ręce i poszłam z nim do sypialni. Lecz zanim wyszliśmy, nakarmiłam go i odczekałam chwilkę. Marco spał, tak jak zanim wyszłam. Położyłam Leo obok niego, a sama usiadłam na łóżku. Patrzyłam jak Reus się przebudza. Zasypanym wzrokiem na nas popatrzył i posłał jeden ze swoich firmowych uśmiechów. Przygarnął do siebie synka i położył go na swoim torsie. Poklepał ręka miejsce obok siebie, dając mi znak, że chce, abym się położyła, ale musiałam odmówić. Uprzedziłam go, która godzina oraz, że ma już przygotowane śniadanie. Udawał obrażonego. Ja jedynie pokręciłam głową ze śmiechem i zeszłam do kuchni. Do szklanki nalałam soku pomarańczowego i postawiłam obok talerza ze śniadaniem.
Zerknęłam do salonu i zobaczyłam, że blondyn idzie w moim kierunku. Usiadł na krześle i posadził dziecko na swoich kolanach. Zjadł śniadanie i ani słowem się do mnie nie odezwał. Ta sytuacja była dla mnie zabawna. Po posiłku wyszedł do salonu i usiadł na kanapie. Zajęłam obok niego miejsce i patrzyłam na nasze maleństwo. Siedzieliśmy dosyć długo w ciszy, którą przerywał co jakiś czas odgłos odbiegający z telewizji.
-Nie mów, że jesteś obrażony - zaśmiałam się.
-...
-No przestań. Za co?
-...
-Marco nooo.
-...
-Tylko i wyłącznie, dlatego, bo mamy mało czasu do wyjazdu i się obok nie położyłam?
-...
-A obrażaj się.
    Zabrałam Leo i wyszłam z nim, aby zmienić mu pieluchę. Po wykonaniu zadania, włożyłam go do łóżeczka i zabrałam się za pakowanie torby z jego rzeczami. Sprawdziłam, czy wszystko mam i ubrałam kopie mojego narzeczonego. Leo był do niego bardzo podobny. Ponownie zabrałam go na ręce, a na ramieniu zawiesiłam torbę dla dziecka. Zeszłam do salonu i włożyłam małego do nosidełka. Usłyszałam odgłos kroków, które zmierzały w moim kierunku, a po chwili Marco przytulił się do mnie od tyłu. Musnął ustami moją szyję i odwrócił mnie w swoją stronę.
-Przepraszam kotku - przytulił mnie.
-Ja też przepraszam. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też kocham.
   Popatrzyłam mu w oczy i złożyłam pocałunek na jego ustach, który pogłębił. Nie chciałam tego przerywać, ale musieliśmy się liczyć z tym, że jesteśmy umówieni na obiad. Zabrałam swoją torebkę i rzeczy Leosia, a Marco zabrał nosidełko i wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam na tylnym siedzeniu w samochodzie. Po czterdziestu minutach zatrzymaliśmy się przed ładnym i dosyć dużym domem. Wszystko wskazywało na to, że dotarliśmy na miejsce.
-Kochanie, to tutaj - odwrócił się w naszą stronę Marco.
-Boję się - zaśmiałam się.
-Kotku, moi rodzice Cię uwielbiają.
    Wyszłam z samochodu i zabrałam nosidełko. Reus oczywiście zabrał małego i złapał mnie za rękę. Zadzwonił dzwonkiem i otworzył drzwi. Weszliśmy do środka, a na korytarz wyszła mama Marco. Pani Reus przywitała się z nami i obdarowała nas buziakiem w policzek, a także mocno przytuliła.
-Pomoc pani w czymś?
-Jaka pani? - zaśmiała się, a mi zrobiło się głupio - mów mi mamo, w końcu jesteś wybranką mojego Marco. Tyle nam o Tobie odpowiadał - uśmiechnęła się życzliwie.
    Blondyn zauważył, że jest to dla mnie dosyć niekomfortowa sytuacja i powiedział, że pokaże mi dom. Kiedy zniknęliśmy w salonie, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Chciał coś powiedzieć, ale zacinał się i śmiał dalej.
-Mów mi mamo - naśladował swoją rodzicielkę, nadal się śmiejąc.
-A idź.
    Popchnęłam go delikatnie, a on położył się na kanapie. Złapał mnie za rękę i pociągnął mnie do siebie. Upadłam na niego, a on mnie do siebie przytulił. Leo, który leżał naprzeciwko nas w nosidełku, był uśmiechnięty. Odwróciłam głowę w stronę jadalni i zauważyłam mamę Marco. Stała uśmiechnięta. Speszyłam się i uwolniłam z uścisku Reusa. Wstałam i poprawiłam bluzkę. Kobieta zaśmiała się i wróciła do kuchni.
-No patrz jaka ta Twoja mamusia się zrobiła - wziął na ręce synka - chodź, pokażę Ci mój pokój.
    Weszliśmy po schodach i skręciliśmy w prawo. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Niemiec je otworzył i gestem ręki zaprosił do środka. Przekroczyłam próg pomieszczenia, a za mną wszedł mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Ściany pomalowane były na zielono, a gdzieniegdzie wisiały plakaty znanych piłkarzy. Rozejrzałam się dookoła. Na swoim łóżku leżał już ojciec z dzieckiem. Usiadłam obok nich i oparłam się o nogi blondyna. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i zeszliśmy na dół.
-Mamo, a tak w ogóle, to gdzie tata? - zapytał.
-Powinien już zaraz być - posłała uśmiech - ślicznie razem wyglądacie, synku.
    Usłyszałam dzwonek i po chwili zobaczyłam kobietę i mężczyznę z około 4-5 letnim chłopczykiem. Marco wstał, podszedł do nich i się przywitał. Siedziałam na kanapie z dzieckiem na rękach.
-Mel, poznaj moją narzeczoną, a już za kilka dni moją żonę - wstałam i podeszłam do nich - Kochanie, to moja siostra Mel.
-Cześć, Marco mi o Tobie dużo opowiadał - podała mi dłoń.
-Hej, mam nadzieję, że nic strasznego nie mówił - zaśmiałam się.
-Wypowiadał się o Tobie w samych superlatywach.
-Wujek - krzyknął chłopiec.
-Nico, chodź tu - wziął go na ręce - Nico, to jest ciocia Natalia, to na nasze wesele przyjedziecie.
-Dzień dobly.
-Kotku, poznaj małego łamacza serc - zaśmialiśmy się.
-A kto to? - zapytał siostrzeniec mojego narzeczonego.
-To jest Twój kuzyn, Leo.
-Dlacego on nic nie mówi, a lobi lulu?
-Jak Ty byłeś taki jak on to też nic nie mówiłeś i spałeś - wytłumaczył mu piłkarz.
-Cyli nie mogę z nim polozmawiać?
-No jeszcze nie - zaśmiał się.
-Siadajcie dzieci do stołu - do salonu weszła pani Reus.
    Zasiedliśmy do stołu, na którym był już podany obiad. Atmosfera, która panowała była cudowna. Czuć było tą rodzinną miłość, bliskość.
-A jak się poznaliście? - zapytał ojciec Marco.
-Mario nas poznał. Kiedy się przeprowadził od razu do niego pojechałem i tam poznałem Natalię - pocałował mnie w policzek, a ja się delikatnie zarumieniłam.
-Jesteś z Monachium?
-Nie. Jestem z Polski, a do Monachium przyjechałam, aby grać w tamtejszym klubie.
-Masz szczęście Marco - zaśmiał się - kto wytrzyma z takim brudasem, leniem i masz jeszcze dwie lewe ręce do gotowania.
-Dzięki tato - mruknął blondyn i się zaśmiał.
-Oj, nie jest tak źle - popatrzyłam piłkarzowi w oczy - nie gotuje źle i jak się go poprosi to posprząta.
-Widzicie - ożywił się.
-Czyli połączyła Was piłka - odezwała się Melanie.
-To ciocia też gla tak jak wujcio?
-Już nie gram - posmutniałam.
-A dlacego?
-Doznałam kontuzji.
-A jakiej?
-Takiej jak Kuba i Neven, co Ci pokazywałem - wytłumaczył Marco.
-Aaa, to chyba wiem - odpowiedział dumnie.
    Po pysznym obiedzie mama Marco przyniosła albumy ze zdjęciami. Mężczyźni Ci duzi i Ci mali siedzieli w salonie, a my posprzątałyśmy ze stołu w jadalni i usiadłyśmy na krzesłach. Przeglądałyśmy zdjęcia Marco. Był taki słodki iii... rudy? Jego mama powiedziała, że dopóki nie skończył pięciu lat, jego włosy były rude.
-Mamooo - zawył mój narzeczony - robisz ze mnie pośmiewisko.
-Skarbie, byłeś uroczy - pocałowałam go w policzek.
-A teraz to nie jestem? - udawał smutnego.
-Jesteś nadal - zaśmiałam się.
    Poczułam jego usta na swoich. Niechętnie oderwałam się od niego. Usłyszeliśmy, że jesteśmy słodcy. Zostaliśmy przy stole sami i oglądaliśmy resztę zdjęć. Słuchałam też opowieści, które były związane z poszczególnymi fotografiami. O godzinie 19:00 szykowaliśmy się do wyjścia. Podziękowaliśmy rodzicom Marco, a niedługo moim teściom za gościnę i wróciliśmy do domu. Obejrzeliśmy razem film i poszliśmy do sypialni.
-Kotku, a może byśmy tak - zerknął na łóżko i poruszał zabawnie brwiami - no wiesz.
-Nie wiem - zaśmiałam się i pocałowałam Reusa - kocham Cię.
-Kocham Cię.
-Mhm - zamruczałam mu do ucha.
-Nieee - zajęczał Marco, ponieważ Leo zaczął płakać - odpłacę się kiedyś Leonardo, zobaczysz - zaśmiał się i ruszył do pokoju dziecięcego.
-Kocham Cię - krzyknęłam za nim.

piątek, 24 października 2014

Rozdział 10.

    Od mojego wyjścia ze szpitala minęły dwa tygodnie, a co za tym idzie? Czternasty dzień poszukiwań naszego Leo. Marco stara się być silny, ale widzę, że bardzo się przejmuje. Wracałam do domu od Ewy. Poprosiła mnie, abym zajęła się chwilę Sara, ponieważ musiała załatwić kilka spraw na mieście, a nie miała z kim zostawić córeczki. Od naszego domu dzieliło mnie 100 metrów, kiedy zobaczyłam Simone. Pomachałam jej, a gdy mi odmachała, zatrzymała wózek. Przyspieszyłam kroku i po chwili znalazłam się obok niej. Przywitałyśmy się i rozpoczęłyśmy krótką rozmowę.
-Kochana, słyszałam o tym porwaniu. Jak się czujesz? - zapytała.
-Szkoda mówić, lepiej powiedz co u Ciebie.
-Urodziłam i wróciłam po resztę rzeczy.
-Wyprowadzasz się?
-Tak. Wracam do rodzinnego domu.
-A jak tam Twój synek? Kiedy urodziłaś?
-Piętnastego maja.
-To tak jak ja - posłałam smutny uśmiech.
    Na nasz podjazd wjechało dobrze znane mi auto. Samochód się zatrzymał i wyszedł z niego mój Marco. Swoje kroki skierował w naszą stronę. Kiedy znalazł się obok, przywitał się ze mną czułym buziakiem, a Simone powiedział krótkie 'cześć'.
-Mogłabym zobaczyć twojego synka? - zapytałam, ponieważ ciągle był zakryty.
-Wiesz jest zimno.
-Co Ty, Simone jest trzydzieści stopni - zdziwił się Reus.
    Próbowała się wykręcić, lecz kiedy dziecko zapłakało musiała wziąć je na ręce. Odwróciła główkę dziecka od nas. Marco popatrzył na mnie zdziwiony. Pielucha upadła na ziemię, więc schyliłam się po nią, aby podać młodej matce. Chcąc nie chcąc zobaczyłam twarz dziecka. Było strasznie podobne do naszego Leo. Zdezorientowana złapałam piłkarza za rękę. Niemka włożyła synka do wózka i odjechała do swojego ogrodu. Kiedy wróciliśmy do domu, usiadłam na kanapie. Po chwili obok mnie zjawił się mój narzeczony. Oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął. Oglądaliśmy jakiś film, dokładnie nie wiem nawet o czym był. Nie mogłam się skupić na niczym. W głowie miałam synka Simone, który był jak Leo. Wyszłam do kuchni i wyjęłam z szafki szklankę, która upadła z hukiem na podłogę, w wyniku czego się rozbiła. W pomieszczeniu momentalnie pojawił się mój partner. Zbierałam kawałki szkła z posadzki.
-Zostaw to - złapał mnie za ręce.
-Marco - z moich oczu popłynęły łzy.
-Kotku, odnajdziemy go.
-Marco, ja go widziałam.
-Jak to? Gdzie?
-Simone. Synek Simon jest jak nasz Leo.
-Ehh - westchnął - też mam to samo. Miałem Ci powiedzieć. Sprawdzimy to.
-Ale skąd ona by mogła mieć naszego Leo?
-Trzeba to sprawdzić. Jedziemy na komisariat.
-Stała się w pewnym sensie moją przyjaciółką.
-Kochanie, trzeba to sprawdzić. Skoro i Ty i ja widzieliśmy Leo. Chodź, jedziemy.
    Założyliśmy buty, zabrałam torebkę, a Marco klucze od auta oraz portfel i szybko wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy na komisariat tutejszej policji. Powiedzieliśmy o wszystkim. Oznajmili, że to sprawdzą. Wróciliśmy do domu, a na schodach zastaliśmy Kubę i Łukasza.
-Dostaliśmy SMS-a - odparł Błaszczykowski.
-Co Wam powiedzieli? - zapytał Piszczek.
-Powiedzieli, żebyśmy wrócili do domu, a oni za chwilę będą.
-Coś jeszcze? - dopytywali.
    Opowiedzieliśmy całą sytuację, która miała miejsce trzy godziny temu. Pozbierałam resztki szkła, które leżały nadal w kuchni i zabrałam się za zrobienie obiadu, ponieważ Agata i Ewa wyjechały z dziećmi do Polski, więc mężczyźni byli sami. Zrobiłam rybę z pieczonymi ziemniakami i zaniosłam do jadalni. Zawołała chłopaków na obiad i zasiedliśmy do stołu. W pewnym momencie do drzwi zadzwonił dzwonek. Marco wstał i poszedł, aby zobaczyć, kto to. Do korytarza wrócił z jakąś kopertą.

*Marco*
    Jedliśmy obiad przygotowany przez Natalię, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi, ale nikogo nie było. Na wycieraczce leżała jakaś koperta. Schyliłem się i podniosłem kartkę. Otworzyłem ją i wyciągnąłem zawartość. Czytając usiadłem na krześle. Ktoś zażądał pieniędzy za naszego synka. Czytałem te zdania kilka razy.
'Jeśli chcesz zobaczyć swoje dziecko, przynieś dzisiaj o 22:00, 100 tysięcy do parku. Inaczej nigdy nie zobaczysz dziecka.'
-Co to? - zainteresowali się.
-Jadę na policję - pewnie odparłem.
-Jedziemy z Tobą - odparli.
    Wsiedliśmy do auta i po raz kolejny 'odwiedziliśmy' komisariat policji. W samochodzie pokazałem kartkę Polakom, a na miejscu oddałem to w ręce policji. Ustaliliśmy, że pójdę do parku, a funkcjonariusze będą w pobliżu i nie będą się rzucać w oczy. Odwieźliśmy Łukasza i Kubę do domu i wróciliśmy do siebie. Posprzątaliśmy po obiedzie i usiedliśmy na kanapie. Natalia się martwiła, była znowu nieobecna. Przytuliłem ją i obiecywałem, że wszystko będzie dobrze. Była już 21:30. Coraz bardziej odczuwałem zdenerwowanie. Nie myślałem o tym, że coś by mi się mogło stać, bardziej o to, że coś może się stać Leo. Natalia nie wypuszczała mnie z uścisku. Od trzydziestu minut są u nas Mats, Kuba i Łukasz. Mają pilnować Natalii, aby została w domu. Nie zgadzała się na to, abym sam tam poszedł. Ubrałem się i byłem gotowy do wyjścia. Podszedłem do mojej ukochanej i przywarłem do jej ust.
-Kocham Cię, zobaczysz wrócę tu z Leo - zamknąłem jej usta swoimi.
    Nie czekając na odpowiedź wyszedłem z domu i skierowałem się do parku. Krążyłem i czekałem na umówioną godzinę. Zauważyłem jakąś postać, która zmierzała w moją stronę. To był jakiś facet.
-Masz pieniądze? - zapytał.
-Najpierw dziecko.
-Niech będzie.
    Zrobił dziwny gest ręką, a po pewnym czasie przy nas zjawiła się kobieta. Swoją posturą przypominała mi Simone. Nie myliłem się, to była ona.
-Witaj Marco - zaśmiała się, a dziecko zaczęło płakać.
-A teraz pieniądze - przypominał się ten mężczyzna.
    Nawet nie wiem, w którym momencie znalazła się obok policja. Poczułem uderzenie w głowę, a kiedy doszedłem trochę do siebie, ujrzałem uciekającego faceta. Tego, który chciał pieniądze. Nie mogłem odpuścić i ruszyłem za nim. Cała sytuacja nadal toczyła się w parku. Udało mi się go złapać i powalić na ziemię. Zaczęliśmy się bić. Odciągali mnie od niego policjanci. Z jego twarzy lała się krew, a ja poczułem ją na swoich ustach.
-Gdzie mój syn? Gdzie Simone Becker? - zapytałem funkcjonariusza.
-Pana dziecko jest bezpieczne, a teraz zapraszam do radiowozu.
    Zapięli temu kolesiowi kajdanki i zaprowadzili do samochodu. Ja pojechałem innym. Policjant powiedział, że był z nimi jeszcze jeden i to od niego dostałem czymś w głowę, ale jego bez żadnego problemu złapali.

*Natalia*
    Marco wyszedł chwilę temu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chłopcy próbowali mnie jakoś uspokoić, ale na marne. Około 23:00 mój telefon zaczął dzwonić. Od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony komisariat policji w Dortmundzie. Czy przy telefonie pani Natalia Miller?
-Tak.
-Odnaleźliśmy pani dziecko.
-Naprawdę? - z moich oczu popłynęły łzy, łzy szczęścia - dziękuję bardzo.
-Proszę zabrać z komisariatu również Marco Reusa.
-Co się stało?
-Wdał się w bójkę z jednym z porywaczy.
-Jasne, już jadę. Dziękuję.
    Mężczyźni czekali, aż opowiem im rozmowę.
-Odnaleźli Leo - przytuliłam Łukasza - jadę na komisariat po niego i Marco - złapałam kluczyki do auta.
-Przestań, ja poprowadzę - zabrał mi je Piszczek.
-To my tu poczekamy.
    Wyszłam z piłkarzem z domu i wsiadłam do samochodu. Szybko znaleźliśmy się na miejscu. Weszliśmy na posterunek i podeszliśmy do pierwszego napotkanego policjanta. Zaprowadził nas do gabinetu, w którym był Leo. Podbiegłam do synka i wzięłam go na ręce. Przytuliłam go do swojego ciała. Nie płakał. Był spokojny. Patrzył na mnie tymi swoimi oczkami, a buzia zaczęła mu się cieszyć. Uśmiechnęłam się, a Łukasz zaczął rozśmieszać małego.
-Dziecko zostało przebadane. Mogą go państwo zabrać do domu.
-Dziękuję, a co z Marco Reusem?
-Już go przyprowadzam - posłał uśmiech.
    Kilka minut później do pomieszczenia wszedł mój narzeczony. Podszedł i nas przytulił.
-Mieli państwo rację. Simon Becker miała państwa dziecko, nie była w ogóle w ciąży. Razem ze swoim partnerem uknuli plan porwania ze szpitala. Oprócz tego wciągnęli w to przyjaciela. Porywacze do rozprawy zostaną w areszcie.
    Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do samochodu. Łukasz prowadził pojazd, a my usiedliśmy z tyłu. Pomiędzy nami był nasz mały szkrab. Marco mnie pocałował i nie chciał się oderwać.
-Ej, jesteśmy - zaśmiał się Piszczek.
    Wysiedliśmy i weszliśmy do domu. Kuba i Mats się na nas rzucili. W dosłownym znaczeniu tego słowa. Posiedzieli z nami chwilę i rozeszli się do swoich domów. Leo już spał w łóżeczku, a Marco wrócił do sypialni.
-Kocham Cię - pocałował mnie.
-Też Cię kocham - oddawałam każdą czułość.
    Poczułam ciężar ciała piłkarza na sobie, ale mi to nie przeszkadzało. Swoimi pocałunkami schodził po mojej szyi. Pozbył się mojej koszulki, a ja nie byłam mu dłużna i od razu zdjęłam z niego spodenki. Byliśmy w samej bieliźnie, kiedy usłyszeliśmy płacz Leo. Chciałam wstać, ale zrobił to Marco. Niecałą minutę później w sypialni zjawił się blondyn z dzieckiem.
-Nakarmię go - powiedziałam.
    Podał mi owoc naszej miłości, a ja przyłożyłam go do piersi, aby go nakarmić.
-Mały, wiesz co dobre - zaśmiał się - Widzisz? Ty możesz, a ja? - humor mu wrócił, ale to jak wszystkim.
    Leo od razu usnął, więc go położyłam, a kiedy wróciłam do sypialni Reus siedział na łóżku. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i złożyłam pocałunek na jego szyi.
-To na czym skończyliśmy? - składałam pocałunki na jego ciele.
-Uwielbiam Cię.
    Dokończyliśmy przerwaną czynność w łóżku.